W
dormitorium zapadła cisza, kiedy wszyscy zaczęli zastanawiać się nad
wypowiedzianymi słowami, nie tylko Jamesa, ale i innych. Nie dało się ukryć, że
byli przerażeni tym wszystkim. W głowie kłębiło im się wiele zniekształconych
myśli, kiedy raz po raz spoglądali na siebie. W tej chwili łącząca ich więź
wydała się niemal namacalna, co jeszcze bardziej przygnębiło skulonego na łóżku
Petera. Odwrócił głowę i jego wodniste oczy napotkały badawcze spojrzenie
orzechowych tęczówek. Zamarł, odnosząc wrażenie, że był w potrzasku podejrzeń
przyjaciela. A jednocześnie coś w jego wzroku mówiło, że bez względu na
wszystko, mógł liczyć na wsparcie nie tylko Jamesa, ale i reszty przyjaciół. To
tak jakby Potter zachęcał go do powiedzenia o swojej tajemnicy w tej chwili.
Peter ścisnął pościel, z
przerażeniem stwierdzając, że naprawdę miał na to ochotę. Pragnął w końcu
wyrzucić to z siebie i mieć już za sobą – a to była odpowiednia chwila, bo byli
wszyscy jego przyjaciele. Bił się z myślami i ostatecznie stwierdził, że zrobi
to spontanicznie, bez namyślania się, bo to tylko pogorszy sprawę. Uniósł głowę
i otworzył usta...
- To,
że nie możemy wstąpić do Zakonu, nie oznacza, że nie możemy robić czegoś na
własną rękę - powiedział w zamyśleniu Syriusz, zatrzymując się przy Jamesie.
Cała odwaga opuściła Glizdogona i
nie sądził, że szybko powróci. Nie chcąc, aby przyjaciele zwracali na niego
jeszcze większej uwagi, wyprostował się i uważnie wpatrzył w Blacka. To jedyne,
co mógł w tej chwili zrobić, bo im dłużej myślał o swej niedoli, tym bardziej
popadał w rozpacz. Na to jednak przyjdzie później pora, teraz musiał powoli
zacząć odpłacać się przyjaciołom za tę zdradę. Ale czy kiedykolwiek zmyje z
siebie bród tego grzechu?
Wiedział, że nigdy.
Syriusz powiódł spojrzeniem po
wszystkich zgromadzonych, mając w głowie obraz swojego brata. Ostatnio widywał
go coraz rzadziej, a nawet, jeśli przypadkiem go spotkał, to Regulus był zbyt
zamyślony, aby zwrócić na niego uwagę. W gruncie rzeczy, nie przeszkadzało mu
to, bo, choć mogło się tak nie wydawać, nie uśmiechało mu się ciągłe darcie
kotów z bratem. Bardziej martwiło go to, że Regulus coś knuł. I to z pewnością
nie było nic dobrego. Odchrząknął.
- Chyba
nie tylko ja widzę, co wyprawiają Ślizgoni, prawda? - Niemal wypluł to zdanie.
- Słuchajcie, nie wierzę, że mówię to akurat ja, ale koniec tego dobrego. Nie
mogę już dłużej siedzieć, śmiać się i wygłupiać, podczas kiedy po szkole chodzą
te gnidy, a ludzie poza murami Hogwartu giną. Mam gdzieś to, co mówi
Dumbledore. Może sobie być tym potężnym czarodziejem, ale na pewno nie jest
kimś, kto może mi, nam mówić, co mamy robić. Czy tego chce, czy nie, my już
jesteśmy w to wszystko zamieszani.
Odetchnął głęboko i spojrzał na
Jamesa, który wpatrywał się w niego uważnie, z typowym dla niego błyskiem w
oku. Syriusz klepnął go po przyjacielsku w ramię.
- No
dobra, ale co tak dokładnie macie zamiar zrobić? Będziecie ich szpiegować? -
spytała Lily, krzyżując ręce na piersiach.
- Oczywiście,
a jeśli okaże się, że coś rzeczywiście knują, wtedy pokażemy im, jak bardzo
Gryfoni potrafią być sprawiedliwi. - Black uśmiechnął się przebiegle.
- Chwila!
- powiedział stanowczo Remus, podnosząc dłoń. - Nie ma nawet mowy, abyś TY
wymierzał sprawiedliwość. Jeśli...
- Przecież
nie powiedziałem, że ja to zrobię – zaprotestował Syriusz. Wyglądał jednak mało
przekonująco.
- Znam
cię, Łapo – odparł spokojnie Lupin. - Jeśli odkryjemy jakiś spisek Ślizgonów
wtedy pójdziemy do Dumbledora. Zabawa w bohatera nie wyjdzie nam na dobre, jasne?
Syriusz burknął coś pod nosem, natychmiast
markotniejąc.
- Zrozumiano?
- powtórzył twardo Remus.
- Tak!
- warknął Black, ciężko opadając na łóżko obok Jamesa.
Z niezadowoleniem spojrzał na
Lunatyka, ale powstrzymał się już od komentarzy, ponieważ w głębi duszy
wiedział, że jego przyjaciel był po prostu najrozsądniejszy z nich wszystkich i
nie chciał, aby komuś coś się stało. Pokręcił głową i tak samo, jak pozostali,
spojrzał na Jamesa. Bo choć to Remus był tym mniej lekkomyślnym, to tak
naprawdę odnosił wrażenie, że powinni słuchać tego, co mówi Potter. Jakkolwiek
irracjonalnie to brzmiało, czuł, że James był swego rodzaju przywódcą i Syriusz
wiedział, że najlepiej się do tego nadawał.
- No
co? - spytał zdezorientowany okularnik, wyrwany z głębokiego zamyślenia.
- Co
robimy w takim razie? - westchnęła Elizabeth, wodząc wzrokiem od Jamesa do
Syriusza.
Potter wstał i rozłożył Mapę
Huncwotów. Jego bystre oczy zaczęły szukać tych osób, które według niego mogły
być ważne.
- Chyba
pobawimy się w szpiegów – odpowiedział w końcu, patrząc prosto na Remusa.
*
W kilka dni później, ich plan
nadal nie był zrealizowany, przez co Syriusz od rana chodził nabuzowany. Od
dłuższego czasu nosiło go, żeby coś zrobić i nawet sam próbował podsłuchiwać
Ślizgonów, ale na nic się to zdało. Remus i James doszczętnie oddali się
tłumaczeniu Peterowi transmutacji, bo po świętach miał zaliczać określony przez
McGonagall materiał. Fakt faktem, że na początku także mu pomagał, ale kiedy
odkryli, że tłumaczenie idzie mu równie źle, co gra w Quidditcha, subtelnie
kazali mu odejść, żeby nie przeszkadzał. Elizabeth już na samym starcie
odrzucił, bo miał dość kolejnych kłótni. Dlatego też znalazł się w pokoju
wspólnym, poszukując pewnej osoby, która mogła być jego ostatnią deską ratunku.
Lily siedziała skulona na fotelu
w kącie, w skupieniu czytając jakąś sponiewieraną książkę. Z nowym zapałem
podszedł do niej szybko i usiadł na poręczy. Zanim się odezwał i odpowiedział
na jej zaskoczone spojrzenie, zerknął na treść książki, po której poznał, że
czytała jakieś mugolskie romansidło. Rudowłosa zarumieniła się delikatnie i
szybko zamknęła tom.
- O
co chodzi? – spytała, obrzucając go badawczym spojrzeniem.
-
Pamiętasz naszą rozmowę na temat Ślizgonów sprzed kilku dni? – I nie czekając
na jej potwierdzenie, kontynuował. – Nikt nie zrobił jeszcze nic w tym kierunku
i mam wrażenie, że wszyscy o tym zapomnieli. A przecież to miał być nasz
priorytet! Chciałem…
-
Masz rację – powiedziała, marszcząc czoło.
- Co?
– zdziwił się.
Nie spodziewał się, że Lily tak
szybko go poprze. Przecież to była Lily Evans, Prefekt Naczelny, zawsze twardo
trzymała się regulaminu, a tu nagle chciała szpiegować.
-
Wczoraj widziałam około pięciu Ślizgonów, którzy wchodzili do od dawna
nieużywanej klasy. Chciałam ich potem szpiegować razem z Liz, ale powiedziała,
że ma bardzo ważną rzecz do zrobienia – mówiła w zamyśleniu. – W każdym razie,
jeśli chcesz to możemy iść razem. – Wzruszyła ramionami, wstając.
Nim jednak zadowolony Syriusz
zdążył cokolwiek powiedzieć, zjawił się James w towarzystwie Marcusa Dunbara.
Obaj byli przebrani w strój do Quidditcha, a w dłoniach dzierżyli najnowsze
modele mioteł. Nietrudno zauważyć, że Potter był wyraźnie strapiony, a pod
niegdyś roześmianym oczami znajdowały się fioletowe sińce. Z każdym kolejnym
dniem, kiedy nie było żadnych informacji o jego ojcu, stawał się coraz bardziej
cichszy, chociaż starał się to ukrywać. Nigdy nie lubił, kiedy ktoś mu
współczuł albo robił łaskę.
-
Idziecie na trening? – zagadnął okularnik, mierzwiąc sobie włosy.
-
Wybacz, stary, ale muszę w końcu napisać tę pracę na eliksiry. Ale weź może
Lunatyka i Glizdogona, żeby im się mózgownice przewietrzyły – odpowiedział
Syriusz, modląc się, aby Lily także zrezygnowała.
- No,
oni już się zbierają. – Pokiwał głową i przeniósł swoje spojrzenie na Lily,
która nagle zaczęła kaszleć. – Lily? W porządku?
-
Tak, tak, tylko… przepraszam, ale ja chyba dzisiaj nie dam rady – powiedziała
cichym głosem, po czym zakaszlała jeszcze dwa razy i posłała mu przepraszające
spojrzenie.
-
Nawet nie waż mi się opuszczać zamku i załóż coś grubszego, bo już całkowicie
mi się rozłożysz – rozkazał, całując ją przy tym w czoło i opuścił pokój
wspólny.
Rudowłosa odetchnęła głęboko i
przygryzając wargę, spojrzała na zaskoczonego Syriusza. Nie mógł uwierzyć w to,
że właśnie okłamała swojego chłopaka, a jego przyjaciela. Wiedział, że od
zawsze nie lubiła Quidditcha, ale sądził, że była zdolna do wszelkich
poświęceń. Mimowolnie uśmiechnął się drwiąco.
-
Czyżby Lily Evans nie była taka święta, jak wszyscy uważają?
-
Proszę, Syriuszu, nie mów mu. Nie lubię Quidditcha i kiedyś mu to wytłumaczę,
ale czy teraz nie czeka nas coś ważnego do załatwienia? – Odłożyła książkę i
ruszyła w stronę wyjścia.
Syriusz, z poczuciem, że wcale
nie znał jej tak dobrze, jak myślał, ruszył za nią, uprzednio sprawdzając, czy
w jego tylnej kieszeni nadal znajduje się Mapa Huncwotów.
*
Od opuszczenia Wieży Gryffindoru
nie zamienili ze sobą ani jednego słowa. Syriusz wyraźnie słyszał, jak Lily co
jakiś czas strzela palcami i marszczy nos, intensywnie nad czymś myśląc. Zaczął
zastanawiać się, jakie myśli kłębiły się pod jej rudą czupryną i od kiedy
zgadzała się na takie naruszanie osobistych spraw. Ciekawy był czy to miało
związek z jej utratą pamięci, czy też to sytuacja poza murami Hogwartu tak ją
zmieniła. Był pewny, że jeszcze rok temu prawiłaby mu morały na temat
podsłuchiwania czyichś rozmów.
-
Czekaj, ale co my tak właściwie mamy zamiar zrobić? – odezwała się nagle,
zatrzymując.
- No
jak to co? Będziemy podsłuchiwać – odpowiedział, odwracając się do niej z
głupią miną.
-
Tyle to i ja wiem, ale pójdziemy tam bez żadnego planu?
- A
po co ci plan? Przecież idziemy tylko sprawdzić, czy coś knują, prawda?
Zawahała się, mierząc go uważnym
spojrzeniem. Jej mina sugerowała, że chce coś jeszcze powiedzieć, ale
ostatecznie zrezygnowała i potrząsnęła głową, uwalniając z koka kilka
niesfornych kosmyków.
-
Przydałoby się coś do jedzenia – wymamrotała, wymijając go.
Uniósł brwi i dogonił ją,
kompletnie zdezorientowany.
- Że
niby po co ci jedzenie?
- Nie
mamy planu, więc znając życie będziemy siedzieć i czatować. Co ty myślisz, że
ja tak długo pociągnę bez jedzenia? Im jestem głodniejsza tym wredniejsza.
Syriusz odchylił głowę do tyłu i
mimowolnie parsknął śmiechem. Nigdy nie przypuszczał, że kiedykolwiek sztywna
Lily Evans będzie sobie z nim żartować. Zawsze była tą konserwatywną panią
Prefekt i nigdy nie potrafił zrozumieć, dlaczego James zakochał się akurat w
niej, a teraz to do niego docierało. Mimo że dla niego ona zapewne wciąż będzie
zadzierającym nosa Prefektem Naczelnym, to Potter zawsze będzie widział w niej
coś, czego inni nie potrafią dostrzec – coś, co jest zarezerwowane tylko dla
tego jedynego.
- W
porządku, zajdziemy do kuchni, bo skoro najedzona jesteś taka wredna, to co
dopiero, kiedy jesteś głodna – rzucił dziarsko, robiąc przerażoną minę.
Spojrzał na nią z ukosa i w tym
samym momencie wybuchli cichym śmiechem. Kiedy zamilkli, usłyszeli z
przeciwległego korytarza znajomy głos, do którego po chwili dołączył jeszcze
jeden. Wyraźnie o coś się sprzeczali. Syriusz przelotnie spojrzał na Lily,
która wyciągnęła różdżkę. Nie znając jej zamiarów, machnął ręką i pokręcił
głową, aby ją schowała. Rudowłosa zignorowała go i rzuciła na nich Zaklęcie
Kameleona. Schowała magiczny przedmiot, złapała go za rękę i pociągnęła na
środek korytarza.
Black nie był bardzo zaskoczony,
widząc swojego brata, ale zdziwiło go, że prowadził on zażartą dyskusję z
Krukonem.
- …
sobie żartujesz! – warczał Regulus, przeszywając wzrokiem spokojnego Krukonami.
– Przecież mówiłem, że koniec współpracy z Gryfonami! Tyle razy powtarzałem, że
mieszanie ich w nasze sprawy i zmuszanie do zdrady źle się skończy! Każdy głupi
wie, że ostatecznie odzywa się w nich ta… głupia lojalność – niemal wypluł
ostatnie słowa.
-
Wiem, że powinienem cię słuchać, ale moja kuzynka jest zdeterminowany, aby
osiągnąć swój cel i dzięki niej może nam się udać.
- Cel
twojej kuzynki – sarknął – jakbyś nie zauważył, mija się z naszym o całe lata
świetlne.
- Mam
na nią haka – odparł pewnym głosem Krukon, uśmiechając się enigmatycznie.
Rysy twarzy Regulusa nieco się
wygładziły. Rozejrzał się po korytarzu i przez chwilę patrzył prosto w oczy
Syriusza, przez co starszy Black miał wrażenie, że jego brat naprawdę go
widział.
-
Jeśli to schrzanisz, lepiej, żebyś mi się nie pokazywał już na oczy – ostrzegł
Ślizgon i odszedł szybkim krokiem.
Lily szarpnęła Syriusza, który
początkowo nieco się opierał, nie odwracając wzroku od Krukona, ale ostatecznie
podążył za nią. Ukryli się w ciemnej wnęce i wtedy dziewczyna zdjęła z nich
zaklęcie. Oboje wpatrywali się w siebie, milcząc i starając się ułożyć w głowie
to, czego się dowiedzieli.
Nerwowym ruchem dłoni przeczesał
włosy, kiedy powoli docierała do niego okrutna prawda. Komu mogli ufać, skoro
nawet Gryfoni zaczęli przechodzić na złą stronę?
*
Wyciągnął nogi i odwrócił wzrok
od szepczącej do Elizabeth Lily. Zbliżała się pora obiadu, więc pokój wspólny
był właściwie wyludniony, dzięki czemu mogli pozwolić sobie na odrobinę
prywatności i w spokoju wyczekiwać powrotu reszty ich przyjaciół. Lily wolała
im to wszystko przekazać na spokojnie, w przeciwieństwie do Syriusza, którego
zatrzymała w połowie drogi na boisko, gdzie znajdował się James. Nie był tym
specjalnie zadowolony, ale ostatecznie stwierdził, że dziewczyna miała trochę
racji i nie opierał się, kiedy prowadziła go do Wieży Gryffindoru.
Spojrzał w okno, za którym
wszystko zdawało się ze sobą zlewać w jednolitą biel. W takim ujęciu nawet
Zakazany Las wyglądał mniej strasznie. Odciął się zupełnie od świata
zewnętrznego i pozwolił porwać się myślom. Wciąż i wciąż głowił się nad tym, co
też takiego kombinował jego brat. Co on chciał osiągnąć tym całym spiskowaniem?
Syriusz niejednokrotnie zastanawiał się, co by było gdyby bardziej próbował
dogadać się z bratem i przeciągnąć go na swoją stronę. Może i czynił źle, ale
ostatecznie był jego młodszym braciszkiem, z którym w dzieciństwie bardzo
dobrze się dogadywał i momentami mu tego brakowało, chociaż od siedmiu lat tego
nie pokazywał. A teraz było już za późno, bo Regulus zapewne wpakował się w
niezłe tarapaty.
Syriusz nie mówił tego nikomu i
starał się grać twardego, ale nie było momentu, w którym nie bałby się o
przyszłość swoją i swoich bliskich. Wojna zbliżała się wielkimi krokami, a
zapach śmierci wyprzedzał ją o kilka mil, ostrzegając przed nieuniknionym.
Wiedział, że ten koszmar szybko się nie skończy, bo ile jeszcze czasu musi
minąć, aby ludzie po tym się pozbierali.
- To
był dobry trening – dotarł do niego głos jednego z członków drużyny, która
pojawiła się właśnie w pokoju wspólnym.
Spojrzał na Jamesa, który klepał
zmachanych zawodników po plecach ze zmęczonym uśmiechem, a kiedy wszyscy
rozeszli się do dormitoriów, aby się odświeżyć, podszedł do nich i natychmiast
się spiął, widząc ich miny.
- Co
się stało? – Oparł miotłę o fotel i obrzucił każdego uważnym spojrzeniem.
-
Gdzie Peter i Remus? – spytała Elizabeth, ściągając brwi.
-
Poszli na obiad.
Syriusz głęboko westchnął i
poprawił się w fotelu.
-
Kiedy poszedłeś na trening, razem z Lily postanowiliśmy szpiegować Ślizgonów –
odezwał się Black.
James obrzucił dziwnym
spojrzeniem rudowłosą.
- W
drodze do lochów spotkaliśmy Regulusa i jakiegoś Krukona, którego nazwiska nie
kojarzę. – Syriusz streścił mu rozmowę, pozwalając Lily wtrącić kilka
szczegółowych informacji.
Okularnik milczał przez dłuższą
chwilę, trawiąc słowa przyjaciół.
-
Możemy o tym porozmawiać później? Chcę to przemyśleć – odezwał się w końcu,
chwytając miotłę. Zanim odszedł, zwrócił się sucho do rudowłosej: - Cieszę się,
że już czujesz się lepiej, Lily.
Dziewczyna zamrugała powiekami i
z delikatnymi rumieńcami patrzyła, jak jej chłopak wspina się po schodach.
Syriusz wstał i prędko podążył za
nim, nie mogąc przyjąć do wiadomości tego, że informacja, którą mu przekazał
nie wstrząsnęła nim tak bardzo jak myślał. Jakiś czas temu dowiedział się, że
mają w gronie Gryfonów zdrajcę, a James tak po prostu powiedział, że musi to
sobie przemyśleć. Zatrzasnął za sobą drzwi i stanął twarzą w twarz z
przyjacielem.
- Jak
to musisz sobie przemyśleć?! –
warknął Syriusz, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
James przyjął obojętnie nagłą
zmianę nastroju arystokraty. Zdjął okulary i potarł oczy, a potem skrawkiem
szaty wyczyścił szkiełka. Syriusz patrzył się na niego ze wzrastającą złością,
nie dowierzając temu, że jego przyjaciel może w takiej chwili zachowywać taki
spokój.
-
Łapo, tyle już się wydarzyło, że w tej chwili naprawdę mało rzeczy jest w
stanie mnie zdziwić. Nie zrozum mnie źle, ale… wypadek Lily, porwanie taty i
to, że Voldemort potrafi nawet wniknąć w mury Hogwartu, co jest właściwie
niemożliwe, sprawiło, że jestem już gotów uwierzyć we wszystko, w co nie
uwierzyłbym rok temu. Te wydarzenia zmieniły mnie i perspektywę, z jakiej teraz
patrzę. Mamy w swoim gronie zdrajcę, może nawet niejednego, powiedz mi, nadal
cię to dziwi, podczas kiedy w gazetach piszą, że ojciec wydał własną rodzinę,
matka zabiła swoje dziecko, a żona męża?
Chociaż Syriusz wciąż był
wzburzony, musiał przyznać Jamesowi rację. Nie był tyle zdziwiony, co po prostu
wściekły, że Albus był taki ślepy, przynajmniej tak mu się wydawało, a Gryfoni,
którzy powinni być wierni danym wartościom, porzucili je. Nie mógł uwierzyć, że
Voldemort przeciągnął na swoją stronę tak wielu czarodziei, a niewinni ginęli
za jednym machnięciem różdżki. Odetchnął głęboko i ze zrozumieniem spojrzał na
Pottera. A ponad to, nie mógł uwierzyć, że jego przyjaciel, który jeszcze rok
temu latał cały w skowronkach za Lily i śpiewał jej miłosne ballady, teraz stał
przed nim poważny i wydawał się być jednym z najmądrzejszych ludzi na świecie.
-
Musimy dowiedzieć się, kto to jest – powiedział w końcu Syriusz. – Zanim na jaw
wyjdą rzeczy, które powinny zostać ukryte.
James pokiwał twierdząco głową i
nagle zmienił temat, odzywając się pustym głosem.
-
Nadal nie ma wiadomości o moim ojcu.
Arystokrata poszarzał na twarzy i
cała złość nagle go opuściła. W tej chwili czuł się naprawdę słaby. Charles był
tak samo ważny dla niego jak i dla Jamesa. Zawsze traktował Syriusza jak
swojego drugiego syna i razem z Doreą starali się, aby czuł się w ich domu
dobrze – jak ktoś, kto jest częścią rodziny. Podszedł do Jamesa i położył mu
dłoń na ramieniu. Przez jeden krótki moment dostrzegł w oczach kuzyna łzy,
które równie szybko zniknęły. Nawet jeśli był tym zdziwiony, nie pokazał tego
po sobie tylko po bratersku przytulił do siebie Pottera i mocno poklepał po
plecach.
*
Tygodnie mijały szybko, zlewając
się ze sobą i stając się jednym, bardzo długim i monotonnym dniem. Było może
tylko więcej kłótni wśród przyjaciół, a nauczyciele cały czas chodzili
podenerwowani. Jamesowi to nie przeszkadzało, bo nie miał nastroju do żartów,
nie tylko ze względu na swojego ojca, ale i również Lily, z którą się pokłócił
właściwie o zwykłą głupotę. Zaczęło się jej próbami tłumaczeń, że nie lubi
Quidditcha, a skończyło się na wzajemnym wyrzucaniu win, ponieważ akurat w tym
momencie do rudowłosej wróciły te gorsze wspomnienia. Okularnik był w szoku,
ponieważ nie przypominał sobie, aby wcześniej tak ostro się pokłócili, nie było
jednak wątpliwości, że to w pewnym sensie było spowodowane strachem i napięciem
wywołanym przez Voldemorta. W każdym razie, od kilku dni całkowicie się
ignorowali, jednak James wiedział, że długo tak nie pociągnie, ponieważ w tej
chwili najbardziej jej potrzebował.
Oparł policzek na dłoni i
spojrzał na jej plecy i rude włosy związane w wysoką kitkę. Profesor Flitwick
właśnie wyjaśniał im działanie nowego zaklęcia, ale do Jamesa niewiele
docierało. Starał się uporządkować w głowie myśli, a Syriusz bazgrzący w
zeszycie jakieś głupie rysunki, które potem uciekały z kartek i latały po
ławkach i pod nimi, nie pomagał mu w tym. Nie miał pojęcia, jakiego użył
zaklęcia i w tej chwili nie bardzo go to obchodziło. W głowie wciąż rozbrzmiewały
mu informacje, które przekazał mu Black po podsłuchanej rozmowie Regulusa. Od
tamtego czasu nie udało im się znaleźć kogoś, kto mógłby współpracować ze
Ślizgonami i to niesamowicie go dobijało.
Nagle Flitwick zamilkł, kiedy drzwi
otworzyły się i w progu ujrzeli profesor McGonagall, która patrzyła się prosto
na Jamesa. Chłopak nie mógł odczytać niczego z jej miny, co go przeraziło. Miał
wrażenie, że stało się coś strasznego.
-
Dzień dobry, przepraszam, że przeszkadzam, ale czy mogę prosić Jamesa Pottera? –
odezwała się bezbarwnym głosem.
-
Oczywiście, proszę – odparł szybko mały profesor i tak samo jak inni, wwiercił
swoje spojrzenie w okularnika.
Kiedy wstawał, czuł się jak w
transie. Napotkał zmartwione oczy Lily i mimowolnie uśmiechnął się do niej uspokajająco,
a potem, ignorując spojrzenia innych, wyszedł z klasy i stanął naprzeciwko Minerwy.
Kobieta miała splecione palce i milczała, wpatrując się w niego z nieodgadnioną
miną. Przełknął głośno ślinę.
-
Pani profesor, o co chodzi? – odezwał się ochrypłym głosem, zaciskając pięści.
Przez dłuższą chwilę stała
nieruchomo, aż w końcu uśmiechnęła się blado.
-
Odnaleźli twojego ojca. Wszystko z nim w porządku. Właśnie przebywa w Mungu –
odpowiedziała uspokajająco.
James znieruchomiał, zaskoczony,
ponieważ musiało minąć kilka sekund zanim przekazana właśnie wiadomość do niego
dotrze, a kiedy to się stało, na jego twarzy pojawił się szeroki, chłopięcy
uśmiech, którego nauczycielka od dawna nie widziała, a sam Potter myślał, że już
zapomniał, jak to się robi.
-
Mogę go zobaczyć?
_________
Nie rozumiem, dlaczego tak trudno pisało mi się ten rozdział, skoro wizję miałam w głowie, z najdrobniejszymi szczegółami. Znaczy, to pewnie wina mojego lenistwa, ale i tak jestem zdziwiona, że tak późno dodaję. Niemniej, mam nadzieję, że aż taki zły nie jest i przypadnie Wam do gustu :).
Pozdrawiam i liczę na Wasze opinie :3.
Zaczynając czytać u ciebie ten rozdział miałam w planach skomentowanie odcinka w późniejszym terminie. Jakoś nie miałam nastroju, ale ta piętnastka tak mnie nastroiła, że postanowiłam zmienić swoje postanowienie.
OdpowiedzUsuńJednak wracając do odcinka... Podobał mi się. Na serio był taki Syriuszowi i możesz być z siebie dumna, bo ukazałaś Łapę z naprawdę dobrej strony.
Początek wydawał się taki normalne, ale protest Remusa utwierdził mnie w przekonaniu, że on wcześniej wie, co mają zrobić James i Syriusz. I nawet pokuszę się o stwierdzenie, że w tym okresie to właśnie Black jest większym rozrabiaką, niż Potter.
Jednocześnie daje mi do myślenia jedna rzecz, a właściwie Peter. Jeśli w tej jednej chwili Syriusz, by się nie odezwał to może JEGO przyjaciele dowiedzieliby się o jego zdradzie. Szkoda, że stchórzył, bo mógł uwolnić się od ciążącego na nim poczuciu winy w stosunku do przyjaciół. A tak na marginesie czuję, że James wie o jego zdradzie.
Nie spodziewałam się, że Syriusz odważy się poprosić Lily o pomoc. Chociaż z drugiej strony był to ładny gest, bo musiał jej naprawdę ufać, skoro zdecydował się na akcję "Ślizgoni" z Lily. Zaskoczyło mnie, że dowiedzieli się czegoś "ważnego" przez zupełny przypadek, a trzeźwe myślenie Lily z tym zaklęciem ułatwiło już w ogóle tę sprawę.
Pewnie będąc na ICH miejscu bym podejrzewała wszystkich Gryfonów. Przecież z jednej strony mają przyjaciół, ale z drugiej mają w swoim otoczeniu zdrajcę, więc żyć spokojnie i pełnej idylli nie mogą. Bałabym się powiedzieć czegoś ważniejszego, żeby ta sprawa/temat etc. nie doszła do przyszłych Śmierciożerców.
Przewidywałam większej wymiany zdań na froncie James-Lily. Jestem troszkę zawiedziona, bo opisywałaś mi tę scenę troszkę bardziej rozbudowaną. Liczyłam na większy wybuch, z którejś strony, a tu peszek.
Jejciu... W końcu, chciałoby się powiedzieć. W końcu odnaleźli ojca Jamesa. To jest najlepsza wiadomość tego odcinka. Może w końcu James przestanie być tak bardzo poważny, a zacznie jeszcze korzystać z uroków szkolnych.
Kończąc powiem, że odcinek wyszedł fajny, ale za krótki. Doskonale wiesz, że uwielbiam twoje opowiadanie, a nie pozwoliłaś mi się nacieszyć tym odcinkiem zbyt długo :D
Błędy:
1. "Wczoraj widziałam około pięciu Ślizgonów, którzy wchodzili do od dawna nieużywanej klasy" -> Jakoś mi nie pasuje to słowo "do od" obok siebie. Może zmień kolejność na: "... Ślizgonów, którzy wchodzi do nieużywanej od dawna klasy".
2. "Nietrudno zauważyć, że Potter był wyraźnie strapiony, a pod niegdyś roześmianym oczami znajdowały się fioletowe sińce" -> Literówka. Zmień z "roześmianym" na "roześmianymi".
3. "… sobie żartujesz! – warczał Regulus, przeszywając wzrokiem spokojnego Krukonami" -> Literówka. Zmień z "Krukonami" na "Krukona".
4. "Wiem, że powinienem cię słuchać, ale moja kuzynka jest zdeterminowany, aby osiągnąć swój cel i dzięki niej może nam się udać" -> Literówka. Zmień z "zdeterminowany" na "zdeterminowana".
5. "Charles był tak samo ważny dla niego jak i dla Jamesa" -> Przecinek. Daj go w tym miejscu: "... ważny dla niego, jak i dla Jamesa".
Życzę weny i pozdrawiam.
Uf, w takim razie cieszę się, że mi się udało, bo się bałam, że znowu Syriusz wyjdzie na tego typowego Blacka, który wkurza czytelników :D.
UsuńFakt, by powiedział, ale to sie zdarzy dopiero za około 4-5 odcinków, ponieważ w planach mam jeszcze dwa-trzy ważne wydarzenia, które muszą mieć miejsce przed wyjawieniem swojej zdrady przez Petera. A James moze nie tyle co wie, tylko podejrzewa Petera, ale nie do końca o zdradę :).
Wiesz, gdzie przeczytałam, że Syriusz traktował Lily jak siostrę i ja sama sobie ich tak właściwie wyobrażam, więc powoli chcę budować tę ich więź, a od tego było najlepiej zacząć.
Na początku mieli w lochach Ślizgonów zastać, ale potem przypomniało mi się, że muszę przecież subtelnie wprowadzić postać tego Krukona, który do pewnego czasu będzie dość ważny.
Gdybym pisała końcówkę z perspektywy Syriusza, zapewne by zaraz myślał o tych wsztstkich podejrzanych, ale James jest nieco inny, a poza tym, jego głowę bardziej zaprząta ojciec.
Jeśli mam być szczera, też liczyłam na większą wymianę zdań, ale nie wyszło jednak. Poza tym, w następnym rozdziale będzie... o czym już Ci mówiłam trochę :).
Co do ojca Jamesa na pcozątku miałam inne plany, ale to by się gryzło z rozdziałem 16, dlatego zrobiłam tak a nie inaczej ^^.
Obiecuję, że następny będzie dłuższy i dziękuję za komentarz, a także wytknięcie błędów, które poprawię wieczorem.
Pozdrawiam!
Super :-*:-*
OdpowiedzUsuńHej :) To mój pierwszy komentarz na Twoim blogu po przeczytaniu całej jego zawartości. Uwielbiam opowiadania o Huncwotach, więc chętnie zabrałam się za Twoje. Super, że tak bardzo rozwinęłaś postać Petera - rzadko się to zdarza, zupełnie nie rozumiem czemu - w końcu to jedna z ważniejszych postaci. Myślę jednak, że może nawet trochę za bardzo rozkręciłaś tu akcję, bo wydaje mi się, że gdyby James podejrzewał o cokolwiek Petera jeszcze w Hogwarcie, nigdy nie zrobiłby go swoim Strażnikiem Tajemnicy (pamiętajmy, że nawet Remusa podejrzewał bardziej). Ale ogólnie wpadłaś na świetny trop z opisywaniem atmosfery rosnącego niepokoju w Hogwarcie, dobrze i ciekawie się to czyta, a przy tym jest przekonujące.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, żeby poinformować mnie, kiedy dodasz nowy rozdział :) Czekam na niego z niecierpliwością.
Pozdrawiam - Nianiokat
Bardzo dziękuję za komentarz :).
UsuńAkcję rozwinęłam tak a nie inaczej, ponieważ postanowiłam odejść "trochę" od kanonu, czego wynikiem będzie to, że 2 częśc opowiadania będzie już zupełnie inna niż to, co napisała Rowling. Zresztą, o ile dobrze pamietam, informowałam o tym w zakładce ,,Historia Hogwartu" :).
Oczywiście, będę Cię informowała.
Pozdrawiam! ^^
Ojciec Pottera jest cały i zdrowy, tak? Znaczy się, leży w Mungu, ale patrząc na to jaką McGonagall zrobiła minę i w jaki sposób poinformowała Jamesa o wszystkim, wnioskuję, że raczej większość jest na plus, tak? :)
OdpowiedzUsuńEch, przez tą rozmowę z Regulusem i Krukonem wprowadziłaś mi mętlik w głowie. Czyżby panna Powell jednak nie była taka dobra? A może ktoś ją zaszantażował? Ale po co mówiłaby o miłości w kontekście jej zniknięć? Z drugiej strony, to wszystko tłumaczyłoby jej dziwne zachowanie.
Uwielbiam zdezorientowanego Syriusza <3
Rany, z tego zabiegania dopiero weszłam na blogspota od jakiegoś czasu. Oczywiście przeczytałam i rozdział, jak każdy inny, bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale nie będzie chyba dłuższego komentarza :c Mam za dużo zaległości w każdym razie wiedz, że przeczytałam :)
Pozdrawiam cieplutko!
Super rozdział. Kocham Syriusza.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się jak kreujesz swoich bohaterów. Każdy jest ważny, wyjątkowy i ciekawy. Każdy ma swoją historię i swój sposób myślenia.
Podoba mi się Twój styl pisania, jest naprawdę godny podziwu! ( pomijając jakieś drobne literowki i zle odmiany słów) Chętnie odwiedzam tego bloga i wyczekuję na nowy odcinek ;)
Pozdrawiam~Andromeda
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się jak kreujesz swoich bohaterów. Każdy jest ważny, wyjątkowy i ciekawy. Każdy ma swoją historię i swój sposób myślenia.
Podoba mi się Twój styl pisania, jest naprawdę godny podziwu! ( pomijając jakieś drobne literowki i zle odmiany słów) Chętnie odwiedzam tego bloga i wyczekuję na nowy odcinek ;)
Pozdrawiam~Andromeda
Bardzo dobrze wyszedł Ci ten rozdział. Pokazałaś, że Twoi bohaterowie nie są szablonowymi postaciami i nawet po tylu rozdziałach potrafią zaskakiwać.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się przemiana Jamesa. Najwyższa pora, żeby dorósł. Mam tylko nadzieję, że teraz, kiedy odnaleziono jego ojca, nie zaliczy gigantycznego kroku w tył.
Peter nabawi się w końcu wrzodów żołądka, jeśli dalej będzie milczał. Naprawdę powinien wreszcie postawić wszystko na jedną kartę i się przyznać. Choć nie sądzę, żeby przyjaciele potraktowali go ulgowo.
Pozdrawiam.
[demelium.blogspot.com]
powiem ci tak: dosłownie pochłonęłam twój blog w dwa dni. bardzo spodobało mi się to, że zaczęłaś opowiadanie już od związku :) mam nadzieję, że peter się przyzna a lily i james będą żyli dłużej ^^
OdpowiedzUsuńTwóy blog jest świetny. Cudownie się czyta o Lily i Jamesie, o ich miłości. Nigdy nie myślałam dlaczego Peter był w stanie zdradzić przyjaciół. Teraz rozumiem i choć popełnił okropny błąd mam o nim inne zdanie. Czekam z niecierpliwością na kolejny rodział.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam na mojego bloga. Historia Mary Macdonald, którą polubiłam dzięki pewnemu blogowi. Teraz nie mogę go sobie przypomnieć. Mary to epizodyczna bohaterka, która występuje w wspomnieniu Snape'a. Jest przyjaciółką Severusa i Lily. Także zeiązuje się na całe życie z jednym z huncwotów. Z tym, z którym nikt by nie podejrzewał. Jej postać zmienia bardzo dużo.Zapraszam.
marauders-lily-mary.blogspot.com.
ZGADNIJ KTO WRÓCIŁ MISIU PYSIU!!! <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńJuż od dawna obiecywałam sobie, że przeczytam nowe rozdziały, które pojawiły się w czasie kiedy byłam nieobecna i w końcu mi się udało. Prawie jednym tchem, bo czytałam wszędzie, rano przed szkołą, w szkole (na wosie :P) na rekolekcjach, wieczorem, podczas filmu, no cały czas i było warto, jak zwykle zresztą :D
No co ja mogę dużo pisać, wiesz, że jestem największą fanką Twojego opowiadania i nikt temu niech nie śmie zaprzeczać!!!
Co z tego, że było kilka literówek, skoro i tak kocham każde słowo napisane przez Ciebie? Myśli, uczucia, psychika każdego z bohaterów jest tak pięknie rozwinięta.... taka idealna. Lily i James są tacy idealni :3
AWHHHHHHHHHHHHH jak ja kocham to Twoje opowiadanie to sobie sprawy nie zdajesz Luie <3
Chcę kolejny rozdział, żałuj, że nie widziałaś mojej miny jak okazało się, że już przeczytałam wszystkie hihihi :D
Ale piszę bez ładu i składu, wyszłam z wprawy w komentowaniu, chyba muszę częściej to robić :P
I wreszcie znowu mam z kim pozachwycać się nad wspaniałością Syriusza Blacka *________* A Jamesa takiego męskiego i dorosłego kocham ahhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhhh *.*
Widzę też nowy szablon, tzn. może nie taki nowy, ale zważ na to ile mnie tutaj nie było u Ciebie, za co mi tak cholernie wstyyyyyd :CCCCC
Ale z tego wyszedł mętlik, potok słów i w ogóle jakieś nieskładne coś :D
No ale nie chcę stąd wychodzić :C Tak mi jest dobrze tutaj u Ciebie <3
Buziaki,
Cyziulka
www.sekretna-strona.blogspot.com
Hej! Jestem zachwycona Twoimi pomysłami i blogiem. Naprawdę fajnie piszesz! Kolejne świetne opowiadanie, na które trafiłam przypadkiem. Masz talent, zdecydowanie powinnaś pisać dalej. Absolutnie rewelacyjna notka. Nie jestem pewna, co urzekło mnie najbardziej. Chyba, jak to się ładnie mówi, całokształt. Jesteś mistrzynią, wiesz? :DJakaś magia jest w Twoim blogu i mówię Ci to na poważnie. Nie każdy blog ma TO COŚ, tę perełkę która tak bardzo przyciąga uwagę. Cóż mogę powiedzieć ? Czekam na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńGorąco, gorąco cię pozdrawiam i życzę weny!
Zapraszam do mnie :) lily-james—magic-love.blogspot.com
Wszystko przeczytanie! Nadrobiłam zaległości i mogę się wypowiedzieć :D Super, że ojciec Jamesa odnalazł się. Zaczyna się u ciebie robić całkiem poważnie. Zakon, śmierciożercy, Voldemort. Czyli teraz już coraz bardziej twoi bohaterowie będą wkraczać w dorosłość. Bardzo fajnie o tym piszesz. I podoba mi się, że nie pomijasz Petera i nie spychasz go gdzieś na bok, a zauważasz jak on może się czuć. Co prawda nie lubię tej postaci w książkach Rowling, ale u ciebie łatwiej go zrozumieć i wczuć się w niego. Nie wiem, jak to robisz, ale świetnie ci wychodzi :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam .
Pytanie: Kiedy ty wreszcie dodasz kolejny rozdział? :/ Czekam, czekam i nie doczekam się. Smutno mi, bo polubiłam twoje opowiadanie. :)
OdpowiedzUsuńLuie, smutno bez ciebie!
OdpowiedzUsuńA rozdziału nadal nie widać...
OdpowiedzUsuńLuie, no wracaj :-(
OdpowiedzUsuńCyziulka