Roześmiany gracz zatoczył
szerokie koło nad boiskiem i pomachał dłonią, w której trzymał Złotego Znicza. James
siedział na łóżku, trzymając gazetę na kolanach i tępo wpatrując się w zdjęcie.
Magazyn poświęcony Quidditch’owi otworzył tylko po to, aby na chwilę oderwać
się od rzeczywistości i odpocząć, ale na głowie miał tyle problemów, że to po
prostu było niemożliwe. Przeklął siarczyście pod nosem, zwinął gazetę w rulon,
przy tym niemiłosiernie szeleszcząc i odrzucił ją w najdalszy kąt dormitorium.
Schował
twarz w dłoniach, wzdychając ze zrezygnowaniem. W tej chwili czuł się tak jakby
był na przegranej pozycji; porwanie ojca, kłótnia z Syriuszem i dodatkowo
ogarnęły go obawy o Lily. Co jeśli znowu zapomni? Chociaż wiedział, że to mało
prawdopodobne nie wykluczał tego, że z jakiegoś powodu zapracował sobie na taką
złośliwość losu. Miał wrażenie, że im bardziej starał się coś naprawić tym
gorzej mu to wychodziło. Nie rozumiał, jak działał ten mechanizm, a więc
znaczna część nocy minęła mu w irytującej bezsenności.
W
tej niecodziennej ciszy, jaka panowała w dormitorium, czuł się bardzo samotnie
niczym niewinny człowiek skazany na ciemne lochy. Zaciskając zęby, próbował
rozerwać więżące go sznury zdezorientowania. Niemal słyszał, jak dratwy jedna
po drugiej rozrywają się na strzępy i opadają; nierównomiernie, niechętnie
prześcigając się w drodze na ziemię. W końcu jego umysł został uwolniony i ze
zwycięską miną zapraszał do środka myśli, potrzebujące uporządkowania.
W
momencie, kiedy zaczął zastanawiać się nad sensem kłótni, wszczętej przez
Syriusza, w jego głowie niespodziewanie pojawił się przerażony Peter.
Przypasował jego wyraz twarzy do odpowiedniej sytuacji i prawie zachłysnął się
powietrzem, gwałtownie prostując.
Wspomniały coś o kontakcie Regulusa z jakimś
grubym głupkiem. Nie mam zielonego pojęcia, o kogo mogło im chodzić. W każdym
razie, nie było wątpliwości, iż nie przepadają za tym typkiem.
Wczorajsze
słowa Elizabeth rozbrzmiały mu w głowie niczym echo i sprawiły, że Jamesa
ogarnęły wątpliwości i podejrzenia. Czy Peter był przerażony tym konkretnym zdaniem,
czy całą opowieścią dziewczyny? Czy Peter byłby zdolny zdradzić ich?
- Nie! – warknął na siebie,
wstając i łapiąc się za włosy.
Nie
mógł uwierzyć w to – albo nie chciał – że to w ogóle było możliwe. To był ich
przyjaciel; znali się od pierwszej klasy, dzielili jedno dormitorium, spędzali
razem prawie całe wakacje i wpadali w kłopoty. Zawsze mogli na siebie liczyć,
więc sama myśl o zdradzie Petera była ciężkim grzechem. To był Peter Pettigrew,
wierny i dobry przyjaciel, mimo swoich wad – myślał James, opierając czoło o
kolumnę łóżka.
A
mimo to już nie potrafił wyplenić tego chwastu, szepczącego mu o nielojalności
przyjaciela, jego przymierzu z wrogami. A
te jego zniknięcia, dziwne zachowanie? Nie uważasz, że to coś znaczy? , podpowiadał
mu irytujący głosik, powodując jeszcze większą falę podejrzliwości.
Może nic się nie stanie, jak raz sprawdzę,
gdzie idzie, przeszło mu przez myśl. Nikt
się nie dowie. Sprawdzę tylko, czy Peter nie ma kłopotów.
- James? – usłyszał za sobą
dobrze znany głos.
Gwałtownie
odwrócił się i stanął twarzą w twarz ze zmartwioną Lily. Spróbował się
uśmiechnąć, ale po jej delikatnej zmarszczce pomiędzy brwiami, doszedł do
wniosku, że nie bardzo mu to wyszło. Więc westchnął tylko i podszedł do szafki
przy schludnie zaścielonym łóżku Remusa.
- Co się stało? – Bacznie
śledziła jego ruchy, starając się cokolwiek wyczytać z jego postawy. – Czy to
chodzi o twojego tatę?
- Wygląda na to, że nadszedł
czas, aby poważnie porozmawiać, Lily – wymamrotał, nieco roztargniony.
- O czym ty mówisz? – spytała,
rozszerzając z przerażenia oczy.
Obrzucił
ją krótkim spojrzeniem, po czym wyjął zgięty w pół pergamin. Ignorując
natarczywe spojrzenie dziewczyny, wypowiedział odpowiednią formułkę, stukając
różdżką w papier. Na Mapie Huncwotów od razu zaczęły pojawiać się linie. Stanęła
obok niego i z błyskiem fascynacji w oczach, przyjrzała się poruszającym się
imionom i nazwiskom.
- Co tu robi Peter? – Wskazała
palcem na parter. – Co to tak właściwie jest, James?
Nim
jednak okularnik odpowiedział na jej pytanie, przyjrzał się nazwisku osoby,
która jakby na chwilę zatrzymała się przy Glizdogonie, a następnie ruszyła
dalej. Czy umknęło mu to, że jego przyjaciel mógł mieć jakieś problemy? A może
to chodzi o coś innego?
*
Remus
nie pamiętał, kiedy ostatni raz czuł się taki szczęśliwy jak teraz, trzymając w
ramionach ukochaną osobę. Miał wrażenie, że teraz wszystko będzie dobrze, a
nieszczęście, które jeszcze niedawno podążało za nim jak cień, wreszcie sobie
odpuściło. A przynajmniej miał taką nadzieję; próbował karmić się tymi
złudzeniami, od czego zawsze stronił. Chciał cieszyć się tymi chwilami jak
najbardziej potrafił, aby potem nie żałować straconych sekund.
Wzmocnił
uścisk i ucałował ją w ucho, nie spuszczają wzroku z czytanego przez nią tekstu
i palców, które przewracały kartki. Dokoła, w pokoju wspólnym, jak zwykle
panował harmider, ale oni jakby byli zamknięci w stworzonej przez siebie
kopule. Oparł podbródek na ramieniu Elizabeth i przytknął policzek do jej.
Czytał książkę, ale nie rozumiał słów, skupiając się na własnych myślach. Nie
mógł uwierzyć, że był takim głupcem – przecież miał szansę wcześniej
zakosztować tego owocu szczęścia. Czemu nie usłuchał przyjaciół, którzy tym
razem okazali się mądrzejsi od niego?
- Mugole mają takie proste życie
– westchnęła Elizabeth, wyciągając nogi. – Nie muszą przejmować się – zamilkła
w obawie, ale ostatecznie kontynuowała niepewnie – Voldemortem, ponieważ nawet
nie wiedzą, kto to jest. Ich jedynym zmartwieniem jest błaha kłótnia z bliską osobą
albo zła ocena ze sprawdzianu. Zazdroszczę im tego.
Zwiniętym
papierkiem po cukierku zaznaczyła stronę i odłożyła książkę na stolik.
- Czy zastanawiałeś się jakby to było
być mugolem? Kimś, kto może prowadzić spokojne życie i nie obawiać się śmierci,
czyhającej za rogiem? Jak to jest być nieświadomym?
I
kiedy Remus nie odpowiedział, bardzo się nie zdziwiła. Przymknęła powieki i
cierpliwie czekała, pozwalając tym pytaniom zawisnąć w powietrzu. Pragnęła,
choć na chwilę odciąć się od reszty tego czarodziejskiego świata, którego
czasem naprawdę nienawidziła, i puścić wodzę wyobraźni. Marzenia, które nigdy
miały się nie spełnić, były ostatnio jej sposobem na ucieczkę. Często
zastanawiała się, jakie miałaby życie, gdyby urodziła się bez magicznych zdolności,
w jakiejś małej mugolskiej mieścinie. Kim by była? Z kim by się przyjaźniła?
Kogo by pokochała? I choć ta nierealna alternatywa przypadła jej do gustu, nie
potrafiła zapomnieć o swojej przyjaciółce, chłopaku, rodzinie i reszcie
bliskich znajomych. Dostała takie życie, jakie dostała i nawet, jeśli nie za
bardzo jej ono odpowiadało, szanowała je i ceniła to, co otrzymała. Była
wdzięczna losowi za taką szczerą przyjaźń i miłość.
Splotła
swoje palce z palcami Remusa. Uśmiechnęła się błogo, czując na karku jego
ciepły i odprężający oddech. W takich chwila nabierała jeszcze większej
determinacji, aby pomóc mu z jego futerkowym problemem. A te silne odczucie
było jej bardzo potrzebne, zważywszy na to, że nie była ani trochę bliżej celu.
Ten Krukon, który miał jej pomóc niby coś robił, ale tak naprawdę nic go to nie
obchodziło. Żałowała, że nie poprosiła o pomoc kogoś innego, ale nie miała już
wyjścia – musiała w to dalej brnąć.
Czemu
musiała najpierw robić, a dopiero później myśleć?
- Tak, Elizabeth, zastanawiałem
się nad tym. Właściwie, bardzo często o tym myślę, ale bardziej w kontekście
mojej… choroby – ściszył głos. – Gdybym był mugolem, istniałoby o wiele większe
prawdopodobieństwo, że nie zostałbym pogryziony przez wilkołaka, a więc nie
musiałbym przed każdą pełnią bać się, że kogoś skrzywdzę.
- Kochanie – szepnęła i odwróciła
się w jego stronę. Ujęła w dłonie twarz chłopaka i pocałowała go szybko w usta.
– Ty nigdy nikogo byś nie skrzywdził i nawet nie waż się myśleć o sobie, jak o
potworze, bo nim nie jesteś, rozumiesz?
Kiedy
nie odpowiedział, znacznie głośniej powtórzyła swoje pytanie, nieświadomie
zwracając chwilową uwagę kilku osób. Z niepewną miną pokiwał głową i uśmiechnął
się blado.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo
jestem ci wdzięczny za twoją obecność.
- Powtarzasz się – odparła
miękko.
W
momencie, kiedy Remus miał coś powiedzieć, znienacka wyrosła przy nich
niespokojna Lily.
- Wybaczcie, że wam przerywam,
ale wygląda na to, że James chce zwołać… naradę.
*
Syriusz
nie był cierpliwym czarodziejem i tego nie ukrywał. Nienawidził na kogoś czekać
i tym razem nie miał zamiaru zrobić wyjątku dla Paige. Miał zły dzień, i
jeszcze to, co wczoraj powiedziała Elizabeth -
nie chciał w to uwierzyć, ale że z natury był podejrzliwy, nie potrafił
tego zignorować, dlatego też postanowił spotkać się z Krukonką. Nie oczekiwał,
że cokolwiek mu powie, ale może przynajmniej wyczyta coś z jej zachowania. Miał
nadzieje, że Elizabeth kłamała, ale z drugiej strony, po co miałaby to robić?
Przecież nie miałaby z tego żadnych korzyści, chyba że po prostu postanowiła
zniszczyć jego życie uczuciowe. Czy była aż taka okrutna i fałszywa, żeby mogła to
zrobić? Tego arystokrata nie był pewny, ale wuj Alfred uczył go, aby nie ufać
kobietom. Syriusz nie wątpił w mądrość swojego stryja, toteż owa zasada zapadła
mu na długo w pamięci.
- Co się stało, Syriuszu?
Drgnął,
zaskoczony, słysząc Paige. Pojawiła się jakby znikąd, całkowicie rozluźniona, z
figlarnym uśmiechem na ustach. Mimo wszystko, jego serce zmiękło, kiedy ją
zobaczył. Momentalnie zapomniał, o czym miał z nią porozmawiać i gwałtownie
przyciągnął ją do siebie, po czym pocałował z zadziwiającą namiętnością. Dziewczyna
nie opierała się, a więc przez dłuższą chwilę stali złączeni w pocałunku.
Syriusz
nie był do końca pewny, co się z nim dzieje. Jeszcze przed chwilą planował
przeprowadzić z dziewczyną poważną rozmowę, a teraz nie wyobrażał sobie, żeby z
nią o tym rozmawiać. Przecież jej ufał i nie mógł uwierzyć w to, że taka
niewinna Krukonka, pochodząca z dobrej rodziny mogłaby spiskować ze Ślizgonami,
więc wysunięcie takich podejrzeń względem niej było niedorzecznością.
Może
powinien o tym zapomnieć? Nie od dziś było wiadomo, że Elizabeth go nie lubiła,
więc nie zdziwiłby się gdyby sobie z niego po prostu zażartowała. Słyszał też,
że nie przepadała za Paige, co oznaczało, że upiekłaby dwie pieczenie na jednym
ogniu.
Paige,
jako pierwsza przerwała pocałunek, ku niezadowoleniu Syriusza, i pociągnęła go
na kamienną ławkę.
- O czym chciałeś porozmawiać?
- A czy muszę mieć powód, aby
spotkać się ze swoją dziewczyną? – Uniósł brwi.
- Nie, ale bardzo dobrze widzę,
że masz jakąś sprawę do mnie.
Westchnął
głęboko. Paige jak wiele innych dziewczyn była bardzo uparta i nie było
wątpliwości, że nie spocznie póki nie dowie się tego, czego chce się
dowiedzieć. Mógł skłamać, ale, po co? Lepiej było powiedzieć prawdę i przy
okazji zobaczyć, co na ten temat sądzi Krukonka.
- Masz rację, muszę z tobą o
czymś porozmawiać. Elizabeth Powell, wiesz, kto to? – Kiedy przytaknęła,
kontynuował. – Twierdzi, że widziała cię, spiskującą ze Ślizgonką.
Oczy
dziewczyny rozszerzyły się w wyrazie szoku.
- Ale… ale chyba w to nie
wierzysz? – spytała słabym głosem.
- Oczywiście, że nie! Chciałem ci
tylko o tym powiedzieć. Możliwe, że Powell pomyliła cię z kimś – wyjaśnił
szybko, łapiąc ją za dłoń. – Spokojnie.
Spoglądając
na bladą Paige, stwierdził, że nie można być taką dobrą aktorką, dlatego też z
wielką ulgą, ale i lekką opornością przyjął jej niewinność. Uśmiechnął się, aby
dodać jej otuchy i mogłoby się wydawać, że uspokoiła się, ale oczy zdradziły
jej stan ducha. Syriusz nie był pewny, co było przyczyną jej zmartwienia. Pewnie
pomyślała sobie, że jej nie ufa.
- Na pewno mnie z kimś pomyliła,
ponieważ sprzymierzanie się ze Ślizgonami to ostatnia rzecz, na jaką miałabym
ochotę – oświadczyła twardo, wdrapując się mu na kolana. – Albo… - Odwróciła
wzrok.
- Albo co?
Dziewczyna
spojrzała na niego niepewnie, dotykając palcami jego policzka. Czuła niemałą
satysfakcję, kiedy widziała, że wpatruje się w nią jak w obrazek. Była pewna,
że miała go już w garści, dlatego też byłaby niezadowolona gdybyś ktoś jej to
zepsuł. Ktoś taki jak Elizabeth Powell, która najwyraźniej zaczęła węszyć.
- Mówiłeś mi kiedyś, że nie macie
ze sobą za dobrych relacji, więc może ona okłamała cię, żeby utrudnić ci życie?
– zasugerowała delikatnie.
Wiedziała,
że musiała coś zrobić z tą wścibską Gryfonką, a najbezpieczniej będzie to
załatwić przez pośrednika. Z pewnością Syriusz potrafił być bardzo zawistny,
więc wystarczy go tylko nakierować na odpowiednią drogę, a reszta już sama się
załatwi.
- Możliwe, aczkolwiek jakoś nie
potrafię w to uwierzyć.
- Ja też nie potrafiłam, ale
okazało się, że nawet przyjaciel, którego byśmy o to nie podejrzewali, potrafi
wbić nóż w plecy – powiedziała cicho, spuszczając głowę.
Zmarszczył
czoło, zastanawiając się nad jej słowami, po czym chwycił ją za podbródek i z
czułością pocałował w usta. Oddała miły gest, powstrzymując uśmiech pełen
satysfakcji. Czuła, że była na zwycięskiej pozycji – teraz tylko musiała się na
niej utrzymać.
- Syriuszu, jesteś tam? –
usłyszeli znajomy głos.
Oboje
zaskoczeni, rozejrzeli się, ale nie dostrzegli nikogo, kto by mógł wołać
arystokratę. Kiedy jednak ktoś odezwał się kolejny raz, Syriusz zorientował
się, że nawoływanie dobiegało z jego kieszeni. Z irytacją wyciągnął lusterko, w
którym znajdowała się głowa Jamesa.
- Czego chcesz? – spytał chłodno.
- Zabierz Petera z parteru i
chodźcie do dormitorium, musimy porozmawiać – wytłumaczył nerwowo.
- Mam nadzieję, że to coś ważnego
– burknął Black, chowając przedmiot.
- Co to było?
- Magiczne lusterko z Zonka. –
Wzruszył ramionami, ściągając ją ze swoich kolan i wstając. – Słuchaj, skarbie,
muszę już lecieć, ale może spotkamy się jeszcze później?
- Jasne.
Założył jej
kosmyk za ucho i ucałował w czoło, a potem szybko odszedł. Patrząc się na jego
plecy, wreszcie mogła pozwolić sobie na minę pełną satysfakcji. Jak na razie
szło jej naprawdę dobrze; musiała jeszcze bardziej zaprzyjaźnić się z jego
znajomymi i pozbyć się przeszkody, jaką stanowiła Elizabeth. Miała jednak
wrażenie, że to będzie banalnie proste, zważywszy na to, że Gryfonka
podsłuchała jej rozmowę. W głowie powoli zaczął układać się plan, który zamierzała
wcielić w życie już po przerwie świątecznej.
*
Ze
smutkiem stwierdził, że właśnie zjadł ostatnią czekoladową żabę. Jeszcze z
nikłą nadzieją zatrzymał się i zaczął przeszukiwać kieszenie, ale nie znalazł
nic prócz kilku papierków i przypominajkę, która szybko zabarwiła się na
szkarłatny kolor. Jednak, jak zwykle, Peter nie mógł dojść, o czym zapomniał.
Wymamrotał pod nosem coś niezrozumiałego i z irytacją wcisnął kule z powrotem
do kieszeni.
Rozglądając
się po korytarzu, stwierdził, że ma dość blisko do kuchni, gdzie skrzaty na
pewno odpowiednio zatroszczą się o jego wymagający żołądek. Z dużo lepszym
humorem ruszył w stronę lochów, kiedy nagle ujrzał ostatnią osobę, jaką miałby
ochotę widzieć.
Regulus
szedł sam, dumnie krocząc korytarzem i rzucając każdej napotkanej osobie
spojrzenie pełne wyższości. Peter niemal skulił się w sobie, lecz nie zatrzymał.
Próbował odwrócić wzrok, ale było to trudne, zważywszy na to, że Ślizgon
najwyraźniej miał do niego jakąś sprawę.
- W przeddzień wyjazdu na święta
spotykamy się po kolacji – rzucił mu szeptem, przystając na sekundę. Zacisnął
usta, najwyraźniej wahając się przed powiedzeniem czegoś. W końcu jednak
wykrztusił to z siebie: - Mam nadzieję, że wiesz, co robisz.
Jego
ostatnie spojrzenie zanim odszedł, zmusiło Petera do głębszych refleksji. Nie
wiedział dokładnie, o co mu chodziło: O jego plan zbierania informacji, czy o
zdradę. Ale w sumie, to był Regulus, który nienawidził swojego brata i
wszystkiego, co gryfońskie, więc nie powinno obchodzić go to czy Peter zdradza
swoich przyjaciół, czy też nie.
Zdradziłem swoich przyjaciół. Zdradził
ich dla sławy i potęgi, zabił ich przyjaźń z własnych egoistycznych pobudek,
chociaż jeszcze o tym nie wiedzieli. Zrobił to dla ludzi, którzy czcili
potwora, Lorda Voldemorta, niszczącego wszystko, co dobre. Zamknął jakąś część
siebie, która była lojalna wobec długoletniej przyjaźni – i teraz to chciało
wydostać się na zewnątrz, a Peter już się nie opierał. Był winny i wiedział, że
powinien zostać ukarany, toteż pozwolił, aby sumienie zrzuciło na niego swój
ciężar.
Ale
bał się. Wpakował się w niezłe tarapaty; Ślizgoni łatwo mu nie odpuszczą tej
zniewagi, a jeśli powie o tym przyjaciołom to nie wątpił, że się od niego
odwrócą. Zamarł, cały blady i spocony ze zmartwienia i przerażenia. Co on teraz
miał zrobić?
Co ja najlepszego zrobiłem?
Miał wrażenie,
że stoi pośrodku wielkiego labiryntu, sam, zagubiony. Czuł, że nieważne którędy
by poszedł, wyjścia nie było. Kiedy on tu trafił i jak długo już tu był?
Chociaż
mieli swoje wady i zdarzało im się go ignorować, to jednak zawsze mu pomagali.
Po raz pierwszy, kiedy zaczynali Hogwart, a jego w pociągu zaczepiali jacyś
trzecioroczni Ślizgoni, nawtykali im, a potem uciekli na drugi koniec maszyny,
ciągnąc go za sobą. Nawet, kiedy nie chciał, posadzili go w swoim przedziale i
zagrozili, że jeśli będzie próbował uciekać, to go zwiążą. Potem przez resztę
podróży dzielili się słodyczami i wymieniali informacjami na temat szkoły.
Przez
długie lata starali się pomagać mu w rozwiązywaniu jego problemów, zwłaszcza
tych związanych z nauką, czego przykładem mogą być ostatnie dni. Najwyraźniej
wszyscy wzięli sobie do serca słowa Syriusza, bo od kilku dni, kiedy tylko
reszta Huncwotów miała wolną chwilę, starali się wytłumaczyć mu działanie
zaklęć i to, jakie należy wykonywać ruchy różdżką. Zauważył, że powoli
zaczynały pomagać mu te korepetycje.
I
na samo wspomnienie tego, co zrobili dla niego, łzy napłynęły mu do oczu. Otarł
je szybko, karcąc się, że mężczyźni nie płaczą. Ale kiedy był w takiej
sytuacji, trudno było mu trzymać emocje na wodzy. Wcześniej nie chciało dotrzeć
do niego to, że jego przyjaciele mieli także dobre strony, które ostatnio
zaczęły się coraz częściej ujawniać. Był za bardzo zaślepiony wizją sławy i
bycia tym lepszym. I do czego go to doprowadziło?
Stracił nawet
ochotę na jedzenie, więc ze spuszczoną głową wlókł się w stronę Wieży
Gryffindoru, czując się, jakby zaraz miała dokonać się na nim egzekucja.
Nie
wiedział, co zrobi, kiedy ich spotka. Powie im, a może stchórzy?
- Peter, tu jesteś! – zawołał
zwycięsko Syriusz, podbiegając do niego. – Szukałem cię w kuchni, ale… Co się
stało?
Podniósł
wzrok na przyjaciela i wiedział, że stchórzy. Black wpatrywał się w niego ze
zmartwieniem, po czym rozejrzał, jakby w poszukiwaniu osoby, która była
przyczyną paskudnego humoru Petera.
- Nic, mam po prostu zły dzień –
skłamał, wzruszając ramionami. – Czemu mnie szukałeś?
- Stary – westchnął, kładąc mu
dłoń na ramieniu jak brat bratu – James chce z nami porozmawiać.
- O czym? – spytał, kiedy ruszyli
dalej.
- Pewnie o wczorajszym dniu. –
Wywrócił oczami. – Wiesz, że na nas zawsze możesz liczyć, prawda?
Glizdogon
przytaknął, nie będąc w stanie wykrztusić ani słowa. To, co powiedział Syriusz
jeszcze bardziej go przytłoczyło. Jak ja
im to powiem?, martwił się.
*
Tupiąc
z niecierpliwości, spoglądała na krajobraz rozpościerający się za oknem.
Delikatne płatki śniegu spadały powoli, pokrywając wszystko bielą. Najwyraźniej
zima postanowiła tym razem zawitać jeszcze w listopadzie. Elizabeth automatycznie
przypomniała się trzecia klasa, kiedy razem z Lily próbowały ulepić za pomocą zaklęć
lwa. Były bardzo blisko upragnionego celu, kiedy nagle zjawił się James i
ubzdurał sobie, że walczy z potworem, próbując uratować biedne niewiasty. Skończyło
się na tym, że Lily dostała szału, a Potter, który po raz pierwszy naprawdę się
jej przestraszył, posłusznie, z pomocą Remusa, naprawił lwa.
Mimowolnie
uśmiechnęła się, ale zaraz znowu zasmuciła. To było już wspomnieniem, bardzo
odległym; nigdy już to nie powróci, a ona jeszcze nie mogła się z tym pogodzić.
Nie potrafiła przyjąć do wiadomości, że czas tak szybko umykał jej pomiędzy
palcami. Niedługo skończy się jej nauka w Hogwarcie, to miejsce już nie będzie
jej ostoją i schronieniem, będzie musiała sobie sama radzić w dorosłym życiu,
bez nauczycieli wskazujących odpowiednią drogę. Będzie żyła w ciągłym
pośpiechu, stresie i strachu przed Lordem Voldemortem. Czy była na to gotowa?
Rozejrzała
się po dormitorium; James cały czas wpatrywał się w Mapę Huncwotów, a Remus
siedział ze zszokowaną Lily w najdalszym kącie. Postanowił przełamać się i
powiedzieć jej o swojej chorobie. Po części skłoniła go do tego Elizabeth,
stwierdzając, że rudowłosa także była jego przyjaciółką i powinna wiedzieć. Nie
martwiła się o jej reakcję, ponieważ już dawno ją przewidziała i teraz, kiedy
patrzyła na Lily, przytulającą Remusa, który odetchnął z ulgą, utwierdziła się
w przekonaniu, że miała rację.
Spoglądając
na nich wszystkich, była pewna, że nikt nie był gotowy na to, co ich czekało,
ale nie mieli wyboru. Takie otrzymali życie oraz przeznaczenie i to, co miało
się stać, prędzej czy później nadejdzie – czy tego chcieli, czy też nie.
A
teraz najlepszą rzecz, jaką mogli zrobić, to po prostu przygotować się na
nieznane.
Nagle
drzwi otworzyły się na oścież i do środka wpadł Syriusz, ciągnąc za sobą
bladego Petera. Nikt nie był w stanie jednoznacznie określić czy arystokrata
był podekscytowany, czy rozeźlony, toteż wszyscy skupili się na wyjątkowo
cichym Peterze.
- Peter, w porządku? – spytał James,
chowając mapę i spoglądając na przyjaciela z nieodgadnioną miną.
Glizdogon
miał wrażenie, że okularnik przewiercał go spojrzeniem w poszukiwaniu prawdy, a
może raczej chciał potwierdzenia, ponieważ już ją znał. Tak przynajmniej
wydawało się Peterowi, który na nowo zaczął się pocić i drżeć. Zwinął dłonie w
pięści, starając się zapanować nad ciałem.
- Tak, jasne. Mam tylko zły dzień
– skłamał, odwracając wzrok.
James
zacisnął usta, ale nie drążył już tematu. Był niesamowicie zirytowany i teraz,
kiedy uważnie śledził każdy ruch przyjaciela, był pewny, że coś ukrywał. Tylko,
co?
- Narady dotyczące pomysłów
zdobycia wrednej Evans już się dawno skończyły – zaczął na głos myśleć Syriusz.
Na jego ustach igrał zawadiacki uśmiech, jednak w oczach kryło się coś takiego,
dzięki czemu każdy wiedział, że Blackowi wcale nie było do śmiechu.
- Mieliście takie narady? – Lily wybałuszyła
oczy, szukając wytłumaczenia u Pottera, który najwyraźniej nie spieszył z
odpowiedzią.
- Oczywiście. Swego czasu Rogacz
był bardzo zdesperowany – odpowiedział Syriusz. – Zwłaszcza, kiedy…
- Przestań – warknął James. – Na przyjacielskie
pogawędki później przyjdzie pora, teraz musimy skupić się na czymś poważniejszym.
W
dormitorium zapadła grobowa cisza, kiedy wszyscy z niemałym niedowierzaniem,
ale i swego rodzaju podziwem spojrzeli na Pottera. Chyba po raz pierwszy
widzieli go takiego poważnego i dorosłego. Czyżby nie zauważyli jego zmiany?
Spoglądał na nich z pewną przywódczą siłą, która pomagała mu się przebić i
skupić na sobie potrzebną uwagę.
I
to właśnie w tym momencie Remus był naprawdę z niego dumny. Wiedząc, jaki James
był kiedyś, trudno było mu się przyzwyczaić do tej zmiany, ale wiedział, że ją
polubi. Jego lekkomyślny przyjaciel w końcu dorósł i stał się dokładnie takim
człowiekiem, jakim powinien się stać. Lupin nie był pewny, co go tak zmieniło;
czy to Lily, czy porwanie ojca.
- Chyba nadszedł czas, abym
powiedział wam o Zakonie Feniksa. – Usiadł ciężko na łóżku i poczochrał sobie
włosy.
- Najwyraźniej – burknął Syriusz,
opierając się o szafę. Rzucili sobie pełne wyrzutów spojrzenia.
- Którejś nocy w wakacje rodzice
siedzieli w salonie, jakoś tak po północy, i dyskutowali o czymś. Ja chciałem
iść do kuchni, bo zdarza mi się zgłodnieć o tej porze. I kiedy przechodziłem
obok salonu, usłyszałem coś o jakiś napadach, więc zacząłem podsłuchiwać. Dokładnie
już nie pamiętam, co usłyszałem, ale najbardziej obiło mi się o uszy, że Zakon
Feniksa potrzebuje więcej ludzi. Wówczas nie wiedziałem, o co chodzi, a znacie
mnie i dobrze wiecie, że jak o czymś nie wiem to szlag mnie trafia.
- Więc ich zaszantażowałeś? –
wtrącił się Syriusz, unosząc brwi.
- Powiedzmy, że wziąłem ich na
litość. – Orzechowe oczy błysnęły przebiegle. – W każdym razie, dowiedziałem
się, że Dumbledore założył tajną organizację ludzi walczących przeciwko
Voldemortowi i nazwał ją Zakonem Feniksa. Znajduje się już tam dość dużo osób,
w tym moi rodzice. Wciąż jednak brakuje wielu, zwłaszcza, że podczas kilku
akcji zginęły już trzy osoby – zawiesił głos, aby dać chwilę do zastanowienia.
Rozejrzał
się po zgromadzonych i wszyscy byli jednakowo przejęci i zainteresowani. Swoje
spojrzenie dłużej zatrzymał na Peterze, który siedział na łóżku i wpatrywał się
w pościel, przez co James nie mógł dokładnie zobaczyć wyrazu jego twarzy.
- Powiedziałem im, że chcę się
przyłączyć, ale wiadomo, jaka był odpowiedź – kontynuował sucho. – Dlatego poprosiłem,
aby przynajmniej informowali mnie, co się dzieje naprawdę, bo wiadomo, że ostatnio w Proroku piszą same głupoty. Z
miejsca już wiedziałem, że się nie zgodzą, że to będzie za wiele, ale… zaufali
mi. I odkąd przyjechałem do Hogwartu, przysyłali mi zakodowane listy, z których
dowiadywałem się prawdy o tym, co się dzieje poza murami szkoły i zaczyna być o
wiele gorzej niż myśleliśmy.
- Co masz dokładnie na myśli? –
spytała Lily, ściągając brwi. – W Proroku już piszą o morderstwach, gwałtach i
porwaniach. Jak może być gorzej?
Spojrzał
na nią przeciągle i uderzyło go to, że zamiast strachu w jej oczach zobaczył hardość.
Ale w końcu to była Lily, jego wybuchowa i jednocześnie niewinna ukochana, u
której nastrój mógł zmieniać się nieoczekiwanie, często bez powodu.
- Zamieszki to jedno, ale wojna
to już całkiem inna rzecz, Lily.
- Wojna? – zająkał się blady
Peter, patrząc się na każdego po kolei.
- A czego się spodziewałeś? –
odezwał się ochrypłym głosem Syriusz. – Voldemort jasno określił nam swoje
plany na przyszłość i był przy tym tak pewny siebie i dosadny, że nie zdziwię
się, jeśli wojna wybuchnie nawet jutro.
- To prawda. Ma coraz więcej
sprzymierzeńców, bo ludzie się boją i przechodzą na jego stronę, myśląc, że
wtedy będą bezpieczni, ale prawda jest taka, że piekło dopiero zaczyna się,
kiedy jest się w jego szeregach – powiedział zmęczonym głosem Lupin.
Peter
ze zdenerwowania zaczął miąć swoją koszulkę. Oni mają rację, pomyślał ze zgrozą. A on o tym nie pomyślał przed
pójściem do wrogów. Tym samym jakby poparł mordowanie czarodziejów nieczystej
krwi i mugoli. Zrobiło mu się niedobrze na samą myśl o tym, jak wiele mógł
powiedzieć Ślizgonom przez swoją nieodpowiedzialność i jeszcze ten list, który
dał Regulusowi. Merlinie, dopomóż mi.
- Śmierciożercą jest już się na
zawsze – orzekła grobowym głosem Elizabeth, kładąc dłoń na ramieniu Remusa.
___________
Ha! I udało mi się go wreszcie napisać. Przepraszam Was za to, że tyle musieliście czekać, ale moje lenistwo znowu dało o sobie znać. Moja wina. A i o dziwo w dużej mierze jestem nawet zadowolona z tego rozdziału, bo chyba wreszcie pokazałam Elizabeth od tej strony, co chciałam, a przy okazji odkryłam, że fajnie się pisze z jej perspektywy :).
Poza tym, zaczęłam się bardziej skupiać na Peterze i chyba coraz bardziej go lubię ^^.
No cóż, to chyba jest już wszystko, co chciałam powiedzieć, więc pozdrawiam i liczę na Wasze opinie :).
Mam cichą nadzieję, że uda się im pomoc Peterowi oraz, że Glizdek się opamieta i się przyzna. W Twoim opowiadaniu jest prawie sympatyczny jak dla mnie (a naprawdę gościa nie lubię), więc jakoś tak... fajnie by było, gdybyś go "ocalila" ;)
OdpowiedzUsuńNo i niedobrze mi się robi na myśl o Paige. Wredna dziewucha - i pomyśleć, że w Ravenclawie. Ale w końcu przyjaciółka Cho także poniekąd byla nieprzyjemna.
Cóż, myślę, to znaczy- mam nadzieję, że Powell nic się nie stanie, albo chociaż nic wielkiego. Chociaż mam prawie pewność, że z planu Paige nie wyniknie nic dobrego.
Przepraszam jeśli pojawiły się jakieś błędy: pisze z telefonu ;)
Pozdrawiam cieplutko!
No cóż, sama tak bardzo polubiłam Glizdka, że po prostu nie ma bata, żeby przyjaciele mu nie pomogli. Prędzej czy później to się stanie :). Nie obiecuję jednak, że wszystko dobrze się skończy.
UsuńCo do Elizabeth - na razie nie mam w zamiarze uszkodzić ją, a przynajmniej nie fizycznie.
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz ^^
Ja sama nie lubię Petera, obojętnie jakie by to opowiadanie nie było, chociaż jakoś nie czuje tak dużej niechęci do niego w Twoim opowiadaniu. Czesto Pettigrew jest przedstawiany jako chodzaca, odmóżdżona i leniwa lodówka, co jest dodatkowym powodem do mojej niechęci, chociaż nie sądzę, że faktycznie byl on taki tępy. Zdrajcą był, to fakt, ale uważam, że nie mógł być aż tak mało zdolny - w końcu należał do Huncwotów i jakoś nie chce mi się wierzyć, że przygarnęli go z litości. A że u Ciebie Peter nie jest przedstawiony tak.. "stereotypowo",to jeśliby faktycznie zrobił... czy raczej nie zrobił tego swinstwa i w ogóle, kurde, wyslowic się nie umiem. W każdym razie chyba będę w stanie polubić Twojego Petera na tyle, że nie będę się wzdrygac na widok jego imienia. No i dodatkowo pokazujesz jego emocje, co w jakiś sposób pozwala zrozumieć jego decyzję. Przynajmniej w teorii :D uch, mam nadzieję, że coś zrozumiesz z mojej paplaniny.
Usuń"Przynajmniej nie fizycznie" - to zabrzmiało ciut-ciut złowrogo :D
Pozdrawiam cieplutko :)
Ależ to było świetne! <3
OdpowiedzUsuńUwielbiam tego bloga, dobrze, że nie zawsze jest przepełniony miłością, ale jakbyś specjalnie dla mnie zrobiła jakiś super kawałeczek o Lily i Jamesie...<3
Nie mam słów na Paige, strasznie mnie irytuje.
No i... z niecierpliwością czekam na nową notkę :)
Lilka.
Super rozdział! Bardzo fajnie, że James w końcu "wydoroślał". Myślę, że to poorwanie jego ojca tak na niego wpłynęło. I ciekawa jestem, co takiego ma zamiar teraz zrobić Potter. Po co zwołał tą naradę?
OdpowiedzUsuńNo i czy Glizdogon (którego naprawdę serdecznie nieznoszę) znajdzie w sobie choć trochę odwagi i przyzna się do winy? Może w końcu przekonałabym się do niego i w choć jednym opowiadaniu nie zdradziłby swych przyjaciół? Nie mam pojęcia jak potoczy się teraz to opowiadanie, ale jednego mogę być pewna, że kolejny rozdział pochłonę z taką samą ciekawością jak ten, gdyż już nie mogę się doczekać ciągu dalszego.
Pozdrawiam!
PS. Czy Syriusz jest na tyle ślepy by nie widzieć fałszywego zacjowania Paige?! Och, Syriusz, niepodobny do Syriusza. ;-)
Peter powoli już zbiera w sobie odwagę i może w końcu się przełamie, ale minie trochę dłuższy czas zanim to się stanie :).
UsuńSyriusz po prostu wpadł po uszy w miłość, przynajmniej na razie, potem nieco przejrzy na oczy :).
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz ^^
Nigdy nie byłam dobra w komentowaniu rozdziałów, a ostatnimi czasy po prostu jestem w tym beznadziejna. Nie mam po prostu pomysłu, co nowego miałabym ci powiedzieć, żeby wyszło naturalnie.
OdpowiedzUsuńOdcinek mi się podobał i jak mi powiedziałaś ile ma on stron w Wordzie to już w ogóle jestem z ciebie dumna. Przeszłaś długością samą siebie :D
Początek z Jamesem był naprawdę fajnym pomysłem. On z jednej strony martwi się o porwanego ojca, ale z drugiej zdecydowanie wydoroślał. Zaczął zastanawiać się nad swoim życiem, decyzjami, a co najważniejsze martwi się o najbliższych, licząc także w tym ukochaną i przyjaciół. Musiało minąć naprawdę wiele czasu, żeby doszło to takiej metamorfozy Rogacza.
Dochodzę do wniosku, że jego przemyślenia doprowadzają go do bliskiego rozwiązania z Peterem. Nie spodziewałam się, że on James rozgryzie słowa Elizabeth tak szybko w kontekście grubego głupka. Myślałam, że zajmie mu to więcej czasu, ale... Ale z drugiej strony on może zacząć śledzić Glizdogona. No i jeśli okaże się prawdą może w jakiś sposób uratować go z tej poplątanej sytuacji ze Śmierciożercami=Ślizgonami.
Natomiast jeśli tyczy się wątku z Elizabeth to byłą taka... Taka naturalna. Od razu widać, że zarówno Remus, jak i Elizabeth kochają się. Nie trzeba ICH zmuszać do miłości. A ta chęć pomocy Remusowi przez ukochaną to już w ogóle mnie rozczuliła.
Mam nieodparte wrażenie, że ona chce stworzyć jakiś eliksir, który będzie miał pomóc w lepszym przejściu przez tę przemianę. Chociaż nie rozumiem, dlaczego zdecydowała się na Krukona, a nie przykładowo któregoś z Huncwotów czy nawet Lily. Rozumiem, że Lily straciła pamięć, ale drygu do ważenia eliksirów nie straciła. Jestem ciekawa, czy rozwiniesz dalej ten wątek z tym eliksirem :) 1/2
2/2
UsuńSyriusz naprawdę się zauroczył i zaczyna ignorować sprawy, które wcześniej dałby mu naprawdę do myślenia. A teraz skupił się na Paige i nie chce wziąć do siebie faktów, które wręcz krzyczą, żeby się nad nimi zastanowił. Mnie nawet dałoby do myślenia jej zająknięcie się przy odpowiedzi, a on totalnie oślepł i ogłuchł w tym samym momencie. Syriuszu, co ty wyprawiasz! Ogarnij się!
Jejciu, jejciu... Biedny Peter. Jest mi jego tak bardzo szkoda. Rozumiem, że podjął decyzję o przejściu na czarną stronę, ale z drugiej każdy popełnia błędy. Teraz jedynym wyjściem jest powiedzeniem prawdy. Przecież nie odtrącą go, że przystąpił do Ślizgonów. Raczej "naiwnie" wierzę, że jego przyjaciele nie odwrócą się od niego plecami, a będą chcieli mu pomóc w rozwiązaniu bycia Śmierciożercą.
Podobała mi się końcówka. Zaskoczyłaś mnie tym fragmentem o Zakonie Feniksa. James ufa swoim przyjaciołom, więc dlatego zdecydował się IM powiedzieć o tej organizacji.
Zastania mnie jedna rzecz... Bo skoro powiedział im o tej organizacji, więc czegoś oczekuje w zamian. Mam dziwne wrażenie, że on chce wstąpić do Zakonu Feniksu, bo przecież nie gadałby sobie ot tak, żeby po prostu porozmawiać o takich sprawach. Jednak z drugiej strony odczuwam coś takiego, że Potter chciał sprawdzić reakcję Petera na to wszystko. Mogę się mylić, ale chciał po prostu zobaczyć, jak on się zachowa w tej sytuacji.
Kończąc powiem, że rozdział mi się naprawdę podobał. Wyszedł dość dobrze, więc powinnaś być z siebie dumna i wierzyć we własne możliwości, że rozdział jest dobry.
Błędy:
1. "Oparł podbródek na ramieniu Elizabeth i przytaknął policzek do jej" -> Jesteś pewna, że powinno być "przytaknął? Mnie bardziej pasowałoby "przytknął". Przytaknąć mogę mojemu rozmówcy, kiedy zgadzam się z nim w danym temacie :D
2. "Przecież nie miałaby z tego żadnych korzyści, chyba, że po prostu..." -> Błąd z przecinkiem. Chyba że, mimo że etc. stawiamy ZAWSZE przecinek przed całym sformułowaniem.
3. "Czy była aż taka okrutna i fałszywa, że by to zrobiła?" -> Jakoś mi nie pasuje mi ta druga część po przecinku. Może daj tak: "żeby mogła to zrobić". Jest to jedynie moja sugestia, więc nie musisz jej brać pod uwagę, jeśli uznasz, że ci nie pasuje.
Liczę na to, że komentarz wyszedł dość logicznie. Chyba końcówka wyszła dziwnie, ale była pisana ze szczerego serca.
Życzę weny i pozdrawiam.
Bardzo zaskoczyłaś mnie takim długim komentarzem, ale bardzo mnie on cieszy ^^. Dla takich czytelników naprawdę warto pisać :).
UsuńTak, Rogacz w końcu wydoroślał i jestem z niego bardzo dumna, co oczywiście nie oznacza, że nie zdarzą mu się jakieś głupie sytuacje, o której wspominałam Ci wczoraj :). Niemniej, gdyby ich nie było, co to byłby za James?
Czasem odezwą się te szare komórki Pottera, więc to tylko kwestia czasu, kiedy on rozwiąże całą sprawę z Peterem.
Ten wątek z eliksirem jest jednym z najważniejszych, więc nie ma bata, żebym go nie rozwinęła. Będzie on w pewien sposób związany z końcem tej części. Co do Krukona, to będzie jeszcze później w rozwinięciu tego wątku wyjaśnione.
Taak, Syriusz na razie nam przepadł, zakochany szczeniaczek się z niego zrobił. Niemniej, to Syriusz i te chwilowe otępienie będzie musiało kiedyś zniknąć, więc nie martw się - jeszcze sie ogarnie :).
Tak, mi też jest szkoda Petera, a ostatnio bardzo go polubiłam, przez co nieco zmieniłam plany odnośnie jego przyszłości. To, co zrobią Huncwoci po poznaniu prawdy zobaczysz za kilka rozdziałów, ale myślę, że już się domyślasz :).
Oczywiście, że on chce tam wstąpić! Nawet Albus o tym wie ^^. I tak, też poniekąd chodziło o Petera.
Bardzo się cieszę, że rozdział Ci się podobał i dziękuję z wskazanie tych błędów, już je poprawiłam ^^.
Pozdrawiam!
Przeczytałam ^^. W sumie te obyczajowe fragmenty były troszkę nudne, ale ogólnie było okej. Choć troszkę irytował mnie ten bardzo stereotypowy Syriusz, chciałabym się kiedyś doczekać jakiegoś opowiadania, gdzie Syriusz myśli poważniej o życiu, a nie tylko o zarywaniu panienek. Powinien się trochę ogarnąć, bo naprawdę jest wkurzający ^^.
OdpowiedzUsuńWgl on siedzi Paige w głowie? Dość zgrzytały mi jej przemyślenia powciskane do perspektywy Syriusza, bo to wyglądało tak, jakby on siedział w jej głowie. Przy narracji personalnej raczej nie powinno tak być (też kiedyś mi się zdarzało w jednej perspektywie mieszać myśli dwóch postaci, ale zostałam za to zjechana, i już tak nie robię). Jeśli chciałaś popisać o tym, co myśli Paige, mogłaś napisać tę scenę z jej punktu widzenia w całości :).
Ogólnie jednak uważam, że jest wredna. Nie lubię takich postaci, ale wiem, że są potrzebne w opowiadaniu osoby, które szkodzą głównym bohaterom.
Co mi się tutaj podobało, to Peter. Nie lubię go, i uważam, że Huncwoci byli bardzo naiwni, skoro tak mu ufali i dali się zdradzić, ale ty pokazałaś jego dylematy, jakie odczuwał, zdradzając ich po tym, jak wiele dla niego zrobili w czasach szkolnych.
Remus też wyszedł spoko, podoba mi się to, że Elisabeth się o niego martwi i chce mu pomóc. Hej, a może ten Krukon to jest ten facet, który w przyszłości wymyśli ten eliksir dla wilkołaków, który on zażywał w trzeciej części? Takie moje przemyślenia ;P. O, i podobały mi się wzmianki o tym, co by było, gdyby byli mugolami, lubię promugolskie postacie.
Szkoda, że nie opisałaś więcej o tej sprawie ojca i ich planach odnośnie niego. Niby tytuł jest o naradzie, a tak naprawdę mało miejsca jej poświęciłaś, skupiając się na obyczajowym pitu-pitu. A ten wątek jest zdecydowanie najciekawszy w tym opowiadaniu na ten moment, i wolałabym poczytać coś mrocznego, niż jakieś miłostki, bo tego naprawdę już się robi za dużo.
Mam nadzieję, że cię nie uraziłam :). Bo ogólnie było fajnie, tyle że niespecjalnie przepadam za czystym obyczajem.
Nad Syriusz wciąż pracuję, ale chyba na razie nie bardoz mi to wychodzi. W każdym razie, od następnego rozdziału stanowczo ograniczę mu miłość i postaram się go wyprostować, więc mam nadzieję, że będzie Cie już mnie wkurzał :).
UsuńHm, skoro tak mówisz, to potem ogarnę jeszcze raz tą scenę i postaram się poprawić albo po prostu na przyszłość będę pisała scenę z perspektywy jednej osoby ;p.
Nie, to nie on wynajdzie ten eliksir, zważywszy na to, że nie do konca jest szczery z Elizabeth, ale to bedzie później wyjaśnione.
Miałam o tym ojcu napisać w tym rozdziale, ale to było takie coś, że pomyślałam, iż wyjdzie masło maślane, dlatego sprawę ojca przeniosłam do następnego rozdziału.
Spokojnie, to był na razie ostatni taki rozdział z miłostkami, od następnego skupiam się już głównie na Peterze, eliksirze dla Remusa i sprawami związanymi z Voldemortem :).
Nie martw się, nie obraziłaś mnie. To, co napisałaś jest bardzo pomocne i dziękuję Ci za szczerą opinię. I rozumiem, ja też nie bardzo lubię te obyczajowe, ale dotychczas miałam dziwne poczucie, że nie dostatecznie skupiłam się na danych postaciach i w tym rozdziale chciałam to nadrobić stąd bardziej te obyczajowe, gdzie mogłam rozwinąć ich myśli i pokazać trochę jacy są.
Pozdrawiam! :)
Ja Petera lubiłam od samego początku. Bo chociaż postanowiłaś, że zdradzi swoich przyjaciół, zadałaś sobie trud, żeby wszystko przedstawić z jego perspektywy.
OdpowiedzUsuńSyriusz to taki zakochany głupiec. Dlaczego on nie zacznie śledzić Paige? Jak można komuś, kogo zna się tak krótko, tak bardzo ufać?
Nie do końca zgadzam się z Elizabeth. Dlaczego niby mugolom jest łatwiej? Ja uważam, że jeszcze trudniej. Przecież to oni są obiektem nienawiści Voldemorta. A nawet o niczym nie wiedzą. I w związku z tym nie mogą się bronić, nie mają tej szansy. Dlatego też uważam, że Elizabeth powinna sie cieszyć, że jest czarownicą.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie.
demelium.blogspot.com
Ta, głupi z niego szczeniak, ale w końcu się opamięta, a znając temperament Syriusza, Paige gorzko pożałuje :).
UsuńWiesz, to zależy od punktu widzenia i osobowości. Elizabeth miała trochę dość przejmowania się tym wszystkim i pomyślała, że jeśli byłaby mugolem to nie miałaby na przykład koszmarów o śmierci niewinnych ludzi albo coś w tym stylu.
Pozdrawiam :)
Naprawdę podoba mi się to jak ukazujesz Glizdogona. Spotkałam się z takim opowiadaniem, gdzie przedstawiony był jako maszyna do zabijania bez powodu -.- Przecież każdy człowiek ma jakieś powody do tego, że staje się taki a nie inny! W Twoim opowiadaniu nawet przypadł mi do gustu :>
OdpowiedzUsuńTa historia z każdym rozdziałem robi się coraz ciekawsza! Twoje opisy są tak niekiedy zabawne. Poza tym widać różnicę pomiędzy perspektywami jakie opisujesz :3
A Paige jest tak wkurzajaca! Ma fajne imię, ale za charakter już dostałaby ode mnie po pysku! :/
Pozdrawiam i mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybciej :D
~ no-rules-in-my-world.blogspot.com
No cóż, to czasem wina tego, że ludzie od razu skazują kogoś na ciemną stronę i nie widzą potrzeby zagłębiania się w czyjąś psychikę, bo według nich skoro ktoś popełnił jakiś błąd, już jest zły.
UsuńCieszę się, ze go polubiłaś ^^.
Nie martw się, niedługo pewnie Syriusz Cię wyręczy ^^.
Pozdrawiam! :)
Wreszcie nowy rozdział! Ale się ucieszyłam ^^ Nigdy nie sądziłam, że tak bardzo spodoba mi się narracja z punktu widzenia Petera :) Oh no prawda pogubił się biedaczek, ale wierzę ze Huncwoci to prawdziwi przyjaciele i mu wybaczą, a nawet pomogą, nie nie wykluczam, że sie też nad nim troszkę poznęcają, ale to w końcu Huncwoci xD Nie wiem czemu wyobraziłam sobie jak przy całej szkole robią mu dowcip i Peter ląduje bez spodni z różowymi gatkami, na których napisali "ślizgoni są fuj :D ale na żarty im się nie zbiera, wręcz poważnieją więc to tylko moja wyobraźnia :D
OdpowiedzUsuńAh ten Syriusz i jego mały móżdżek, jakby nie mógł pogadac z Elizabeth, w końcu są przyjaciółmi, moglby jej wlac verita serum do obiadu czy cos jak mu tak zalezy, a nie tak łatwowiernie machac ogonem przed Paige. Ale ja w niego wierzę, w końcu to Syriusz Black, to on jest od mamienia dziewczyn a nie odwrotnie :D
Ah no i częsc z Elizabeth, bardzo przyjemnie sie ja czytalo. Az ciekawa jestem w co takiego sie wpakowala, ze nie moze sie wycofac. A wszystko z milosci, jaki ten swiat glupi ;) Mam nadzieję, ze nasza Liz nie da się, tej wredocie Paige, ktora mam wrazenie, ze niedlugo sama cos przekombinuje i nawarzy sobie piwa.
Nie mogę juz doczekac się ciągu dalszego, liczę na szybszy cd tym razem ;) Pozdrawiam!
Cieszę się, że podoba Ci się narracja z punktu widzenia Petera, bo w najbliższym czasie trochę jej planuje. Doszłam do wniosku, że jest on naprawdę ciekawą postacią po bliższym poznaniu ^^. Pomóc mu pomogą, ale na początku nieźle mu się oberwie. Hhahaha, ten pomysł z majtkami jest fajny, ale niestety będzie musiał pozostać tylko wyobrażeniem :).
UsuńNie martw się, Syriusz w końcu ogarnie się i Paige dostanie za swoje, a Elizabeth da sobie radę ^^.
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam ciepło! :)
Sama nie wiem co myśleć o tym rozdziale. Jest trochę inny, wydaje mi się, że wcześniejsze były znacznei zabawniejsze, a ten... no cóż, jest już poważny. Ale doskonale to napisałaś, zwłaszcza odczucia i niepewności Petera. I jeszcze dodam, że nie lubię tej Paige :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo, dużo weny :)
Nie wiem co napisać, wszystko co przychodzi mi do głowy nie wydaje się wystarczająco dobre. Skończyłam czytać wszystkie rozdziały wczoraj w nocy i jeszcze wtedy chciałam napisać komentarz, ale zazwyczaj moje pisanie w środku nocy nie kończy się dobrze, więc piszę dzisiaj. Muszę przyznać, że trochę się odzwyczaiłam od Huncwotów i zajęło mi trochę czasu, aby do nich wrócić. Jednak cieszę się, że to zrobiłam, bo jest moje ulubione pokolenie. Co do twojego opowiadania, podoba mi się wątek z Paige i chciałabym wiedzieć do czego potrzebny jest jej Syriusz. Dodatkowo te fragmenty gdzie przedstawione jest poczucie winy Glizdka nie pojawiają się często w tego typu opowiadaniach, zazwyczaj traktują go jako zimnokrwistego śmierciożerce, co nie było prawdą, bo był zwykłym tchórzliwym szczurem, który jakimś cudem dostalł się do Gryffidoru. Sam pomysł z zanikami pamięci Lily też mi się spodobał i sposób w jaki James o nią walczył. Co było po prostu urocze. Po za tym nie wiem co bym jeszcze mogła napisać. Co do szablonu, strasznie lubię jak są sklejone fanarty szczególnie jak pojawia się Syriusz :) Nie zauważyłam również jakiś gryzących błędów, czym jest kolejny plus. No nic, teraz muszę czekać na kolejny rozdział. Życzę powodzenia!
OdpowiedzUsuńhttp://to-avenge-those-who-we-lost.blogspot.com/
-Bloody Queen.
Świetne
OdpowiedzUsuńMam takie wat po skończeniu tego rozdziału... to ta ostatnia wzmianka Elizabeth mnie nastroiła, wow, co to się dzieje xd
OdpowiedzUsuńi jeżu ta scenka z nią i Remusem *^* Pięknie... te chwile bycia razem są potrzebne, a oni są tacy wspaniali, dobrze, że mają siebie *^*
A dalej.. Paige... a to wredna mała.... nieee... jak można tak grać z biednym Łapą. Syriusz ma rację, kobietom nie warto ufać! Ale nawet jak to rozumie, biedny się zakochał i jest oszukiwany, zawsze nie potrafiłam zrozumieć takich okrutnych sytuacji :< Tak mi go szkoda, on myśli że jest szczęśliwy i w ogóle, a to wszystko jest takie fałszywe ;___;
I ciup, Peter się załamuje... coraz bardziej. Ciekawe co z nim zrobisz i jaką on odegra rolę. A poza tym feeest, James zdradza takie informacje przy możliwym wrogu, eh, ale potem jak nie ufa się najbliższym, to komu można zaufać. Właśnie dlatego, gdy to Ci najbliżsi cię zdradzą.
No cóż, rozdział genialny i czekam na kolejny, dzieją się coraz ciekawsze rzeczy w końcu *^*
No Łapcia nam wpadł po uszy. Może i jest jaki jest, ale jak już się zakocha, to kaplica >.< Ale niedługo wszystkiego się dowie i krótko mówiąc - nie będzie zadowolony :D.
UsuńFakt, zdradza informacje, ale nie mozna go za to winić, bo przecież zna się z Peterem od 1 klasy i trudno mu uwierzyć, że przyjaciel mógłby go zdradzić. A Peter będzie miał jeszcze okazje do zabłyśnięcia ^^.
A rozdział 15 jest w trakcie pisania i mam nadzieję, że go w końcu skończę, bo ostatnio się nieźle rozleniwiłam :D.
Jest mi smutno, gdyż Syriusz dał się tak podstępne omotać swojej nowej, bliskiej przyjaciółce. Jak tak dalej pójdzie to naskoczy na Liz. I teraz tak dochodzę do wniosku, że jeżeli dobrze pojmuję to: Syriusz, kiedy dowie się prawdy o Paige, będzie zdruzgotany i będzie mu głupio i z powodu tej blizny na ciele, duszy i umyśle (czy jakoś tak^^) w niedalekiej przyszłości nie zgodzi się na bycie Powiernikiem Tajemnicy, tak?
OdpowiedzUsuńBiedny Peter. Jest mi go tak bardzo żal. Swoją drogą, Huncwoci rzeczywiście za często się nim nie interesują i rozumiem dlaczego mógł wybrać Śmierciożerców.
Świetnie wykreowana postać Regulusa.
Poza tym, gdzie jest ojciec Pottera?
No cóż, to fakt, będzie zdruzgotany, ale przecież znamy Syriusza, więc wiadomo, że odpłaci pięknym za nadobne :). Co do tego Powiernika Tajemnicy, to jeszcze nie jest do końca jasne, a bynajmniej na razie wolę zachować dla siebie to, co planuję dla Łapy ^^.
UsuńTak, to jest jak najbardziej zrozumiałe. Ale Peter w końcu zrozumie i się zmieni, a przynajmniej ja mam w planach skupienie się trochę na nim i opisanie, że każdy może się zmienić na lepsze , bo nie podoba mi się wersja pani Rowling. W mojej wyobraźni on jest inny ^^.
O ojcu Pottera będzie w rozdziale 15 i 16 :)
Dziękuję za komentarz!