środa, 11 grudnia 2013

13. Nieudana wyprawa



               Miała wrażenie, że nicość obejmują ją szczelnie swoimi silnymi ramionami jakby chciała ochronić ją przed wszystkim, co złe. I Lily naprawdę chciała, aby tak było, niestety los uwielbiał swoją przewrotność i dlatego zamiast czuć się bezpiecznie, rudowłosa miała wrażenie, że umierała, duszona. Łapczywie łapała tchu, ale nic nie mogła poradzić na to, że jej płuca były miażdżone. I kiedy już myślała, że to koniec, wszystko ustało, a ona zaczęła spadać. Nad nią pojawiło się roziskrzone niebo, które zaczęło wirować z zawrotną prędkością, powodując u niej mdłości.
               I spadła, miała wrażenie, że z doniosłym hukiem. Nic nie czuła, ale domyślała się, że jej kości są teraz pyłem, który zaraz może odlecieć wraz z wiatrem. W momencie, kiedy myślała, że naprawdę tak się dzieje, do pełnej świadomości przywrócił ją odległy, lecz donośny i stanowczy głos, który już dawno odcisnął w jej głowie i sercu wyraźne piętno.
               Z początku nic nie rozumiała i nawet nie próbowała, bardziej skupiła się na powrocie do rzeczywistości. Starała się zapanować nad swoim umysłem, który już dosyć perfidnie z niej zażartował. Dopiero, kiedy uchyliła powieki i zobaczyła biały znajomy sufit, dotarł do niej sens słów wypowiadanych przez chłopaka.
- Nie może mnie pani stąd wyrzucić! – zaprotestował rozzłoszczony Potter.
               Pielęgniarka zmrużyła oczy i prychnęła.
- Pół godziny temu zrobiłam to z tobą i panną Powell, powtórzenie tej czynności to dla mnie jak pstryknięcie palcem, Potter – zagroziła mu. – Poważnie zaczynam zastanawiać się nad tym, czy nie zatrzymać cię na obserwacji, bo najwyraźniej masz coś nie tak z głową. Czego nie rozumiesz w zdaniu: Wynoś się stąd?
- Wszystkiego, proszę pani – warknął, już nawet nie zwracając uwagi na ton, jakim zwracał się do kobiety. – Mam pełne prawo tu być!
- Ach, tak? Niby z jakiej racji? – zdumiała się, biorąc się pod boki.
- Jestem jej CHŁOPAKIEM i jestem pewny, że po przebudzeniu będzie chciała ujrzeć piękną buzię, którą tak bardzo kocha – powiedział z niesamowitą pewnością siebie, po czym w ostentacyjny sposób usiadł na krześle przy łóżku Lily i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Potter! – Załamała ręce, zirytowana. – Zaraz pójdę po profesor…
- W takim razie, przykleję się do krzesła – oświadczył, jeszcze mocniej wciskając się w siedzenie.
- Na Merlina! Czy…
- Proszę… ciszej – wycharczała Lily, ledwie otwierając usta.
               James natychmiast zerwał się z krzesła i nachylił nad dziewczyną, z troską spoglądając na jej poszarzałą twarz. Kiedy podniosła powieki, jej oczy były załzawione i odległe.
- Lily… - wyszeptał, dotykając opuszkami palców jej policzka.
               Przez chwilę dziewczyna leżała nieruchomo, dziwnie się na niego patrząc i nagle odepchnęła go mocno i zwymiotowała na podłogę.
               Pielęgniarka natychmiast przywołała miskę i chusteczki. Przez chwilę James stał jak sparaliżowany, w ogóle nie docierało do niego to, co się dzieje. I dopiero, kiedy dziewczyna z niesmakiem wyprostowała się, ocknął się i usiadł na łóżku, starając się nie patrzeć na podłogę. Rudowłosa, czerwieniąc się ze wstydu, z wdzięcznością przyjęła chusteczki i otarła wargi.
- Zaraz wracam – oznajmiła kobieta, uprzednio oczyszczając posadzkę zaklęciem.
               Evans spojrzała z grymasem na Jamesa, który westchnął głęboko i pomasował ją po ramieniu.
- Przypomniało mi się – powiedziała ochrypłym głosem, patrząc na okno ponad jego ramieniem.
- Co?
- Pamiętam wydarzenia, które miały miejsce po przyjeździe do Hogwartu. Pamiętam, jak po raz pierwszy spotkaliśmy się w przedziale, gdzie razem z Syriuszem wyśmiałeś Severusa. Pamiętam, jak pociągnąłeś mnie za włosy, a ja wtedy zdenerwowałam się i uderzyłam cię książką. Powiedziałeś, że jestem szalona i niebezpieczna. – Przez jej twarz przebiegł cień uśmiechu. – Wiem również, że napuściłeś na mnie chochlika, kiedy nazwałam cię zepsutym smarkaczem, to było w…
- Drugiej klasie – podpowiedział, delikatnie podnosząc kąciki ust. – Nieźle sobie z nim poradziłaś, zwracając go przeciwko mnie…
- Ale ostatecznie i tak oboje wylądowaliśmy tutaj.
               James pokiwał głową i otworzył usta, aby coś powiedzieć, lecz wtedy został niedelikatnie odepchnięty przez pielęgniarkę, która wcisnęła w dłonie Lily dwie fiolki z różowym i zielonym lekarstwem. Dziewczyna przyjrzała się im i skrzywiła z niesmakiem.
- Do końca, panno Evans. Słyszałam, że coś sobie przypomniałaś, więc najwyraźniej to było zbyt wielkim szokiem dla ciebie, dlatego straciłaś przytomność. To pomoże odzyskać ci siły – wyjaśniła szybko i zanim Lily zdążyła się o coś spytać, kobieta zwróciła się do chłopaka. – Żegnam, Potter. Zdaje się, że już…
- Nie, niech zostanie, proszę – poprosiła słabym głosem dziewczyna, spuszczając wzrok na swoje splecione dłonie.
               Pani Thompson zacisnęła usta, intensywnie zastanawiając się nad odpowiedzią. W końcu doszła do wniosku, że nawet gdyby po raz kolejny wyrzuciła stąd Pottera, on i tak by wrócił. Był zbyt uparty, aby tak po prostu pozwolić swojej dziewczynie spędzić samotnie resztę nocy po tym, co się stało. Westchnęła ze zrezygnowaniem.
- Tylko ten jeden jedyny raz. I natychmiast spać, ale to już! Potter, sio, na inne łóżko. I ani słowa! – Pogroziła im palcem i zanim wróciła do swojego pokoju, upewniła się, że oboje są w łóżkach. Wywracając oczami, zgasiła świeczkę i zniknęła za drzwiami, które zatrzasnęły się z głuchym hukiem. Kładąc się spać, przeklinała swoje miękkie serce.
               Przez chwilę panowała cisza. James odetchnął z ulgą i przyjrzał się miejscu, gdzie jeszcze niedawno stała pielęgniarka, aby upewnić się, że bezpiecznie może podejść do łóżka dziewczyny. I kiedy już miał się podnosić, dostrzegł, że Lily niespodziewanie znalazła się przy nim. Obejmowała się ramionami i drżała z zimna, wpatrując się w niego z wyczekiwaniem.
- Co się tak gapisz? Przesuń się, Potter. Nie mam zamiaru spać na stojąco przy twoim łóżku, królewiczu – burknęła, szczękając zębami.
               Chłopak natychmiast przesunął się i podniósł kołdrę, pod którą rudowłosa szybko wślizgnęła się i przyległa do jego boku, ciasno oplatając rękami jego klatkę piersiową niczym ufne dziecko. Objął ją i ucałował w czoło, uśmiechając się delikatnie.
- Nie wiem dlaczego, ale czasem naprawdę cię nienawidzę – wymamrotała w jego koszulkę, zanim ponownie zapadła w głęboki, ale już spokojny sen.
               James nie poczuł się urażony jej słowami, ponieważ wiedział, że ostatecznie i tak go kochała. Tak jak on kochał ją… z taką siłą, że aż serce go bolało. Czy to właśnie na tym polegała miłość? Aby kochać i z tego powodu powoli umierać, będąc przytłoczonym siłą tego uczucia?
*
               Kiedy tylko James zagonił o ósmej wieczorem Lily do łóżka, pod pretekstem, że musi wypocząć, upchał w kieszeń Mapę Huncwotów i Pelerynę Niewidkę. Remus i Syriusz gdzieś zniknęli po kolacji, a Peterowi wcisnął kit, że musi się przejść i przemyśleć kilka spraw, więc nie musiał się martwić, że ktoś za nim pójdzie. Zgrabnie ominął szalejące w pokoju wspólnym pierwszaki i wyszedł na chłodny korytarz.
               Kiedy już dość daleko odszedł do Grubej Damy, rozwinął Mapę, aby sprawdzić, czy nikt mu nie przeszkodzi. Na szczęście, w pobliżu były tylko jakieś dwie dziewczyny, które James mgliście kojarzył z młodszych klas. Schował pergamin i nakrył się Peleryną, żwawo ruszając na trzecie piętro, gdzie znajdował się posąg Jednookiej Wiedźmy. Miał zamiar dostać się do Hogsmeade i spróbować dowiedzieć się czegoś więcej o porwaniach Śmierciożerców. I właściwie, na tym polegał cały plan Pottera, który liczył na łut szczęścia.
               Okularnik bardzo chciał zabrać ze sobą przyjaciół, ale wiedział, że sam załatwi to o wiele szybciej i bez szmeru. Ponad to, w razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa, tylko on ucierpi; nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby przez niego stało się coś pozostałym Huncwotom. Byli dla niego rodziną i nie wyobrażał sobie utraty któregokolwiek.
               Wyciągnął różdżkę, kiedy wreszcie znalazł się na miejscu.
- Dissendium -  wyszeptał, kierując czubek różdżki na posąg, który powoli odsunął się na bok.
               Wchodząc do ciemnego tunelu, musiał się znacznie pochylić. Złożył i schował Pelerynę, po czym mruknął z irytacją i w niewygodnej pozycji ruszył naprzód, oświetlając sobie drogę. W duchu cieszył się, że ta droga nie ucierpiała na ich kawale, który rzecz jasna się nie udał – a raczej, prawie ich zabił. Od tamtej pory zaczęli bardziej uważać i sprawdzali wszystko minimum po dziesięć razy. Nie jeden raz zastanawiał się, co by było, gdyby Lily nie było w Hogwarcie. Czy w ogóle by dożyli do siódmej klasy? Mimowolny uśmiech zaigrał mu na ustach.
               Zamarł, słysząc szelest, a potem huk jakby coś upadło i głośny śmiech, który James rozpoznałby wszędzie. Westchnął sfrustrowany.
- Remus, ty sieroto! – ryczał ze śmiechu Black, pomagając wstać swojemu przyjacielowi, który z irytacją otrzepywał ubranie.
- Zamknij się już, Syriuszu – warknął Lupin, zabierając jakąś rzecz przyjacielowi i ruszył w stronę pełnego dezaprobaty Jamesa. – Czy czegoś nie zgubiłeś, Rogaczu? – Pomachał do niego znajomym pergaminem.
               Oczy Pottera rozszerzyły się z przerażenia, kiedy przeszukiwał swoje kieszenie, mrucząc siarczyste przekleństwa.
- Na szczęście, akurat wracaliśmy tamtym korytarzem. Zdążyliśmy ją przechwycić zanim Filch się do niego dorwał – powiedział Syriusz, niespodziewanie poważniejąc. – Mam nadzieję, że idziesz do Hogsmeade, ponieważ jesteś takim dobrym chłopakiem, który dba o swoją źle czującą się dziewczynę, więc idzie kupić jej tuzin pysznej czekolady.
- Otóż to – przytaknął z ponurą miną James, po czym odwrócił się i ruszył dalej. – Nie będę was zatrzymywał, bo i tak wiem, że to się nie uda. A wy nie próbujcie robić tego ze mną.
- James, nawet o tym nie pomyśleliśmy. Właściwie, zastanawialiśmy się, kiedy to zrobisz. Szkoda tylko, że dowiedzieliśmy się w taki sposób – rzekł z rozgoryczeniem Remus.
               Potter postanowił już się nie odzywać, a więc cisza, przerywana jedynie narzekaniami Syriusza, pomiędzy nimi trwała aż do momentu, kiedy opuścili Miodowe Królestwo. Tylko James miał przy sobie jakieś pieniądze, ale na nieszczęście Syriusza, nie miał zamiaru przeznaczyć tego na słodycze – no chyba, że okaże się, iż nie będzie trzeba… płacić za ważne informacje.
               Już dawno zapadł zmrok, a w wiosce nie było widać żywej duszy, wędrującej główną ulicą: większość albo siedziała dla bezpieczeństwa w domu, albo upijała się w barach. Chłopcy bardzo wyraźnie słyszeli pijackie śpiewy z Trzech Mioteł. Remus patrzył z nadzieją na drzwi do miejsca, gdzie pracowała Madame Rosmerta. Nie to, że chciał z nią poflirtować, to nie było jego działką, ale nie miał ochoty iść gdzieś, gdzie przesiadywali podejrzani ludzie, być może Śmierciożercy. Niestety, jego płonna nadzieja zgasła, przydepnięta ciężkim butem Syriusza, który niewzruszony oświadczył, że idą do Gospody pod Świńskim Łbem. Blondyn miał nieodparte wrażenie, że wpakują się w niezłe kłopoty.
               Owa gospoda wyglądała tak samo jak Syriusz ją zapamiętaj z poprzednich schadzek: brudna, zapach zgnilizny pomieszany z piwem i wszędzie dziwni ludzie, z czego znaczna część siedziała w kapturach, skryta w najdalszych zakątkach. Chłopak większą uwagę zwrócił na głośną pięcioosobową grupę, która zajmowała okrągły stolik na środku pomieszczenia. Niektórzy mieli twarze poznaczone bliznami. Black dawał im około trzydziestu lat. Nagle wszyscy spojrzeli na niego, z ironicznymi uśmiechami. Odpowiedział odważnym spojrzeniem i ruszył za przyjaciółmi, którzy byli już przy barze.
- Potrzebuję… informacji – wyszeptał konspiracyjnie James, nachylając się do zmywającego szklanki łysego barmana, z zawiłym tatuażem na tyle głowy.
- Zmywaj się stąd, szczeniaku – warknął mężczyzna, nawet na niego nie patrząc.
               James wywrócił oczami i pogrzebał w kieszeni, po czym z cichym brzdękiem rzucił na ladę pięć galeonów, które zalśniły od światła, jakie dawała świeca. Barman momentalnie zamarł, powoli podniósł wzrok na chłopców i odchrząknął, chciwie chowając pieniądze.
- O co chodzi, młodzieńcze? – odezwał się chrapliwym, nieco milszym tonem.
- Jak dużo wiesz o Śmierciożercach?
               Mężczyzna zmrużył oczy, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu jakby sprawdzając, czy nikt ich nie podsłuchuje.
- Dużo się tu ich ostatnio kręci – zaczął niemal niesłyszalnym głosem, przez co chłopcy musieli się jeszcze bardziej nachylić. – Często, dla rozrywki, łapią kobiety w nocy i je gwałcą, no i… szukają jakiegoś przejścia do Hogwartu, chcą go zdobyć i pozbyć się Dumbledore’a – westchnął.
               Chłopcy spojrzeli na siebie z ponurymi minami.
- A ich porwania? Wiesz, gdzie ich przechowują? – dopytywał się z zapałem James, jednak barman spuścił głowę i zaczął dalej wycierać szklanki.
               Kiedy Potter z irytacją szukał kolejnych galeonów, Remus poczuł na sobie natarczywe spojrzenie. Rozejrzał się po pomieszczeniu i jego wzrok padł na wpatrzonych w nich pięciu podejrzanych mężczyzn. Odwrócił się i niezauważalnie szturchnął Blacka.
- Tamci za nami dziwnie się na nas patrzą – wyszeptał.
- Kto? – zapytał brunet, oglądając się za siebie. – Nikogo tam nie widzę. – Wzruszył ramionami.
               Zaskoczony Lunatyk rozejrzał się po gospodzie, ale rzeczywiście nikogo już nie było przy stoliku. Nie podobało mu się to. Zwrócił swój wzrok ponownie na barmana, który zabrał kolejne galeony.
- Przepraszam, James, że się wtrącam, ale mam pytanie. Czy wie pan, kim byli ci faceci, którzy tam siedzieli? – Remus wskazał na okrągły stolik na środku pomieszczenia.
- A bo ja wiem? Co ty myślisz, że nie mam co robić tylko pytać każdego o jego ulubiony kolor? Dopóki biorą i płacą, mam ich gdzieś – warknął, odstawiając szklankę na zakurzoną półkę.
               Lupin burknął coś pod nosem i spojrzał z niecierpliwością na Jamesa.
- To co wiesz o tych porwaniach? – ponowił pytanie Potter.
- Nic.
- JAK TO NIC?! – ryknął po chwili rozwścieczony Black, waląc pięścią w ladę.
               Barman uśmiechnął się sarkastycznie i pomachał im szarą szmatą.
- Żegnam was, jeśli nie chcecie, abym wezwał nauczycieli.
               Syriusz miał coś odpowiedzieć, ale Remus sprawnie wyciągnął obu swoich przyjaciół z gospody i odepchnął ich z dala od drzwi. James zaczął przeklinać i trząść się ze złości.
- Przemocą nic tu nie zdziałacie – warknął Lupin, patrząc na nich twardo. – Możemy jeszcze spróbować z Rosmertą – dodał po chwili zastanowienia.
               James niechętnie musiał przyznać mu rację, ale nie potrafił opanować wściekłości i przytłaczającego poczucia porażki. Chciał uratować ojca, a przynajmniej trochę pomóc. Nie znosił takiej bezczynności. A co jeśli znajdą go, kiedy będzie już za późno? Momentalnie blednąc, zacisnął pięści. Nie pozwoli na to!
- Idziemy – rozkazał, wymijając czerwonego ze złości Syriusza i opanowanego Remusa.  
- Nie wydaje mi się – rozległ się szorstki głos zza ich pleców.
               Gwałtownie odwrócili się i ujrzeli grupkę mężczyzn w czarnych szatach, dzierżących różdżki. Byli dumnie wyprostowani i spoglądali na nich z wyższością jakby uważali ich za nic nieznaczące karaluchy, które bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia można zgnieść. Gryfoni uświadomili sobie, że już ich widzieli w gospodzie, z której przed chwilą wyszli. Szybko wyciągnęli swoje różdżki.
- Czego chcecie? – odezwał się chłodno Lupin.
               Krótko obcięty brunet, stojący na przodzie, a zatem i pewnie przywódca, roześmiał się szyderczo. Niektórzy za nim zawtórowali mu.
- Jacy waleczni. Ale cóż tu poradzić, Gryfoni już zawsze tacy byli i będą. Zdrajcy, zagorzali obrońcy brudnych szlam. – Splunął im pod nogi. – A ty – zwrócił się do Jamesa – widzę, że jaki ojciec taki syn, co nie, Potter?
               Okularnik zamarł, zbyt zaskoczony, aby cokolwiek powiedzieć.
- Wiesz, gdzie on jest – wysyczał przez zaciśnięte zęby Syriusz.
- Możliwe.
- Gadaj! Natychmiast! – krzyknął Potter, zbliżając się z wycelowaną w niego różdżką.
- Jakie dzieciaki są naiwne w tych czasach. – Roześmiał się po raz kolejny, kręcąc głową. – To, że wiem nie oznacza, że zamierzam rozpowiadać o tym na prawo i lewo, smarkaczu. Ale, oczywiście, jeśli chcesz, mogę przekazać pozdrowienia twojemu gnijącemu ojczulkowi.
               W momencie, kiedy Potter miał zamiar rzucić w niego zaklęciem, ktoś go uprzedził. Zdezorientowany, obejrzał się i jakie było jego zdumienie, kiedy ujrzał znajomy srogi wyraz Minerwy oraz długą białą brodę Dumbledore’a. Oni jednak nie zwracali uwagi na Gryfonów, zaczynając zaciętą walkę ze Śmierciożercami, którzy za szczególny cel obrali sobie dyrektora. Tym, którzy go nie znali mogłoby się wydawać, że ten mężczyzna w podeszłym już wieku potrzebuje ochrony, lecz okularnik wiedział, że w takiej chwili prędzej oni potrzebowaliby jego pomocy.
               James sprawnie uchylił się przed lecącym zaklęciem, które minęło go zaledwie o cal. Nie miał wątpliwości, iż to była Avada. Huncwoci stanęli do siebie plecami i zaczęli wzajemnie się osłaniać. Czuli, jak wypełnia ich adrenalina i wprowadza w rytm walki. Bez problemu odpierali i rzucali zaklęcia, co jakiś czas będąc tylko jakimś draśnięci.
I wtedy poczuł, jak coś z całej siły trąca go w ramię, a potem ujrzał Syriusza, którego odrzuciło jedno z zaklęć. Potter zaklął, widząc, jak różdżka przyjaciela poleciała dużo dalej. Dotarcie do niej zajęłoby cenne sekundy, które Black mógłby przypłacić życiem. Ostrzegł więc Remusa, że idzie pomóc Syriuszowi i pobiegł w stronę przyjaciela, który krzywiąc się, podniósł się i zaczął rozglądać za różdżką. Zdekoncentrował się i gdyby James nie odepchnął go, arystokrata już dawno leżałby martwy.
- Śmierciożercy! Śmierciożercy! – zaczęła krzyczeć starsza kobieta, która opuściła dom, aby sprawdzić, co się dzieje.
               To wystarczyło, aby chwilowo zdezorientować atakujących mężczyzn, dzięki czemu Albus z zaciętą miną sprawnie poradził sobie z trzema – dwóch pozostałych zdążyło już się deportować. Chłopcy odetchnęli głęboko, a po chwili jakby sobie przypominając o obecności jeszcze jednej osoby, powoli i z obawą odwrócili się w stronę Minerwy. Przełknęli śliny, spuszczając głowy pod jej twardym i zimnym spojrzeniem. Szybko dotarło do nich, że wpakowali się w niezłe kłopoty.
*
               Elizabeth zignorowała Filcha, który idąc ze swoją wierną kotką panią Norris, warczał coś o nieposłusznych dzieciakach, które niczego nie szanują. Była bardziej zaabsorbowana książką o eliksirach dla zaawansowanych uczniów. Z grymasem niezadowolenia, wściekle przerzucała pożółkłe kartki, nawet nie przejmując się tym, że kilka już lekko rozdarła na dole. Zastanawiała się, jakim cudem nie wyszedł jej eliksir, chociaż robiła wszystko starannie i po kolei. Rozumiała, że nie była najlepsza z tego przedmiotu, ale miała pomocnika! Mruknęła z irytacją i zatrzasnęła książkę, po czym włożyła ją sobie pod pachę i obojętnie spojrzała przed siebie, zamyślając się.
               Wiele ryzykowała, ale istniało duże prawdopodobieństwo, że się powiedzie, a ona nie potrafiłaby żyć dalej bez wyrzutów sumienia, gdyby choćby nie spróbowała – nie ważne, jaka była cena. Miłość była bezcenna. Westchnęła głęboko. Miała nadzieję, że nie wplątała się w coś paskudnego. Co prawda, Stephens zapewniał ją, że zażąda za to stosunkowo niską cenę, ale ile tak naprawdę warte były słowa inteligentnego i z pewnością sprytnego Krukona?
- Robię, co w mojej mocy!
               Blondynka zamarła w połowie kroku, wybałuszając oczy. Wszędzie poznałaby ten znienawidzony głos. Starając się zachować ciszę, przyległa do ściany i ostrożnie wychyliła głowę. Kilkanaście stóp dalej stały dwie dziewczyny: Paige i jakaś Ślizgonka, którą Elizabeth znała tylko z widzenia.
- To się lepiej pośpiesz, bo ten gruby głupek jest beznadziejnie bezużyteczny – prychnęła brązowowłosa Ślizgonka. – Nie mam pojęcia, dlaczego Regulus jeszcze nie zerwał z nim kontaktu. Mam nadzieję, że nie przyjdzie mu do głowy taki pokręcony pomysł, aby przyjąć go do… no wiesz czego… - ściszyła nieco głos, po czym rozejrzała się uważnie i ze strachem.
               Gryfonka ściągnęła brwi, gorączkowo zastanawiając się, o czym konkretnie rozmawiają.
- Nie, on nie jest taki głupi. Florence, nie obawiaj się, wiem, co robię – westchnęła znużona. – Black, chociaż na takiego nie wygląda, jest bystry i jeden nieodpowiedni ruch, a to, co budowałam, zawali się bez możliwości odbudowy, rozumiesz?
- No proszę, a można by pomyśleć, że jego tylko jedno interesuje – zakpiła Florence.
               Paige nie odpowiedziała, jedynie uśmiechnęła się ironicznie.
- W pierwszy piątek po przerwie świątecznej o dziewiętnastej, w tym samym miejscu, zdasz mi raport – dodała po kilku sekundach ciszy Ślizgonka.
               Brunetka pokiwała głową, po czym rozeszły się. Elizabeth dostrzegła, że Krukonka zmierza w jej stronę. Rozejrzała się w popłochu i szybko skryła za zbroją, modląc się o to, aby Carey jej nie dostrzegła. Patrząc na odchodzącą dziewczynę, miała mieszane uczucia. Z jednej strony była dziwnie podekscytowana, że jednak miała, co do niej rację, ale z drugiej strony była wściekła i przerażona. Co ona kombinowała i do czego potrzebny był jej Syriusz?
*
               James, odkąd pamiętał, lubił przebywać w gabinecie dyrektora - tak samo jak jego przyjaciele. Najczęściej pojawiali się tutaj, kiedy wywinęli wyjątkowo duży kawał i McGonagall nie miała już po prostu siły, aby wykrztusić z siebie choćby słowa. I wtedy do akcji wkraczał Dumbledore, który, o czym Minerwa oczywiście nie miała pojęcia, jeszcze bardziej zagrzewał chłopców do takich czynów – choćby nawet nieświadomie. W końcu doszło do tego, że Huncwoci specjalnie wymyślali dowcipy na wielką skalę, aby móc spędzić godzinę z Albusem, z którym swobodnie rozmawiali właściwie o wszystkim. A co zapewne wielu dziwi, to Remus Lupin bywał najczęściej mózgiem większej operacji.
               Ale dzisiaj miał ochotę jak najszybciej się stąd ulotnić. Miał wrażenie, że nawet jego cień szykuje się już do skoku przez okno, byleby jak najdalej od czerwonej i niesamowicie wściekłej McGonagall oraz przerażająco opanowanego Albusa. Czemu on na nich nie krzyczał? Czemu jego spokojne spojrzenie musiało być takie wymowne i przeszywające?
               Kątem oka spojrzał na zestresowanego Remusa, który z pewnością obawiał się, że zostanie mu odebrana odznaka Prefekta, oraz na Syriusza, który mierzył się z nauczycielką transmutacji spojrzeniem. Westchnął głęboko. Już dawno powinien usłuchać Lupina i dokładniej układać swoje plany. Owszem, podczas robienia dowcipów, kiedy robiło się to spontaniczne, było dużo frajdy, ale w takiej sytuacji…
               Nie dość, że nie dowiedział się nic na temat swojego ojca, to teraz pewnie dostanie szlaban do końca roku, ale to zapewne było jeszcze zbyt łagodną karą. Wcisnął dłonie w kieszenie i przygarbił się pod surowym spojrzeniem nauczycielki. Dzisiaj nie miał siły, aby zachować się inaczej.
- Wiedziałam, że jesteście idiotami, ale na Merlina! JAK MOŻNA BYĆ TAK LEKKOMYŚLNYM?! MOGLIŚCIE ZGINĄĆ! Rozumiecie? To byli Śmierciożercy. ŚMIERCIOŻERCY! Co wy sobie myślicie, żeby w takich czasach szlajać się bez niczyjej zgody po Hogsmeade?! – Kobieta nerwowo poprawiała co chwila okulary, zmieniając ton: raz to krzycząc, raz złowrogo szepcząc. – Po co wy tam w ogóle poleźliście? – spytała po chwili sucho, zaciskając wargi.
               Cała trójka  milczała, nie mogąc wykrztusić z siebie słowa. Byli zbyt zszokowani, aby choćby mrugnąć. James słyszał nie tylko bicie swojego serca, ale i pozostałych. Zacisnął pięści w kieszeni i spojrzał w nieodgadnione niebieskie oczy Dumbledore’a. Potem zerknął na Remusa, który czerwienił się ze wstydu, spoglądając na podłogę w taki sposób jakby miał nadzieję, że zaraz pojawi się tam jakaś klapa i będzie miał możliwość szybkiej ucieczki. Potter w jednej chwili podjął decyzje – musiał ponieść konsekwencje. Może dzięki temu jego przyjaciele otrzymają mniejszą karę, a Lupin nie straci swojej odznaki. Okularnik wiedział, że to byłby dla niego początek końca.
               Wyprostował się, wyciągnął dłonie z kieszeni i pewnie spojrzał w pociemniałe ze złości oczy nauczycielki.
- Przepraszam. To moja wina. Ja… - zaciął się, kiedy w jego głowie pojawił się obraz ojca.
Zaczęły drżeć mu dłonie. Zacisnął je. Dlaczego dzisiaj nie potrafił wziąć się w garść?! Zawsze udawało mu się zgrywać twardziela, ale teraz, kiedy miał ponieść kolejną stratę ukochanej osoby, wydawało mu się, że rozpadał się na drobne kawałki, których już nie da połączyć się w taką idealną całość. W tym momencie pragnął, aby drobne ciało jego ukochanej przyległo do niego i objęło go rękami, gwarantując mu tym samym chwilowy spokój ducha. I nagle obraz jego ojca zniknął i pojawiła się Lily, która nie pamiętała, że go kocha, widział, jak mdleje. Merlinie, miej ją w swojej opiece, pomyślał.
- Chciałem dowiedzieć się czegoś o moim ojcu. Myślałem, że w Hogsmeade jest ktoś, kto mógłby coś wiedzieć, a przynajmniej podejrzewać na temat jego porwania, miejsca pobytu… cokolwiek. Nie mogę… nie potrafię siedzieć tu bezczynnie i słuchać jakiś niepotrzebnych wykładów, podczas kiedy on pewnie umiera w męczarniach! Czy to tak trudno zrozumieć, że się o niego martwię i chcę go ratować nawet za cenę własnego życia? – Nie panował już nad podniesionym tonem. Przeniósł spojrzenie na Albusa. – I w tej chwili nie obchodzi mnie czy uważacie mnie za dziecko, czy też nie. Mam prawo wiedzieć, czy go w ogóle szukacie i jeśli tak, to czy już na coś wpadliście. Jeśli nie udzielicie mi odpowiedzi, możecie być pewni, że nie zawaham się przed tym, aby poszukać go na własną rękę.
               I zapadła głucha cisza, podczas której McGonagall otwierała i zamykała usta nie bardzo wiedząc, jak odpowiedzieć na to, chłopcy wpatrywali się w niego ze współczuciem, a Dumbledore… zmienił jedynie ustawienie ręki, zachowując kompletny spokój. Potter poczuł ogarniające go gorąco, ucisk w klatce piersiowej i miał dziwne wrażenie jakby niebo spadło mu na głowę. Był wściekły jak nigdy dotąd i wydawało mu się, że zaraz to go oślepi. Jak on mógł być w tej chwili taki spokojny?!, pomyślał.
- James… - zaczął powoli, opanowanym głosem. – Rozumiemy cię. W końcu jesteś synem Charlusa, więc nic dziwnego, że chcesz ruszyć mu na ratunek, ale musisz wiedzieć, że sam nic nie zdziałasz, mając przeciwko sobie dwudziestu Śmierciożerców. Oczywiście, wszyscy go…
- PRZESTAŃ! – wrzasnął Potter, czerwieniejąc jeszcze bardziej. Ze złością poprawił okulary.
               Zszokowana Minerwa pobladła, lecz szybko opanowała się i z grymasem otworzył usta, chcąc go zbesztać, ale nie zdążyła, okularnik ponownie się odezwał.
- NIC NIE ROZUMIECIE! GDYBYŚCIE ROZUMIELI, POZWOLILIBYŚCIE NAM WALCZYĆ! BĘDZIE WOJNA, A WOJNA WYMAGA OFIAR! TO MUSICIE ZROZUMIEĆ! – Ciężko dyszał i choć wiedział, że potem może żałować tych wszystkich słów, za bardzo się nakręcił, aby przestać. Słyszał szum krwi w uszach. – SPÓJRZ PRAWDZIE W OCZY, DUMBLEDORE, TO MY, MŁODE POKOLENIE, BĘDZIEMY WALCZYĆ, NIE WY! A NAWET NIC NIE ROBICIE, ABY NAS DO TEGO PRZYGOTWAĆ! JA TY TO SOBIE WYOBRAŻASZ?!
- James… - zaczął Remus, kładąc mu dłoń na ramieniu.
- Zostaw! – warknął, strząsając ją i nawet nie spoglądając na przerażonego jego wybuchem przyjaciela. – I tak naprawdę gdyby Zakon Feniksa go szukał, mój ojciec już dawno byłby w domu, ale tak naprawdę nie robicie NIC! I… - nagle zamilkł, kiedy zdał sobie sprawę, że powiedział o wiele za dużo. Nikt nie mógł dowiedzieć się o tym, że on miał pojęcie, iż istniało takie coś, jak Zakon Feniksa. Powstrzymał cisnące się na usta przekleństwa. Mama mnie zabije, pomyślał cierpko.
               Ale z niemałą satysfakcją zauważył, że to lekko naruszyło opanowanie Albusa. Co prawda, nie był wściekły, ale wyraźnie zaskoczony. Minerwa podeszła do niego, wytrącona z równowagi.
- Nie masz prawa o tym wiedzieć. Skąd… - zaczęła, mrużąc oczy.
- Kiedyś podsłuchałem rozmowę rodziców. – Wzruszył ramionami, sfrustrowany.
               Dumbledore wyprostował się i splótł palce na podołku, uważnie obserwując okularnika.
- Posłuchaj, James. Staramy się tak, jak możemy zarówno przygotować was na to, co ma się wydarzyć, jak i odnośnie poszukiwań twojego ojca. Nie winię cię za twoje rozgoryczenie, ale też nie potrafię spełnić twojej niemej prośby. – James otworzył usta, ale Albus uciszył go gestem dłoni. – Nie trudno domyślić się, że chcesz przyłączyć się do tej tajnej organizacji… a raczej – chcecie. Ale jesteście jeszcze uczniami, co oczywiście czyni z was dzieci, nie ważne, czy macie już siedemnaście lat. Porozmawiamy o tym za kilka miesięcy. Mam nadzieję, że informacja o istnieniu Zakonu nie rozejdzie się po niezaufanym okręgu. A teraz, musicie ponieść konsekwencje swojego wybryku i odejdźcie. – Westchnął głęboko.
- Gryffindor traci 20 punktów… od każdego z was – oświadczyła pusto Minerwa, odwracając się do nich plecami. – Żegnam was.
- Ale… mój ojciec…
- Zapewniam cię, Potter, że zostaniesz poinformowany o postępach, a teraz po prostu… wyjdźcie – powiedziała sztywno McGonagall.
               James zacisnął zęby i pozwolił, aby przyjaciele go wyciągnęli. Wracając do Wieży Gryffindoru, nie odezwał się do nich ani słowem i najwyraźniej oni też nie zamierzali. Zastanawiał się nad tym czy to dlatego, że pomyśleli, iż potrzebuje chwili wytchnienia, czy chodzi o to, że ukrył przed nimi to, co wiedział. Westchnął głęboko, będzie musiał to wyjaśnić. Pragnął, aby ten dzień szybko się skończył.
*
               Syriusz miał wrażenie, że uderzono go w twarz. I to tak naprawdę, naprawdę mocno. Był pewny, że nawet dziewczyna, którą kiedyś zdradził, go tak nie walnęła. A wtedy to też było coś. Do tej pory wydawało mu się, że czuje na policzku odcisk jej drobnej dłoni. Skrzywił się, starając się odgonić tamten pamiętny dzień, po czym zerknął kątem oka na spiętego i rozzłoszczonego Jamesa. Chociaż współczuł przyjacielowi z powodu jego ojca, nie mógł powstrzymać chorobliwej wściekłości, kiedy okazało się, że Potter ukrywał przed nim taką ważną informację. Przecież byli przyjaciółmi, właściwie jak bracia – okularnik wiedział, że może ufać Syriuszowi, a mimo to, zataił to przed nim. Dlaczego?
               Zacisnął zęby i wbił pusty wzrok w posadzkę. Ten jeden jedyny raz starał się opanować, aby nie wszczynać kłótni, bo miał wrażenie, że słowa, które mogliby dzisiaj wypowiedzieć, zmieniłyby na zawsze ich relacje. Oczywiście, nie miał wątpliwości, że dalej by się przyjaźnili, ale patrzyliby na siebie inaczej. Być może wyrosłaby pomiędzy nimi bariera, która powoli zaczęłaby niszczyć ich braterską więź.
               I radził sobie naprawdę świetnie… do momentu aż weszli do pokoju wspólnego, gdzie przebywała jedynie jakaś grupka piątoklasistów. Black nie miał pojęcia, co było ostatecznym czynnikiem, który sprawił, że jego opanowanie wyparowało. Może tak naprawdę nigdy nie miał stalowych nerw?
- Czemu nam nie powiedziałeś? – spytał gorzko Syriusz, szarpiąc Jamesa za ramię i odwracając go w swoją stronę.
- Syriuszu, uważam, że wszyscy powinniśmy najpierw ochłonąć - poradził Remus, przerażony tym, co może wydarzyć się dalej.
               Znał ich od pierwszej klasy i wiedział, jakie wybuchowe charaktery mają obaj, co pokazali już wiele razy. Nie chciał, aby zaczęli się tu kłócić, bo jeszcze zwabią widownię, przy której mogą powiedzieć coś, czego nie powinni.
- Nie – warknął Black, nie odwracając wzroku od Jamesa, który wykrzywił usta w grymasie. – Najpierw niech on nam powie, dlaczego ukrywał przed nami, że… Nie ufasz nam? – Zmrużył szare oczy, w których tańczyły wściekłe ogniki.
               Potter pokręcił głową i odsunął się. Dlaczego on musiał zaczynać akurat teraz?, pomyślał ze złością. Czy specjalnie chciał zrzucić go ze skraju wytrzymałości? Potter miał już dzisiaj dosyć wszystkich i wszystkiego, pragnął w końcu położyć się i to wszystko przemyśleć. Ale wyglądało na to, że ta noc będzie o wiele dłuższa niż przewidywał.
- Ufam wam, zawsze wam ufałem – powiedział, siląc się na spokojny ton, po czym odwrócił się i ruszył do dormitorium.
- To dlaczego nam nie powiedziałeś?! Myślałem, że mówimy sobie o wszystkim! – krzyknął Black, idąc za Potterem. – Siedź cicho, Remusie! – warknął do Lupina, który starał się go uspokoić.
               Blondyn zacisnął pięści, zirytowany tym, że nie może dotrzeć do swojego przyjaciela.
               Cała trójka wpadła do dormitorium, tym samym zaskakując Petera, który gwałtownie podniósł się, patrząc się na nich w szoku. Jednak tylko Remus zwrócił na niego uwagę, jednocześnie niemo prosząc go o wsparcie. Glizdogon podszedł do niego ze zbolałą miną. Obaj głęboko westchnęli, wiedząc, że nie są już w stanie powstrzymać kłótni.
- Bo o tym nie mogłem wam powiedzieć! – huknął Potter, nerwowo przeczesując włosy.
- Oh, no jasne. Bo ty to zawsze taki ważny musisz być. Pewnie myślałeś, że jeśli będziesz jako jedyny o tym wiedział to, to uczyni z ciebie kogoś wyjątkowego. Niestety, muszę cię rozczarować, jesteś tylko rozpieszczonym bachorem, Potter! – syknął Black, ciskając gromami z oczu.
- Co za głupoty gadasz! Czy ty siebie słyszysz? Przecież wiesz, że ja wam o wszystkim mówię, a jeśli tak nie jest, to najwyraźniej mam ku temu jakiś powód!
- Przestańcie! – rozkazał Remus. Obaj spojrzeli na niego zirytowany. – Do niczego nie zaprowadzi was ta kłótnia, nie pojmujecie tego? Może zamiast się pożerać, pozwolimy Jamesowi wytłumaczyć się?
               Syriusz warknął coś niezrozumiałego pod nosem, ale wyglądało na to, że dotarły do niego twarde słowa Lupina, bo starając się opanować, oparł się o drzwi i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Z niecierpliwością wpatrzył się w Jamesa, który posłał Remusowi wdzięczne spojrzenie i poprawił okulary.
- Nie mogłem wam o tym powiedzieć, ponieważ rodzice mi zabronili. Podsłuchałem pewnego dnia, jak rozmawiają o tym i zaszan…
- Co do… - warknął Syriusz, który został odepchnięty drzwiami.
               Do środka wpadła zziajana Elizabeth.
- Muszę coś… oo, chyba przyszłam nie w porę. – Zaczerwieniła się lekko i uśmiechnęła przepraszająco.
- Masz wspaniałe wyczucie czasu – mruknął cynicznie Blacka. – Czego chcesz?
- Syriuszu, trochę kultury! – zwrócił mu uwagę Lupin, na co arystokrata wywrócił oczami, ponaglająco spoglądając na niezdecydowaną dziewczynę.
               Elizabeth odetchnęła głęboko i podeszła do Remusa z taką miną jakby szukała u niego schronienia. Chłopak objął ją ramieniem i pocałował w czoło. Po tym geście od razu rozluźniła się i już mniej bała się przekazania im ważnej informacji. Z niemałą obawą spojrzała na zirytowanego Syriusza i doszła do wniosku, że miał rację. Nie posiadała za knuta poczucia czasu.
- O co chodzi, kochanie? – spytał miękko Lupin.
               Blondynka powoli i z wahaniem opowiedziała im, jak spotkała Paige rozmawiającą z pewną Ślizgonką. Starała się nie pominąć żadnego szczegółu, który był istotny w tej rozmowie i obserwowała, jak Syriusz spogląda na nią z niedowierzaniem. James ściągnął brwi i trawił jej słowa, sprawdzając na ile mogą być prawdą. Miała wrażenie, że kiedy wspomniała o „grubym głupku” Peter drgnął, a na jego twarzy mignął cień przerażenia, lecz wmówiła sobie, że to pewnie nic nie znaczy i dokończyła opowieść, ściszając głos.
               Przez kilka minut panowała pełna napięcia cisza, a wszyscy czekali, aż Syriusz powie coś na ten temat, lecz on milczał, z uwagą i złością wpatrując się w dziewczynę. Elizabeth miała ochotę wniknąć w Remusa i ukryć się przed świdrującymi szarymi oczami.
- Nie wierzę ci – powiedział w końcu przez zaciśnięte zęby.
- Co? Ale, Syriuszu, po co miałabym kłamać? – pisnęła, tracąc nadzieję, że do niego przemówi.
- Nie wiem, ale na pewno masz ku temu jakiś powód – odpowiedział chłodno.
- Ty nic nie… - zaczęła, chcąc jakoś obronić swoją rację.
- Wyjdź.
- Co?
- Powiedziałem, że masz wyjść. Głucha jesteś?
- Syriuszu, nie masz prawa. Elizabeth jest moją dziewczyną i naszą… - zaczął ostrym tonem Remus, mocniej przyciskając do siebie zdenerwowaną dziewczynę.
- W takim razie idź razem z nią – powiedział przerażająco spokojnym głosem Syriusz.
               Lupin posłał porozumiewawcze spojrzenie Jamesowi, po czym szepnął coś Elizabeth na ucho i pociągnął ją w stronę drzwi. Kiedy tylko zniknęli, Black, ignorując Jamesa, zamknął się w łazience. Potterowi opadły ze zrezygnowania ręce. Spojrzał bezradnie na zdezorientowanego Petera, który drapiąc się po głowie, zapewne zastanawiał się, o co wszyscy się pokłócili.
- Czy możesz mi wyjaśnić, co się właściwie stało? – spytał po chwili Peter, unosząc brwi.
- Mam taki zamiar. – Westchnął okularnik. – Mam nadzieję, że przynajmniej ty oszczędzisz mi nerw.
               Pettigrew pokiwał głową i posłali sobie blade uśmiechy.

____________________

Ten rozdział pisało mi się naprawdę dobrze i sprawnie - to pewnie dlatego, że wreszcie coś się dzieje. A nawet nie macie pojęcia, jaką miałam frajdę opisując ich kłótnie... czy to w jakiś sposób źle o mnie świadczy? :P
W każdym razie, i tak mam wątpliwości, co do tego, czy dobrze ukazałam ich emocje podczas tych spięć, ale poprawiałam to i poprawiałam i... eh, wyszło jak wyszło :).
Swoją drogą, jak dotąd jest to najdłuższy rozdział, i przyznam się, że sama nie mogłam w to uwierzyć, ale około 12 stron. Zaszalałam sobie ^^.
Co tu jeszcze... aa, założyłam Wywiadera, chociaż nie wiem po co - chyba z nudów, ale jeśli ktoś miałby pytania, śmiało piszcie :P. Ponad to, w tym tygodniu mam urwanie głowy i cudem udało mi się teraz rozdział dodać, ale obiecuję, że w weekend nadrobię u Was zaległości :).
Czy tylko mnie aż skręca z niecierpliwości na myśl o świętach? :3

P.S. Dziękuję bardzo tym, którzy głosowali na mnie w ankiecie na bloga miesiąca listopad. Jesteście kochani <3

30 komentarzy:

  1. Przeczytałam rozdział, podobał mi się ^^. Nawet było widać, że musiało ci się go dobrze pisać, bo faktycznie był dość długi i więcej się działo. Bardzo się cieszę z tej akcji, teraz wreszcie widać te mroczne czasy, czającą się poza Hogwartem grozę, ale też i stosunek Huncwotów do tych wydarzeń, ich odwagę i spontaniczność w działaniu, ale też pewną lekkomyślność. Myślę, że całkiem wiarygodnie ci tu wyszli. Choćby James, który był troskliwy względem Lily i nie chciał jej opuszczać ani na krok, ale później chciał coś zdziałać w sprawie ojca, i chciał to zrobić samotnie, by nie narażać kolegów, ale może też nie chciał, żeby ktoś wiedział, jak bardzo go to wszystko obeszło? Takie zachowania mi do niego pasowały. Nawet ta porywczość u Dumbla, to jego pyskowanie i zarzucanie mu, że Zakon nic nie robi, by odnaleźć jego ojca, też były dobre. Bo w sumie ma dużo racji, ale też jest młody i nie zna całej sytuacji, myśli, że to takie łatwe i w ogóle.
    Pozostali też zachowywali się dość zgodnie z moimi wyobrażeniami Huncwotów, co mi się podobało. Te kłótnie też wyszły dobrze, w końcu byłoby dość dziwne, gdyby w takiej sytuacji przełknęli wszystko zbyt gładko.
    Znowu pojawił się też wątek Elisabeth, i zastanawiam się, co ona ukrywa, że ciągle się snuje po dziwnych miejscach, a teraz ta podsłuchana rozmowa... Mam wrażenie, że ta Paige ma jakieś ciemne sprawki ze Ślizgonami, może została przez nich wciągnięta w jakieś niepokojące kontakty? A mówiąc o grubasie, pewnie faktycznie miała na myśli Petera, choć pozostali nie zdają sobie jeszcze sprawy, że on może kiedyś ich zdradzić.
    Ogólnie bardzo mi się podobało :). Sorry, że komentarz taki nieskładny, ale to jeden z lepszych rozdziałów tutaj, i jestem ciekawa, co będzie dalej, zastanawia mnie, co planujesz w związku z ojcem Jamesa, i wgl...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, musiałam wreszcie to opisać, bo ta sielanka zaczęła mnie już nużyć, a teraz, opisując ten rozdział... mimo grozy w nim panującej miałam banana na twarzy ^^.
      Zresztą, od teraz sytuacja w Hogwarcie będzie dość napięta, bo a to Elizabeth, Paige a potem Peter i jeszcze James... A co do Charlusa to muszę jeszcze dokładnie przemyśleć, co planuję, bo niby mam jakiś plan co do niego, ale nie jestem pewna :).
      W każdym razie dziękuję za komentarz i obiecuję, że jak tylko się nauczę na jutrzejszy sprawdzian to jeszcze dziś do Ciebie wpadnę ^^

      Usuń
  2. Fantastyczny rozdzial!
    Po prostu cudo *.*
    Czekam na nn ;)
    Lilka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne.Czekam na next.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział! Najbardziej podobała mi się akcja w Skrzydle Szpitalnym z Lily i Jamesem ^^ Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ;>
    Życzę weny i pozdrawiam ;)
    Aleksja

    OdpowiedzUsuń
  5. Woooow, częściej takie długie rozdziały! *o*
    Tobie się miło pisało, a nam miło czytało! Nie ma to jak kochana, lekka lektura <3
    Remus zawsze był mózgiem operacji :D
    W rzeczy samej, dzieciaczki, złe czasy nastały, oj złe. A potem jeszcze gorzej będzie ;//// :D

    Czekam na kolejne części z ogromną niecierpliwością! <3 Mam wielką nadzieję, że będą tak mistrzowskie, jak ta ;3

    ~ http://no-rules-in-my-world.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam takie długie rozdziały! <3
    W sumie James kręci się pomiędzy Lily, informacjami o ojcu i Huncwotami. Ciężko ma. Współczuje mu. :(
    Nie wiem dlaczego, ale spodobała mi się ich kłótnia. W końcu wyrzucili z siebie te emocje (oprócz Petera oczywiście). Ale i tak się kochają. <3
    Nie podoba mi się ta cała sytuacja Elka-Syriusz. Wiem, że nie kłamała, ale po tej całej akcji z "Obliviate" nie ufam jej w pełni. Oprócz tego ukrywa TO przed Remusem. No i przyjaciółkami. :/
    Jeśli Paige skrzywdzi Syriusza, to dostanie w pi... Nie lubię takich suk. -.-" Mam nadzieję, że Syriusz w porę się ogarnie i "Piękna" dostanie za swoje. :)
    Florence jest jakąś dziewczyną Rega czy tylko siedzi w tym całym spisku?
    Życzę weny i czasu na pisanie długich rozdziałów. ^^
    Pozdrawiam. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uf, to dobrze, bo się bałam, ze Was trochę znużę takim długim...ponieważ na ogół piszę na 6 , góra 7 stron :P.
      Oh, Petera tym razem oszczędziłam, bo potem i tak się jeszcze pomęczy, wiesz... wszystko po kolei ^^.
      To prawda, że ta sytuacja z Elizabeth jest nieco zawiła i na razie nie będę jej bardzo wyjaśniac, bo ona będzie ściśle związane z finałem tej części, a to ma na razie pozostać tajemnicą. Nie mniej , z pewnością nie ucierpi na tym najbardziej Remus ani też Syriusz, więc możesz być o nich spokojna :).
      Oh, nie ma już wątpliwości, ze Paige jest tą złą, ale nie martw się, jeszcze swiat się na niej zemści ^^.
      Eee, Regulus nie ma dziewczyny, a Florence jest tylko postacią epizodyczną :).
      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam! :)

      Usuń
  7. Mimo mojej całej miłość do Syriusza, a moze wlasnie dzieki niej, zamrpordowalabtm go tutaj ci najmniej kilka razy. Rozkapryszczone dziecko

    OdpowiedzUsuń
  8. Widzę, że sporo wydarzyło się tutaj od czasu mojej ostatniej wizyty u Ciebie - już nie mogę doczekać się nadrabiania zaległości u Ciebie :)
    Rozdział był naprawdę długi, ale praktycznie w każdym jego fragmencie coś się działo, za co już masz dużego plusa.
    Jestem jednak troszkę niemile zaskoczona zachowaniem Syriusza w końcówce rozdziału... strasznie nieładnie potraktował Elizabeth i... co on niby myśli, że kłamie, bo jest o niego zazdrosna niczym rozwydrzona fanka?
    Jamesa strasznie jest mi szkoda. To moja ukochana postać i w każdym ff, gdy akcja wojny zbliża się nieubłagalnie, to mam ochotę płakać nad jego losem... doskonale rozumiem jego instynktowne, nieodpowiedzialne zachowanie, to rzecz naturalna w takich sytuacjach. Troszkę przesądził w trakcie rozmowy z Dumbledorem, ale jednak... chyba sama bym podobnie zareagowała. Niestety, ale nie na wszystkich dobrze działa,taki stoicki spokój - James mógł pomyśleć, iż dyrektor ma gdzieś sprawę jego ojca.
    A scena z Lily i Jamesem na samym początku - prawie się rozpłynęłam *.*
    Przepraszam za taki chaotyczny komentarz - zdaje się, że omówiłam rozdział od tyłu :> Późno po prostu już jest i nie panuję trochę nad tym, co robię.
    Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na next :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, spoko, mi też się zdarza omawiać rozdział od tyłu ^.^
      Wiesz, moze nie do końca chodzi o tą zazdrość tylko o to, że Syriusz zwyczajnie nie lubi Liz i nie jest skłonny zaufać jej tak jak np. Remus. Poza tym, Paige pokazał mu swoją inną stronę, na razie nie wnikamy w to, jak bardzo wówczas kłamała. Ale wiadomo, jaki szlachecki potrafi byc Syriusz i po prostu broni swojej dziewczyny :).
      Z kolei James zawsze kojarzył mi się z takim porywczym chłopakiem i na takiego go kreuję, dlatego też takie wybuchy jak w gabinecie dyrektora mogą się od czasu do czasu pojawiać, a raczej teraz, kiedy już temat zszedł niemal całkowicie na Voldemorta, dość często.
      Dziękuję za komentarz ^^

      Usuń
  9. Tak więc najpierw: Rozdział świetny :D
    Nie wiem czy komentowałam poprzednie rodziały, ale jeśli nie to bardzo przepraszam.
    Co za głupi Peter, udusiałabym gada jednego...
    Rozumiem Jamesa, boi się o ojca, ja też nie umiałabym powstrzymać nerwów na wodzy i starałabym się zrobić wszystko żeby go odnaleść.
    Syriusz... hmm
    Zastanawia mnie o co chodzi z Elizabeth i Syriuszem, ciąglę się kłucą, itp
    Może ona do niego coś czuje, ale to by było świństwo z jej strony, gdyby zrobiła to Luniaczkowi :(
    A Peter niech się opamięta, jeju
    Czekam na rodział oraz na więcej na mojego kochanego Jily...
    Z pozdrowieniami Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no zapomniałam...
      Scena z moim ulubionym Jily:D
      Jaka słodka, ahh jaka dziewczyna by nie chciała takiego chłopaka jak James, który się o ciebie troszczy.
      Szkoda, że nie ma takich chłopaków w realu, marzanie :)

      Usuń
    2. O kurcze, z racji tego, że wszyscy wypytują o tego Syriusza i Liz, po prostu wezme się ostro do roboty i napiszę ten bonus o nich, wyjaśniający ich nienawiść do siebie. I od razu mówię, to nie wynika z miłości :P.
      Oh nie martw się, Peterowi już powoli wraca sumienie i rozumek :D.

      Usuń
  10. HAHAHHA widze, ze pojawiaja sie konstruktywne komentarze. "czekam na next!" beka z typa.

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział jak zwykle cudny. Spodziewałam się takiej reakcji Jamesa. Przynajmniej tyle dobrze, że wszystko z Lily w porządku.
    Przepraszam, ale nigdy nie byłam dobra w pisaniu długich komentarzy :/
    Zirytowała mnie trochę Paige. Dwulicowa świnia. Praszam, ale nienawidzę takich ludzi. A Black mógłby ogarnąć tyłek.
    Egh... Kończę moją nieskładną gadaninę i czekam na nn *.*
    Wesołych Świąt ;p (tak przy okazji) :P
    /D.

    OdpowiedzUsuń
  12. Rozdział super i bardzo się cieszę, że Lily zaczyna sobie przypominać :) Rozumiem tez Jamesa. Cała ta akcja w wiosce jest bardzo fajnie napisana :) Oby tak dalej, pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo podobał mi się opis ich kłótni. Wyszło naprawdę realistycznie i było tam mnóstwo emocji. Na miejscu Syriusza też bym się wkurzyła. Ale rozumiem też Jamesa. Był rozdarty między lojalnością wobec przyjaciół a rodziców.
    Uważam, że mieli szczęście, że dostali tylko taką karę za wymknięcie się ze szkoły. McGonagall musiała naprawdę być w szoku, że James wie o Zakonie Feniksa, że tylko odjęła im punkty, nie dając żadnego szlabanu.
    Paige nie lubiłam od samego początku. Cieszę się, ze Elizabeth nareszcie ją na czymś przyłapała. Syriusz nie jest głupi, przemyśli sobie to wszystko i na pewno nie da się dalej wykorzystywać. A Peter może wreszcie przestraszy się, co przyjaciele z nim zrobią, jak dowiedzą się o jego zdradzie, i przestanie współpracować ze Ślizgonami.
    Tak, życzę sobie szczęśliwe zakończenie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz :).
      Nie tylko Syriusz sobie to przemyśli, ale i reszta Huncwotów. Niestety, Syriusz, można by powiedzieć, że wpadł po uszy z tym swoim zauroczeniem i troche dłuższą chwile zajmie mu to, ze dokonał złego wyboru dziewczyny. A i w bodajże 15 rozdziale stanie się coś, co rzuci trochę złego zienia na Elizabeth w oczach przyjaciół.
      Co do Petera, teraz już stopniowo będę opisywała to, jak próbuje odseparować się od Ślizgonów, ale wiadomo, ze to będzie trudne. Uczniowie Slytherina nie odpuszczą mu.

      Usuń
    2. A więc Peter się nawróci? Z całego serca mu kibicuję. Mam nadzieję, że przyjaciele nie odwrócą się od niego, karząc go w ten sposób za zdradę.
      Syriusz łamał serca, to teraz i jego ktoś złamał. Ale on silny jest, wyliże się.

      Usuń
    3. Tak, Peter się nawróci :). A to jak to będzie z resztą Huncwotów i jak oni na to zareaguje, dowiesz się dopiero (niestety) pod koniec tej części ;p.
      Oj, na pewno się wyliże. Poza tym, to nie będzie jego ostatni dziewczyna... ;3

      Usuń
  14. B rdzo wpspolczuje Jamesowi. Rozumiem jego zachowanie, bo bierność w takich przypadkach jest chyba najgorsza. Ale mimo wszystko nie jest najmądrzejsze, tv samemu dać sie zabic, w koncu ród Potterow musi trwać dalej ;) syriusz wyjątkowo mnie tutaj wkurzył, zero empatii... Po co elisabeth miałaby kłamać, no halo? Nie rozumiem, naprawde az tak wierzy tej dziewczynie? Wkurzył mnie, a tak go lubię... Zapraszam na pierwsza notke do siebie zapiski-condawiramurs.blogspot.com mam nadzieje, ze niedługo pojawisie u ciebie post :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Piszesz bardzo oryginalnie i twoje opowiadanie nie ginie w tej bezbarwnej masie fanficków o tematyce Huncwotów, co jest miłą odmianą. Mam za sobą wiele takich blogów i po którymś z kolei zaczyna się już robić niedobrze gdy czytam o typowej 'rudej małpie' czy oklepanej nie wiedzieć czemu, niewyrazistej postaci jak Dorcas Meadowes i Huncwotach z Peterem pominiętym w składzie. Twoje opowiadanie wciąga, lekko się czyta i przyjemnie - nie jak większość wypocin z masą błędów ortograficznych, od których aż oczy bolą. Lubię Twoje opisy, dialogi i postaci. Najbardziej upodobałam sobie chyba Elizabeth, uwielbiam paringi z Remusem, a ona do tego nie jest bezbarwna i pełni jakąś znaczną rolę (i mam nadzieję, że będzie się ta rola dalej rozwijać ;)) ha i nawet pojawia się jakaś mała tajemnica z nią związana (zniknięcie z jakimś krukonem w pokoju życzeń o ile dobrze pamiętam :))Miło, jest poczytać o Potterze i Lily bez tych wiecznych 'umowisz się ze mną Evans?', w ogóle wszystko mi się niezmiernie podoba ;)
    Jedyne nad czym ubolewam to szablon. Bardzo się zdziwiłam jak zauważyłam teraz, że zmieniłaś go z poprzedniego (te śmieszne 'rysowane' zdjęcia huncwotów i dziewczyn) na obecny, który wydaje mi się taki.. bezpłciowy i bez wyrazu. Poprzedni świetnie nadawał urok blogowi i pasował do fabuły i był..prześliczny. No ale to takie tam moje narzekanie, w końcu to Ty tu decydujesz :)
    Czekam niecierpliwie na nowy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi niezmiernie miło :). Nawet nie wiesz, jak bardzo takie komentarze czasem pomagają.
      Taak, kiedy ja czytałam o tej "rudej małpie" czy wiecznie pomijanym Peterem, stwierdziłam pewnego dnia, że koniec - i to był jeden z głównych czynników, dzięki któremu powstał ten blog. Czasem co prawda Lily jest nadto wybuchowa, ale właśnie taką sobie ją wyobrażam. Przecież nie może też byc wiecznie spokojna, bo wtedy nie wzbudzałaby żadnych emocji :).
      Co do Elizabeth, cieszę się, że podoba Ci się jej postać, chociaż wciąż ją rozwijam. I tak, ona odegra dość dużą rolę, zwłaszcza pod koniec tej części.
      Co do szablonu; głównym zamysłem moim przy zmianie było to, żeby lepiej się czytało. Ale kiedy dzisiaj wróciłam ze szkoły, stwierdziłam, że jest jeszcze gorzej niż wcześniej :P. Dlatego też wróciłam do tego, który swoją drogą także bardzo mi się podoba :).
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. No jasne, że Lilka bez swoich wybuchów to nie Lilka, ale wszędzie jej charakterek wydaje mi się taki przejaskrawiony, u Ciebie to Lily jaką sobie wyobrażam. No może nie do końca, każdy w końcu ma swoją wizję, ale grunt, że Twoja Lilka do mnie trafia ;)
      Sama chciałam się wziąć i stworzyć własną wersję historii Huncwotów i Lilki, ale co tu dużo mówić, trzeba mierzyć siły na zamiary a czasu na to w ogóle nie mam. Poczytuję więc inne blogi i zacieszam, że akurat na ten trafiłam ;) i widzę z powrotem śliczny, wesoły szablon, cieszę się bardzo i moje oczy też się cieszą :D
      Pozdrawiam i życzę duuużo weny ;)

      Usuń
  16. Miałam ferie... miałam ferie... a i tak nic nie nadrobiłam u Cb! Ani u nikogo... leniłam się i rysowałam, jestem straszna o.O No, ale cóż, w końcu tu dotarłam ponownie, jej *^* I to wcale nie dlatego, że tak bardzo nie chce mi się pisać wypracowania z przyrody, które było na zeszły tydzień, że weszłam na kompa, nieee, to nie to :D
    No ale rozdział... najpierw fajna rozmowa, chochlik geniusz <3 tak... a potem taka słodka scenka, no kurcze, dziewczyno, kocham Cię za to! *^* James i Lily, jeju, to takie piękne, serio szczerzę się do monitora i robię dziwne miny, ludzie by uciekali, gdyby mnie zobaczyli i pomyśleliby, ze jakaś wariatka xd Wspaniałe i tyle <3
    I feeest.. jak James mógł upuścić mapę, co za sierota, haha :D i było jasne, że Remus i Łapcia za nim pójdą, tak miało być! A sama scena ze Śmierciożercami całkiem fajna ^^
    i ta mała wredna musiała się okazać taką małą wredną, ehh -.- Biedny Łapa, co to będzie, co to będzie z nim? A ja go tak kocham, a los go nie oszczędzi :<
    wszyscy wtf, a Dumbledore zmienia położenie ręki... jak go nie uwielbiać xd
    No a potem James mi przypominał Harry'ego... no ale w końcu jaki ojciec taki syn, widać te podobieństwa charakteru <3

    "SPÓJRZ PRAWDZIE W OCZY, DUMBLEDORE, TO MY, MŁODE POKOLENIE, BĘDZIEMY WALCZYĆ, NIE WY! A NAWET NIC NIE ROBICIE, ABY NAS DO TEGO PRZYGOTWAĆ! JA TY TO SOBIE WYOBRAŻASZ?!"
    zjadłaś literkę "k" - jak ty to sobie wyobrażasz :)

    "Nie trudno domyślić się, że chcesz przyłączyć się do tej tajnej organizacji… a raczej – chcecie. Ale jesteście jeszcze uczniami, co oczywiście czyni z was dzieci, nie ważne, czy macie już siedemnaście lat."
    nieważne razem :)
    a poza tym się zgadzam, 17 lat, to jest się dzieckiem! sama mam tyle, na dodatek za miesiąc już będzie 18 ( ;___; ) i przecież jestem dzieckiem ^^ Chociaż oni to chyba trochę inna bajka :D
    Co dalej... oj, Syriusz się wkurzył, będą kłopoty, bo nie uwierzył Elizabeth... Czyli się zaplączą. Na dodatek głupi grubas... no cóż, ciekawe o kogo chodzi, no ciekawe xd hahaha, kiedy to w końcu wyjdzie na jaw, Peter xd
    A no i nadchodząca rozmowa Jamesa z Pettigrew... mam nadzieję, że nie powie niczego ważnego, ale chyba jednak tak będzie... dużo zamieszania widzę :D
    Serio, genialne masz pomysły, ta historia jest coraz lepsza!

    a co do ukazania ich emocji, spięć i w ogóle, to dobrze wyszło! A co do tej frajdy z kłotni... tak, to stanowczo źle o Tb świadczy :P I brawa, taki dlugi rozdział! A czytało się go tak lekko *^* Brawa! łohohoho, tak dobrze piszesz, tak dobrze <3




    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, normalnie Cię kocham.<3 Miałam schrzaniony humor, wchodzę na bloga, widzę Twój koemntarz i od razu wielki banan na buzi ahhaha :D.
      Po pierwsze, dzięki za wytkniecie tych błędow, zaraz to poprawię :P.
      Haha, no oczywiście, że to nie to, przecież Ty jesteś taką pilną uczennicą. Pewnie weszłaś, żeby tylko sprawdzić coś odnośnie tego wypracowania :D
      Ten spokój Albusa zawsze mnie bawił. Wszyscy naokoło tacy wkurzeni i w ogóle się zachowują jakby się swiat walił, a on taki... no taki poker face >.<
      Z tym Peterem, tj. jego zdrada wyjdzie na jaw niebawem, bo nieco zmienił mi się plan :D.
      Hahaha, dziękuję <3

      Usuń
    2. Johoho, cieszę się, ze poprawiam humor! Ale tak zawsze było... choć to raczej dlatego, że ludzie się ze mnie śmieją ;D
      Nie ma za co, akurat je zauważyłam... nie wiem jakim cudem, co ja nagle taka uważna o.O
      No ba, pilna uczennica! No bo kto wymyślił przedmiot - przyroda... w 2 klasie liceum, to bez sensu o.O To się kojarzy z podstawówką, a nie xd Ale przepraszam, że nie przeczytałam jeszcze kolejnego rozdziału :< Wiesz... ja nadal nie zaczęłam nawet tego wypracowania i muszę to zrobić w końcu chyba, więc dziś się nie uda... ale mam wielką nadzieję, że jutro już tak! *^*
      wow, wow, poker face, Albus potrafi, to je Albus face! Tak, to o to chodzi :D
      ooo.. zmiana planów... ciekawe, ciekawe, zainteresowałaś mnie :D wow, jakie będą ich reakcje i w ogóle... no to nie mogę się doczekać, aż poczytam o tym! *^*
      i nie ma za co, sama prawda, powinnaś kiedyś napisać książkę... i mi o tym naturalnie powiedzieć, bym mogła kupić i przeczytać :D

      Usuń
    3. Też się właśnie zdziwiłam - przyroda w LO o.O Coraz dziwniejszych rzeczy się dowiaduję :P. Czyli co, zamiast biologii masz przyrode?
      :D
      Hahaha też tak zawsze przekładam, wierząc, że następnego dnia WRESZCIE napisze prace do szkoły i dupa psia z tego wychodzi za przeproszeniem xD.
      Ojej, jak Ty mi słodzisz hahha, niedługo w samozachyt popadne o.O Ale taką książkę to fajnie byłoby wydać. Teraz piszę jakąś historię i ciekawe, co z niej wyjdzie :D.

      Usuń
  17. zamiast nerw, powinno być raczej nerwów :)
    Skąd Albus i McGonagall znaleźli się w Hogsmeade? Czyżby jakieś ważne sprawy Zakonu? Bo raczej nie randka, prawda? xD Chociaż ja zawsze przeczuwałam, że coś kiedyś musiała się dziać w Hogwacie między nimi. Ekhem, Boru! Moja wyobraźnia pędzi za daleko...
    Bardzo spodobało mi się to, jak opisałaś ich kłótnię. Właśnie takie Syriusza widzę. Wkurzonego na maxa, niecierpliwego, widzącego w gniewie tylko swój punkt widzenia. Potter ma przekichane innymi słowy.
    Czyżby jednak panna Powell była okey? Może pichci jakieś mega zapasy eliksiru tojadowego dla Lupina? Bo w końcu co innego? I to jeszcze w imię miłości...

    OdpowiedzUsuń