Miała
wrażenie, że nicość obejmują ją szczelnie swoimi silnymi ramionami jakby
chciała ochronić ją przed wszystkim, co złe. I Lily naprawdę chciała, aby tak
było, niestety los uwielbiał swoją przewrotność i dlatego zamiast czuć się
bezpiecznie, rudowłosa miała wrażenie, że umierała, duszona. Łapczywie łapała
tchu, ale nic nie mogła poradzić na to, że jej płuca były miażdżone. I kiedy
już myślała, że to koniec, wszystko ustało, a ona zaczęła spadać. Nad nią
pojawiło się roziskrzone niebo, które zaczęło wirować z zawrotną prędkością,
powodując u niej mdłości.
I
spadła, miała wrażenie, że z doniosłym hukiem. Nic nie czuła, ale domyślała
się, że jej kości są teraz pyłem, który zaraz może odlecieć wraz z wiatrem. W
momencie, kiedy myślała, że naprawdę tak się dzieje, do pełnej świadomości
przywrócił ją odległy, lecz donośny i stanowczy głos, który już dawno odcisnął
w jej głowie i sercu wyraźne piętno.
Z
początku nic nie rozumiała i nawet nie próbowała, bardziej skupiła się na
powrocie do rzeczywistości. Starała się zapanować nad swoim umysłem, który już
dosyć perfidnie z niej zażartował. Dopiero, kiedy uchyliła powieki i zobaczyła
biały znajomy sufit, dotarł do niej sens słów wypowiadanych przez chłopaka.
- Nie może mnie pani stąd wyrzucić!
– zaprotestował rozzłoszczony Potter.
Pielęgniarka
zmrużyła oczy i prychnęła.
- Pół godziny temu zrobiłam to z
tobą i panną Powell, powtórzenie tej czynności to dla mnie jak pstryknięcie
palcem, Potter – zagroziła mu. – Poważnie zaczynam zastanawiać się nad tym, czy
nie zatrzymać cię na obserwacji, bo najwyraźniej masz coś nie tak z głową. Czego
nie rozumiesz w zdaniu: Wynoś się stąd?
- Wszystkiego, proszę pani –
warknął, już nawet nie zwracając uwagi na ton, jakim zwracał się do kobiety. –
Mam pełne prawo tu być!
- Ach, tak? Niby z jakiej racji? –
zdumiała się, biorąc się pod boki.
- Jestem jej CHŁOPAKIEM i jestem pewny,
że po przebudzeniu będzie chciała ujrzeć piękną buzię, którą tak bardzo kocha –
powiedział z niesamowitą pewnością siebie, po czym w ostentacyjny sposób usiadł
na krześle przy łóżku Lily i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Potter! – Załamała ręce,
zirytowana. – Zaraz pójdę po profesor…
- W takim razie, przykleję się do
krzesła – oświadczył, jeszcze mocniej wciskając się w siedzenie.
- Na Merlina! Czy…
- Proszę… ciszej – wycharczała
Lily, ledwie otwierając usta.
James
natychmiast zerwał się z krzesła i nachylił nad dziewczyną, z troską
spoglądając na jej poszarzałą twarz. Kiedy podniosła powieki, jej oczy były
załzawione i odległe.
- Lily… - wyszeptał, dotykając
opuszkami palców jej policzka.
Przez
chwilę dziewczyna leżała nieruchomo, dziwnie się na niego patrząc i nagle
odepchnęła go mocno i zwymiotowała na podłogę.
Pielęgniarka
natychmiast przywołała miskę i chusteczki. Przez chwilę James stał jak
sparaliżowany, w ogóle nie docierało do niego to, co się dzieje. I dopiero,
kiedy dziewczyna z niesmakiem wyprostowała się, ocknął się i usiadł na łóżku,
starając się nie patrzeć na podłogę. Rudowłosa, czerwieniąc się ze wstydu, z
wdzięcznością przyjęła chusteczki i otarła wargi.
- Zaraz wracam – oznajmiła kobieta,
uprzednio oczyszczając posadzkę zaklęciem.
Evans
spojrzała z grymasem na Jamesa, który westchnął głęboko i pomasował ją po
ramieniu.
- Przypomniało mi się – powiedziała
ochrypłym głosem, patrząc na okno ponad jego ramieniem.
- Co?
- Pamiętam wydarzenia, które miały
miejsce po przyjeździe do Hogwartu. Pamiętam, jak po raz pierwszy spotkaliśmy
się w przedziale, gdzie razem z Syriuszem wyśmiałeś Severusa. Pamiętam, jak
pociągnąłeś mnie za włosy, a ja wtedy zdenerwowałam się i uderzyłam cię
książką. Powiedziałeś, że jestem szalona i niebezpieczna. – Przez jej twarz
przebiegł cień uśmiechu. – Wiem również, że napuściłeś na mnie chochlika, kiedy
nazwałam cię zepsutym smarkaczem, to było w…
- Drugiej klasie – podpowiedział,
delikatnie podnosząc kąciki ust. – Nieźle sobie z nim poradziłaś, zwracając go
przeciwko mnie…
- Ale ostatecznie i tak oboje
wylądowaliśmy tutaj.
James
pokiwał głową i otworzył usta, aby coś powiedzieć, lecz wtedy został
niedelikatnie odepchnięty przez pielęgniarkę, która wcisnęła w dłonie Lily dwie
fiolki z różowym i zielonym lekarstwem. Dziewczyna przyjrzała się im i
skrzywiła z niesmakiem.
- Do końca, panno Evans. Słyszałam,
że coś sobie przypomniałaś, więc najwyraźniej to było zbyt wielkim szokiem dla
ciebie, dlatego straciłaś przytomność. To pomoże odzyskać ci siły – wyjaśniła
szybko i zanim Lily zdążyła się o coś spytać, kobieta zwróciła się do chłopaka.
– Żegnam, Potter. Zdaje się, że już…
- Nie, niech zostanie, proszę –
poprosiła słabym głosem dziewczyna, spuszczając wzrok na swoje splecione
dłonie.
Pani
Thompson zacisnęła usta, intensywnie zastanawiając się nad odpowiedzią. W końcu
doszła do wniosku, że nawet gdyby po raz kolejny wyrzuciła stąd Pottera, on i
tak by wrócił. Był zbyt uparty, aby tak po prostu pozwolić swojej dziewczynie
spędzić samotnie resztę nocy po tym, co się stało. Westchnęła ze
zrezygnowaniem.
- Tylko ten jeden jedyny raz. I
natychmiast spać, ale to już! Potter, sio, na inne łóżko. I ani słowa! –
Pogroziła im palcem i zanim wróciła do swojego pokoju, upewniła się, że oboje
są w łóżkach. Wywracając oczami, zgasiła świeczkę i zniknęła za drzwiami, które
zatrzasnęły się z głuchym hukiem. Kładąc się spać, przeklinała swoje miękkie
serce.
Przez
chwilę panowała cisza. James odetchnął z ulgą i przyjrzał się miejscu, gdzie
jeszcze niedawno stała pielęgniarka, aby upewnić się, że bezpiecznie może
podejść do łóżka dziewczyny. I kiedy już miał się podnosić, dostrzegł, że Lily
niespodziewanie znalazła się przy nim. Obejmowała się ramionami i drżała z
zimna, wpatrując się w niego z wyczekiwaniem.
- Co się tak gapisz? Przesuń się,
Potter. Nie mam zamiaru spać na stojąco przy twoim łóżku, królewiczu –
burknęła, szczękając zębami.
Chłopak
natychmiast przesunął się i podniósł kołdrę, pod którą rudowłosa szybko
wślizgnęła się i przyległa do jego boku, ciasno oplatając rękami jego klatkę
piersiową niczym ufne dziecko. Objął ją i ucałował w czoło, uśmiechając się
delikatnie.
- Nie wiem dlaczego, ale czasem
naprawdę cię nienawidzę – wymamrotała w jego koszulkę, zanim ponownie zapadła w
głęboki, ale już spokojny sen.
James
nie poczuł się urażony jej słowami, ponieważ wiedział, że ostatecznie i tak go
kochała. Tak jak on kochał ją… z taką siłą, że aż serce go bolało. Czy to
właśnie na tym polegała miłość? Aby kochać i z tego powodu powoli umierać,
będąc przytłoczonym siłą tego uczucia?
*
Kiedy
tylko James zagonił o ósmej wieczorem Lily do łóżka, pod pretekstem, że musi
wypocząć, upchał w kieszeń Mapę Huncwotów i Pelerynę Niewidkę. Remus i Syriusz
gdzieś zniknęli po kolacji, a Peterowi wcisnął kit, że musi się przejść i przemyśleć
kilka spraw, więc nie musiał się martwić, że ktoś za nim pójdzie. Zgrabnie
ominął szalejące w pokoju wspólnym pierwszaki i wyszedł na chłodny korytarz.
Kiedy
już dość daleko odszedł do Grubej Damy, rozwinął Mapę, aby sprawdzić, czy nikt
mu nie przeszkodzi. Na szczęście, w pobliżu były tylko jakieś dwie dziewczyny,
które James mgliście kojarzył z młodszych klas. Schował pergamin i nakrył się
Peleryną, żwawo ruszając na trzecie piętro, gdzie znajdował się posąg
Jednookiej Wiedźmy. Miał zamiar dostać się do Hogsmeade i spróbować dowiedzieć
się czegoś więcej o porwaniach Śmierciożerców. I właściwie, na tym polegał cały
plan Pottera, który liczył na łut szczęścia.
Okularnik
bardzo chciał zabrać ze sobą przyjaciół, ale wiedział, że sam załatwi to o
wiele szybciej i bez szmeru. Ponad to, w razie jakiegokolwiek niebezpieczeństwa,
tylko on ucierpi; nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby przez niego stało się coś
pozostałym Huncwotom. Byli dla niego rodziną i nie wyobrażał sobie utraty
któregokolwiek.
Wyciągnął
różdżkę, kiedy wreszcie znalazł się na miejscu.
- Dissendium - wyszeptał,
kierując czubek różdżki na posąg, który powoli odsunął się na bok.
Wchodząc
do ciemnego tunelu, musiał się znacznie pochylić. Złożył i schował Pelerynę, po
czym mruknął z irytacją i w niewygodnej pozycji ruszył naprzód, oświetlając
sobie drogę. W duchu cieszył się, że ta droga nie ucierpiała na ich kawale,
który rzecz jasna się nie udał – a raczej, prawie ich zabił. Od tamtej pory
zaczęli bardziej uważać i sprawdzali wszystko minimum po dziesięć razy. Nie
jeden raz zastanawiał się, co by było, gdyby Lily nie było w Hogwarcie. Czy w
ogóle by dożyli do siódmej klasy? Mimowolny uśmiech zaigrał mu na ustach.
Zamarł,
słysząc szelest, a potem huk jakby coś upadło i głośny śmiech, który James
rozpoznałby wszędzie. Westchnął sfrustrowany.
- Remus, ty sieroto! – ryczał ze
śmiechu Black, pomagając wstać swojemu przyjacielowi, który z irytacją
otrzepywał ubranie.
- Zamknij się już, Syriuszu –
warknął Lupin, zabierając jakąś rzecz przyjacielowi i ruszył w stronę pełnego
dezaprobaty Jamesa. – Czy czegoś nie zgubiłeś, Rogaczu? – Pomachał do niego
znajomym pergaminem.
Oczy
Pottera rozszerzyły się z przerażenia, kiedy przeszukiwał swoje kieszenie,
mrucząc siarczyste przekleństwa.
- Na szczęście, akurat wracaliśmy
tamtym korytarzem. Zdążyliśmy ją przechwycić zanim Filch się do niego dorwał –
powiedział Syriusz, niespodziewanie poważniejąc. – Mam nadzieję, że idziesz do
Hogsmeade, ponieważ jesteś takim dobrym chłopakiem, który dba o swoją źle
czującą się dziewczynę, więc idzie kupić jej tuzin pysznej czekolady.
- Otóż to – przytaknął z ponurą
miną James, po czym odwrócił się i ruszył dalej. – Nie będę was zatrzymywał, bo
i tak wiem, że to się nie uda. A wy nie próbujcie robić tego ze mną.
- James, nawet o tym nie
pomyśleliśmy. Właściwie, zastanawialiśmy się, kiedy to zrobisz. Szkoda tylko,
że dowiedzieliśmy się w taki sposób – rzekł z rozgoryczeniem Remus.
Potter
postanowił już się nie odzywać, a więc cisza, przerywana jedynie narzekaniami
Syriusza, pomiędzy nimi trwała aż do momentu, kiedy opuścili Miodowe Królestwo.
Tylko James miał przy sobie jakieś pieniądze, ale na nieszczęście Syriusza, nie
miał zamiaru przeznaczyć tego na słodycze – no chyba, że okaże się, iż nie
będzie trzeba… płacić za ważne informacje.
Już
dawno zapadł zmrok, a w wiosce nie było widać żywej duszy, wędrującej główną
ulicą: większość albo siedziała dla bezpieczeństwa w domu, albo upijała się w
barach. Chłopcy bardzo wyraźnie słyszeli pijackie śpiewy z Trzech Mioteł. Remus
patrzył z nadzieją na drzwi do miejsca, gdzie pracowała Madame Rosmerta. Nie
to, że chciał z nią poflirtować, to nie było jego działką, ale nie miał ochoty
iść gdzieś, gdzie przesiadywali podejrzani ludzie, być może Śmierciożercy. Niestety,
jego płonna nadzieja zgasła, przydepnięta ciężkim butem Syriusza, który niewzruszony
oświadczył, że idą do Gospody pod Świńskim Łbem. Blondyn miał nieodparte
wrażenie, że wpakują się w niezłe kłopoty.
Owa
gospoda wyglądała tak samo jak Syriusz ją zapamiętaj z poprzednich schadzek:
brudna, zapach zgnilizny pomieszany z piwem i wszędzie dziwni ludzie, z czego
znaczna część siedziała w kapturach, skryta w najdalszych zakątkach. Chłopak
większą uwagę zwrócił na głośną pięcioosobową grupę, która zajmowała okrągły
stolik na środku pomieszczenia. Niektórzy mieli twarze poznaczone bliznami.
Black dawał im około trzydziestu lat. Nagle wszyscy spojrzeli na niego, z
ironicznymi uśmiechami. Odpowiedział odważnym spojrzeniem i ruszył za
przyjaciółmi, którzy byli już przy barze.
- Potrzebuję… informacji –
wyszeptał konspiracyjnie James, nachylając się do zmywającego szklanki łysego
barmana, z zawiłym tatuażem na tyle głowy.
- Zmywaj się stąd, szczeniaku –
warknął mężczyzna, nawet na niego nie patrząc.
James
wywrócił oczami i pogrzebał w kieszeni, po czym z cichym brzdękiem rzucił na
ladę pięć galeonów, które zalśniły od światła, jakie dawała świeca. Barman
momentalnie zamarł, powoli podniósł wzrok na chłopców i odchrząknął, chciwie
chowając pieniądze.
- O co chodzi, młodzieńcze? –
odezwał się chrapliwym, nieco milszym tonem.
- Jak dużo wiesz o Śmierciożercach?
Mężczyzna
zmrużył oczy, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu jakby sprawdzając, czy
nikt ich nie podsłuchuje.
- Dużo się tu ich ostatnio kręci –
zaczął niemal niesłyszalnym głosem, przez co chłopcy musieli się jeszcze
bardziej nachylić. – Często, dla rozrywki, łapią kobiety w nocy i je gwałcą, no
i… szukają jakiegoś przejścia do Hogwartu, chcą go zdobyć i pozbyć się
Dumbledore’a – westchnął.
Chłopcy
spojrzeli na siebie z ponurymi minami.
- A ich porwania? Wiesz, gdzie ich
przechowują? – dopytywał się z zapałem James, jednak barman spuścił głowę i
zaczął dalej wycierać szklanki.
Kiedy
Potter z irytacją szukał kolejnych galeonów, Remus poczuł na sobie natarczywe
spojrzenie. Rozejrzał się po pomieszczeniu i jego wzrok padł na wpatrzonych w
nich pięciu podejrzanych mężczyzn. Odwrócił się i niezauważalnie szturchnął
Blacka.
- Tamci za nami dziwnie się na nas
patrzą – wyszeptał.
- Kto? – zapytał brunet, oglądając
się za siebie. – Nikogo tam nie widzę. – Wzruszył ramionami.
Zaskoczony
Lunatyk rozejrzał się po gospodzie, ale rzeczywiście nikogo już nie było przy
stoliku. Nie podobało mu się to. Zwrócił swój wzrok ponownie na barmana, który
zabrał kolejne galeony.
- Przepraszam, James, że się
wtrącam, ale mam pytanie. Czy wie pan, kim byli ci faceci, którzy tam siedzieli?
– Remus wskazał na okrągły stolik na środku pomieszczenia.
- A bo ja wiem? Co ty myślisz, że
nie mam co robić tylko pytać każdego o jego ulubiony kolor? Dopóki biorą i
płacą, mam ich gdzieś – warknął, odstawiając szklankę na zakurzoną półkę.
Lupin
burknął coś pod nosem i spojrzał z niecierpliwością na Jamesa.
- To co wiesz o tych porwaniach? –
ponowił pytanie Potter.
- Nic.
- JAK TO NIC?! – ryknął po chwili
rozwścieczony Black, waląc pięścią w ladę.
Barman
uśmiechnął się sarkastycznie i pomachał im szarą szmatą.
- Żegnam was, jeśli nie chcecie,
abym wezwał nauczycieli.
Syriusz
miał coś odpowiedzieć, ale Remus sprawnie wyciągnął obu swoich przyjaciół z
gospody i odepchnął ich z dala od drzwi. James zaczął przeklinać i trząść się
ze złości.
- Przemocą nic tu nie zdziałacie –
warknął Lupin, patrząc na nich twardo. – Możemy jeszcze spróbować z Rosmertą –
dodał po chwili zastanowienia.
James
niechętnie musiał przyznać mu rację, ale nie potrafił opanować wściekłości i
przytłaczającego poczucia porażki. Chciał uratować ojca, a przynajmniej trochę
pomóc. Nie znosił takiej bezczynności. A co jeśli znajdą go, kiedy będzie już
za późno? Momentalnie blednąc, zacisnął pięści. Nie pozwoli na to!
- Idziemy – rozkazał, wymijając
czerwonego ze złości Syriusza i opanowanego Remusa.
- Nie wydaje mi się – rozległ się
szorstki głos zza ich pleców.
Gwałtownie
odwrócili się i ujrzeli grupkę mężczyzn w czarnych szatach, dzierżących
różdżki. Byli dumnie wyprostowani i spoglądali na nich z wyższością jakby
uważali ich za nic nieznaczące karaluchy, które bez jakichkolwiek wyrzutów
sumienia można zgnieść. Gryfoni uświadomili sobie, że już ich widzieli w
gospodzie, z której przed chwilą wyszli. Szybko wyciągnęli swoje różdżki.
- Czego chcecie? – odezwał się
chłodno Lupin.
Krótko
obcięty brunet, stojący na przodzie, a zatem i pewnie przywódca, roześmiał się
szyderczo. Niektórzy za nim zawtórowali mu.
- Jacy waleczni. Ale cóż tu
poradzić, Gryfoni już zawsze tacy byli i będą. Zdrajcy, zagorzali obrońcy
brudnych szlam. – Splunął im pod nogi. – A ty – zwrócił się do Jamesa – widzę,
że jaki ojciec taki syn, co nie, Potter?
Okularnik
zamarł, zbyt zaskoczony, aby cokolwiek powiedzieć.
- Wiesz, gdzie on jest – wysyczał
przez zaciśnięte zęby Syriusz.
- Możliwe.
- Gadaj! Natychmiast! – krzyknął Potter,
zbliżając się z wycelowaną w niego różdżką.
- Jakie dzieciaki są naiwne w tych
czasach. – Roześmiał się po raz kolejny, kręcąc głową. – To, że wiem nie
oznacza, że zamierzam rozpowiadać o tym na prawo i lewo, smarkaczu. Ale,
oczywiście, jeśli chcesz, mogę przekazać pozdrowienia twojemu gnijącemu
ojczulkowi.
W
momencie, kiedy Potter miał zamiar rzucić w niego zaklęciem, ktoś go uprzedził.
Zdezorientowany, obejrzał się i jakie było jego zdumienie, kiedy ujrzał znajomy
srogi wyraz Minerwy oraz długą białą brodę Dumbledore’a. Oni jednak nie
zwracali uwagi na Gryfonów, zaczynając zaciętą walkę ze Śmierciożercami, którzy
za szczególny cel obrali sobie dyrektora. Tym, którzy go nie znali mogłoby się
wydawać, że ten mężczyzna w podeszłym już wieku potrzebuje ochrony, lecz
okularnik wiedział, że w takiej chwili prędzej oni potrzebowaliby jego pomocy.
James
sprawnie uchylił się przed lecącym zaklęciem, które minęło go zaledwie o cal.
Nie miał wątpliwości, iż to była Avada. Huncwoci stanęli do siebie plecami i
zaczęli wzajemnie się osłaniać. Czuli, jak wypełnia ich adrenalina i wprowadza
w rytm walki. Bez problemu odpierali i rzucali zaklęcia, co jakiś czas będąc
tylko jakimś draśnięci.
I wtedy
poczuł, jak coś z całej siły trąca go w ramię, a potem ujrzał Syriusza, którego
odrzuciło jedno z zaklęć. Potter zaklął, widząc, jak różdżka przyjaciela
poleciała dużo dalej. Dotarcie do niej zajęłoby cenne sekundy, które Black
mógłby przypłacić życiem. Ostrzegł więc Remusa, że idzie pomóc Syriuszowi i
pobiegł w stronę przyjaciela, który krzywiąc się, podniósł się i zaczął
rozglądać za różdżką. Zdekoncentrował się i gdyby James nie odepchnął go,
arystokrata już dawno leżałby martwy.
- Śmierciożercy! Śmierciożercy! –
zaczęła krzyczeć starsza kobieta, która opuściła dom, aby sprawdzić, co się
dzieje.
To
wystarczyło, aby chwilowo zdezorientować atakujących mężczyzn, dzięki czemu
Albus z zaciętą miną sprawnie poradził sobie z trzema – dwóch pozostałych
zdążyło już się deportować. Chłopcy odetchnęli głęboko, a po chwili jakby sobie
przypominając o obecności jeszcze jednej osoby, powoli i z obawą odwrócili się
w stronę Minerwy. Przełknęli śliny, spuszczając głowy pod jej twardym i zimnym
spojrzeniem. Szybko dotarło do nich, że wpakowali się w niezłe kłopoty.
*
Elizabeth
zignorowała Filcha, który idąc ze swoją wierną kotką panią Norris, warczał coś
o nieposłusznych dzieciakach, które niczego nie szanują. Była bardziej
zaabsorbowana książką o eliksirach dla zaawansowanych uczniów. Z grymasem
niezadowolenia, wściekle przerzucała pożółkłe kartki, nawet nie przejmując się
tym, że kilka już lekko rozdarła na dole. Zastanawiała się, jakim cudem nie
wyszedł jej eliksir, chociaż robiła wszystko starannie i po kolei. Rozumiała,
że nie była najlepsza z tego przedmiotu, ale miała pomocnika! Mruknęła z
irytacją i zatrzasnęła książkę, po czym włożyła ją sobie pod pachę i obojętnie spojrzała
przed siebie, zamyślając się.
Wiele
ryzykowała, ale istniało duże prawdopodobieństwo, że się powiedzie, a ona nie
potrafiłaby żyć dalej bez wyrzutów sumienia, gdyby choćby nie spróbowała – nie
ważne, jaka była cena. Miłość była bezcenna. Westchnęła głęboko. Miała
nadzieję, że nie wplątała się w coś paskudnego. Co prawda, Stephens zapewniał
ją, że zażąda za to stosunkowo niską cenę, ale ile tak naprawdę warte były
słowa inteligentnego i z pewnością sprytnego Krukona?
- Robię, co w mojej mocy!
Blondynka
zamarła w połowie kroku, wybałuszając oczy. Wszędzie poznałaby ten
znienawidzony głos. Starając się zachować ciszę, przyległa do ściany i
ostrożnie wychyliła głowę. Kilkanaście stóp dalej stały dwie dziewczyny: Paige
i jakaś Ślizgonka, którą Elizabeth znała tylko z widzenia.
- To się lepiej pośpiesz, bo ten
gruby głupek jest beznadziejnie bezużyteczny – prychnęła brązowowłosa
Ślizgonka. – Nie mam pojęcia, dlaczego Regulus jeszcze nie zerwał z nim
kontaktu. Mam nadzieję, że nie przyjdzie mu do głowy taki pokręcony pomysł, aby
przyjąć go do… no wiesz czego… - ściszyła nieco głos, po czym rozejrzała się
uważnie i ze strachem.
Gryfonka
ściągnęła brwi, gorączkowo zastanawiając się, o czym konkretnie rozmawiają.
- Nie, on nie jest taki głupi.
Florence, nie obawiaj się, wiem, co robię – westchnęła znużona. – Black,
chociaż na takiego nie wygląda, jest bystry i jeden nieodpowiedni ruch, a to,
co budowałam, zawali się bez możliwości odbudowy, rozumiesz?
- No proszę, a można by pomyśleć,
że jego tylko jedno interesuje – zakpiła Florence.
Paige
nie odpowiedziała, jedynie uśmiechnęła się ironicznie.
- W pierwszy piątek po przerwie
świątecznej o dziewiętnastej, w tym samym miejscu, zdasz mi raport – dodała po
kilku sekundach ciszy Ślizgonka.
Brunetka
pokiwała głową, po czym rozeszły się. Elizabeth dostrzegła, że Krukonka zmierza
w jej stronę. Rozejrzała się w popłochu i szybko skryła za zbroją, modląc się o
to, aby Carey jej nie dostrzegła. Patrząc na odchodzącą dziewczynę, miała
mieszane uczucia. Z jednej strony była dziwnie podekscytowana, że jednak miała,
co do niej rację, ale z drugiej strony była wściekła i przerażona. Co ona
kombinowała i do czego potrzebny był jej Syriusz?
*
James,
odkąd pamiętał, lubił przebywać w gabinecie dyrektora - tak samo jak jego
przyjaciele. Najczęściej pojawiali się tutaj, kiedy wywinęli wyjątkowo duży
kawał i McGonagall nie miała już po prostu siły, aby wykrztusić z siebie choćby
słowa. I wtedy do akcji wkraczał Dumbledore, który, o czym Minerwa oczywiście
nie miała pojęcia, jeszcze bardziej zagrzewał chłopców do takich czynów – choćby
nawet nieświadomie. W końcu doszło do tego, że Huncwoci specjalnie wymyślali
dowcipy na wielką skalę, aby móc spędzić godzinę z Albusem, z którym swobodnie
rozmawiali właściwie o wszystkim. A co zapewne wielu dziwi, to Remus Lupin bywał
najczęściej mózgiem większej operacji.
Ale
dzisiaj miał ochotę jak najszybciej się stąd ulotnić. Miał wrażenie, że nawet
jego cień szykuje się już do skoku przez okno, byleby jak najdalej od czerwonej
i niesamowicie wściekłej McGonagall oraz przerażająco opanowanego Albusa. Czemu
on na nich nie krzyczał? Czemu jego spokojne spojrzenie musiało być takie
wymowne i przeszywające?
Kątem
oka spojrzał na zestresowanego Remusa, który z pewnością obawiał się, że
zostanie mu odebrana odznaka Prefekta, oraz na Syriusza, który mierzył się z
nauczycielką transmutacji spojrzeniem. Westchnął głęboko. Już dawno powinien
usłuchać Lupina i dokładniej układać swoje plany. Owszem, podczas robienia
dowcipów, kiedy robiło się to spontaniczne, było dużo frajdy, ale w takiej
sytuacji…
Nie
dość, że nie dowiedział się nic na temat swojego ojca, to teraz pewnie dostanie
szlaban do końca roku, ale to zapewne było jeszcze zbyt łagodną karą. Wcisnął
dłonie w kieszenie i przygarbił się pod surowym spojrzeniem nauczycielki.
Dzisiaj nie miał siły, aby zachować się inaczej.
- Wiedziałam, że jesteście
idiotami, ale na Merlina! JAK MOŻNA BYĆ TAK LEKKOMYŚLNYM?! MOGLIŚCIE ZGINĄĆ!
Rozumiecie? To byli Śmierciożercy. ŚMIERCIOŻERCY! Co wy sobie myślicie, żeby w
takich czasach szlajać się bez niczyjej zgody po Hogsmeade?! – Kobieta nerwowo
poprawiała co chwila okulary, zmieniając ton: raz to krzycząc, raz złowrogo
szepcząc. – Po co wy tam w ogóle poleźliście? – spytała po chwili sucho,
zaciskając wargi.
Cała
trójka milczała, nie mogąc wykrztusić z
siebie słowa. Byli zbyt zszokowani, aby choćby mrugnąć. James słyszał nie tylko
bicie swojego serca, ale i pozostałych. Zacisnął pięści w kieszeni i spojrzał w
nieodgadnione niebieskie oczy Dumbledore’a. Potem zerknął na Remusa, który
czerwienił się ze wstydu, spoglądając na podłogę w taki sposób jakby miał
nadzieję, że zaraz pojawi się tam jakaś klapa i będzie miał możliwość szybkiej
ucieczki. Potter w jednej chwili podjął decyzje – musiał ponieść konsekwencje.
Może dzięki temu jego przyjaciele otrzymają mniejszą karę, a Lupin nie straci
swojej odznaki. Okularnik wiedział, że to byłby dla niego początek końca.
Wyprostował
się, wyciągnął dłonie z kieszeni i pewnie spojrzał w pociemniałe ze złości oczy
nauczycielki.
- Przepraszam. To moja wina. Ja… -
zaciął się, kiedy w jego głowie pojawił się obraz ojca.
Zaczęły
drżeć mu dłonie. Zacisnął je. Dlaczego dzisiaj nie potrafił wziąć się w garść?!
Zawsze udawało mu się zgrywać twardziela, ale teraz, kiedy miał ponieść kolejną
stratę ukochanej osoby, wydawało mu się, że rozpadał się na drobne kawałki,
których już nie da połączyć się w taką idealną całość. W tym momencie pragnął,
aby drobne ciało jego ukochanej przyległo do niego i objęło go rękami,
gwarantując mu tym samym chwilowy spokój ducha. I nagle obraz jego ojca zniknął
i pojawiła się Lily, która nie pamiętała, że go kocha, widział, jak mdleje. Merlinie, miej ją w swojej opiece, pomyślał.
- Chciałem dowiedzieć się czegoś o
moim ojcu. Myślałem, że w Hogsmeade jest ktoś, kto mógłby coś wiedzieć, a
przynajmniej podejrzewać na temat jego porwania, miejsca pobytu… cokolwiek. Nie
mogę… nie potrafię siedzieć tu bezczynnie i słuchać jakiś niepotrzebnych
wykładów, podczas kiedy on pewnie umiera w męczarniach! Czy to tak trudno
zrozumieć, że się o niego martwię i chcę go ratować nawet za cenę własnego
życia? – Nie panował już nad podniesionym tonem. Przeniósł spojrzenie na
Albusa. – I w tej chwili nie obchodzi mnie czy uważacie mnie za dziecko, czy
też nie. Mam prawo wiedzieć, czy go w ogóle szukacie i jeśli tak, to czy już na
coś wpadliście. Jeśli nie udzielicie mi odpowiedzi, możecie być pewni, że nie
zawaham się przed tym, aby poszukać go na własną rękę.
I
zapadła głucha cisza, podczas której McGonagall otwierała i zamykała usta nie
bardzo wiedząc, jak odpowiedzieć na to, chłopcy wpatrywali się w niego ze
współczuciem, a Dumbledore… zmienił jedynie ustawienie ręki, zachowując
kompletny spokój. Potter poczuł ogarniające go gorąco, ucisk w klatce
piersiowej i miał dziwne wrażenie jakby niebo spadło mu na głowę. Był wściekły
jak nigdy dotąd i wydawało mu się, że zaraz to go oślepi. Jak on mógł być w tej chwili taki spokojny?!, pomyślał.
- James… - zaczął powoli,
opanowanym głosem. – Rozumiemy cię. W końcu jesteś synem Charlusa, więc nic
dziwnego, że chcesz ruszyć mu na ratunek, ale musisz wiedzieć, że sam nic nie
zdziałasz, mając przeciwko sobie dwudziestu Śmierciożerców. Oczywiście, wszyscy
go…
- PRZESTAŃ! – wrzasnął Potter,
czerwieniejąc jeszcze bardziej. Ze złością poprawił okulary.
Zszokowana
Minerwa pobladła, lecz szybko opanowała się i z grymasem otworzył usta, chcąc
go zbesztać, ale nie zdążyła, okularnik ponownie się odezwał.
- NIC NIE ROZUMIECIE! GDYBYŚCIE
ROZUMIELI, POZWOLILIBYŚCIE NAM WALCZYĆ! BĘDZIE WOJNA, A WOJNA WYMAGA OFIAR! TO
MUSICIE ZROZUMIEĆ! – Ciężko dyszał i choć wiedział, że potem może żałować tych
wszystkich słów, za bardzo się nakręcił, aby przestać. Słyszał szum krwi w
uszach. – SPÓJRZ PRAWDZIE W OCZY, DUMBLEDORE, TO MY, MŁODE POKOLENIE, BĘDZIEMY
WALCZYĆ, NIE WY! A NAWET NIC NIE ROBICIE, ABY NAS DO TEGO PRZYGOTWAĆ! JA TY TO
SOBIE WYOBRAŻASZ?!
- James… - zaczął Remus, kładąc mu
dłoń na ramieniu.
- Zostaw! – warknął, strząsając ją
i nawet nie spoglądając na przerażonego jego wybuchem przyjaciela. – I tak
naprawdę gdyby Zakon Feniksa go szukał, mój ojciec już dawno byłby w domu, ale
tak naprawdę nie robicie NIC! I… - nagle zamilkł, kiedy zdał sobie sprawę, że
powiedział o wiele za dużo. Nikt nie mógł dowiedzieć się o tym, że on miał
pojęcie, iż istniało takie coś, jak Zakon Feniksa. Powstrzymał cisnące się na
usta przekleństwa. Mama mnie zabije, pomyślał
cierpko.
Ale
z niemałą satysfakcją zauważył, że to lekko naruszyło opanowanie Albusa. Co
prawda, nie był wściekły, ale wyraźnie zaskoczony. Minerwa podeszła do niego, wytrącona
z równowagi.
- Nie masz prawa o tym wiedzieć.
Skąd… - zaczęła, mrużąc oczy.
- Kiedyś podsłuchałem rozmowę
rodziców. – Wzruszył ramionami, sfrustrowany.
Dumbledore
wyprostował się i splótł palce na podołku, uważnie obserwując okularnika.
- Posłuchaj, James. Staramy się tak,
jak możemy zarówno przygotować was na to, co ma się wydarzyć, jak i odnośnie
poszukiwań twojego ojca. Nie winię cię za twoje rozgoryczenie, ale też nie
potrafię spełnić twojej niemej prośby. – James otworzył usta, ale Albus uciszył
go gestem dłoni. – Nie trudno domyślić się, że chcesz przyłączyć się do tej
tajnej organizacji… a raczej – chcecie. Ale jesteście jeszcze uczniami, co
oczywiście czyni z was dzieci, nie ważne, czy macie już siedemnaście lat.
Porozmawiamy o tym za kilka miesięcy. Mam nadzieję, że informacja o istnieniu
Zakonu nie rozejdzie się po niezaufanym okręgu. A teraz, musicie ponieść
konsekwencje swojego wybryku i odejdźcie. – Westchnął głęboko.
- Gryffindor traci 20 punktów… od
każdego z was – oświadczyła pusto Minerwa, odwracając się do nich plecami. –
Żegnam was.
- Ale… mój ojciec…
- Zapewniam cię, Potter, że
zostaniesz poinformowany o postępach, a teraz po prostu… wyjdźcie – powiedziała
sztywno McGonagall.
James
zacisnął zęby i pozwolił, aby przyjaciele go wyciągnęli. Wracając do Wieży
Gryffindoru, nie odezwał się do nich ani słowem i najwyraźniej oni też nie
zamierzali. Zastanawiał się nad tym czy to dlatego, że pomyśleli, iż potrzebuje
chwili wytchnienia, czy chodzi o to, że ukrył przed nimi to, co wiedział.
Westchnął głęboko, będzie musiał to wyjaśnić. Pragnął, aby ten dzień szybko się
skończył.
*
Syriusz
miał wrażenie, że uderzono go w twarz. I to tak naprawdę, naprawdę mocno. Był
pewny, że nawet dziewczyna, którą kiedyś zdradził, go tak nie walnęła. A wtedy
to też było coś. Do tej pory wydawało mu się, że czuje na policzku odcisk jej
drobnej dłoni. Skrzywił się, starając się odgonić tamten pamiętny dzień, po
czym zerknął kątem oka na spiętego i rozzłoszczonego Jamesa. Chociaż współczuł
przyjacielowi z powodu jego ojca, nie mógł powstrzymać chorobliwej wściekłości,
kiedy okazało się, że Potter ukrywał przed nim taką ważną informację. Przecież
byli przyjaciółmi, właściwie jak bracia – okularnik wiedział, że może ufać
Syriuszowi, a mimo to, zataił to przed nim. Dlaczego?
Zacisnął
zęby i wbił pusty wzrok w posadzkę. Ten jeden jedyny raz starał się opanować,
aby nie wszczynać kłótni, bo miał wrażenie, że słowa, które mogliby dzisiaj
wypowiedzieć, zmieniłyby na zawsze ich relacje. Oczywiście, nie miał
wątpliwości, że dalej by się przyjaźnili, ale patrzyliby na siebie inaczej. Być
może wyrosłaby pomiędzy nimi bariera, która powoli zaczęłaby niszczyć ich
braterską więź.
I
radził sobie naprawdę świetnie… do momentu aż weszli do pokoju wspólnego, gdzie
przebywała jedynie jakaś grupka piątoklasistów. Black nie miał pojęcia, co było
ostatecznym czynnikiem, który sprawił, że jego opanowanie wyparowało. Może tak
naprawdę nigdy nie miał stalowych nerw?
- Czemu nam nie powiedziałeś? –
spytał gorzko Syriusz, szarpiąc Jamesa za ramię i odwracając go w swoją stronę.
- Syriuszu, uważam, że wszyscy
powinniśmy najpierw ochłonąć - poradził Remus, przerażony tym, co może wydarzyć
się dalej.
Znał
ich od pierwszej klasy i wiedział, jakie wybuchowe charaktery mają obaj, co
pokazali już wiele razy. Nie chciał, aby zaczęli się tu kłócić, bo jeszcze
zwabią widownię, przy której mogą powiedzieć coś, czego nie powinni.
- Nie – warknął Black, nie
odwracając wzroku od Jamesa, który wykrzywił usta w grymasie. – Najpierw niech
on nam powie, dlaczego ukrywał przed nami, że… Nie ufasz nam? – Zmrużył szare
oczy, w których tańczyły wściekłe ogniki.
Potter
pokręcił głową i odsunął się. Dlaczego on
musiał zaczynać akurat teraz?, pomyślał ze złością. Czy specjalnie chciał
zrzucić go ze skraju wytrzymałości? Potter miał już dzisiaj dosyć wszystkich i
wszystkiego, pragnął w końcu położyć się i to wszystko przemyśleć. Ale
wyglądało na to, że ta noc będzie o wiele dłuższa niż przewidywał.
- Ufam wam, zawsze wam ufałem –
powiedział, siląc się na spokojny ton, po czym odwrócił się i ruszył do
dormitorium.
- To dlaczego nam nie
powiedziałeś?! Myślałem, że mówimy sobie o wszystkim! – krzyknął Black, idąc za
Potterem. – Siedź cicho, Remusie! – warknął do Lupina, który starał się go
uspokoić.
Blondyn
zacisnął pięści, zirytowany tym, że nie może dotrzeć do swojego przyjaciela.
Cała
trójka wpadła do dormitorium, tym samym zaskakując Petera, który gwałtownie
podniósł się, patrząc się na nich w szoku. Jednak tylko Remus zwrócił na niego
uwagę, jednocześnie niemo prosząc go o wsparcie. Glizdogon podszedł do niego ze
zbolałą miną. Obaj głęboko westchnęli, wiedząc, że nie są już w stanie
powstrzymać kłótni.
- Bo o tym nie mogłem wam
powiedzieć! – huknął Potter, nerwowo przeczesując włosy.
- Oh, no jasne. Bo ty to zawsze
taki ważny musisz być. Pewnie myślałeś, że jeśli będziesz jako jedyny o tym
wiedział to, to uczyni z ciebie kogoś wyjątkowego. Niestety, muszę cię
rozczarować, jesteś tylko rozpieszczonym bachorem, Potter! – syknął Black,
ciskając gromami z oczu.
- Co za głupoty gadasz! Czy ty
siebie słyszysz? Przecież wiesz, że ja wam o wszystkim mówię, a jeśli tak nie
jest, to najwyraźniej mam ku temu jakiś powód!
- Przestańcie! – rozkazał Remus.
Obaj spojrzeli na niego zirytowany. – Do niczego nie zaprowadzi was ta kłótnia,
nie pojmujecie tego? Może zamiast się pożerać, pozwolimy Jamesowi wytłumaczyć
się?
Syriusz
warknął coś niezrozumiałego pod nosem, ale wyglądało na to, że dotarły do niego
twarde słowa Lupina, bo starając się opanować, oparł się o drzwi i skrzyżował
ręce na klatce piersiowej. Z niecierpliwością wpatrzył się w Jamesa, który
posłał Remusowi wdzięczne spojrzenie i poprawił okulary.
- Nie mogłem wam o tym powiedzieć,
ponieważ rodzice mi zabronili. Podsłuchałem pewnego dnia, jak rozmawiają o tym
i zaszan…
- Co do… - warknął Syriusz, który
został odepchnięty drzwiami.
Do
środka wpadła zziajana Elizabeth.
- Muszę coś… oo, chyba przyszłam
nie w porę. – Zaczerwieniła się lekko i uśmiechnęła przepraszająco.
- Masz wspaniałe wyczucie czasu –
mruknął cynicznie Blacka. – Czego chcesz?
- Syriuszu, trochę kultury! –
zwrócił mu uwagę Lupin, na co arystokrata wywrócił oczami, ponaglająco
spoglądając na niezdecydowaną dziewczynę.
Elizabeth
odetchnęła głęboko i podeszła do Remusa z taką miną jakby szukała u niego
schronienia. Chłopak objął ją ramieniem i pocałował w czoło. Po tym geście od
razu rozluźniła się i już mniej bała się przekazania im ważnej informacji. Z
niemałą obawą spojrzała na zirytowanego Syriusza i doszła do wniosku, że miał
rację. Nie posiadała za knuta poczucia czasu.
- O co chodzi, kochanie? – spytał
miękko Lupin.
Blondynka
powoli i z wahaniem opowiedziała im, jak spotkała Paige rozmawiającą z pewną
Ślizgonką. Starała się nie pominąć żadnego szczegółu, który był istotny w tej
rozmowie i obserwowała, jak Syriusz spogląda na nią z niedowierzaniem. James
ściągnął brwi i trawił jej słowa, sprawdzając na ile mogą być prawdą. Miała
wrażenie, że kiedy wspomniała o „grubym głupku” Peter drgnął, a na jego twarzy
mignął cień przerażenia, lecz wmówiła sobie, że to pewnie nic nie znaczy i dokończyła
opowieść, ściszając głos.
Przez
kilka minut panowała pełna napięcia cisza, a wszyscy czekali, aż Syriusz powie
coś na ten temat, lecz on milczał, z uwagą i złością wpatrując się w
dziewczynę. Elizabeth miała ochotę wniknąć w Remusa i ukryć się przed
świdrującymi szarymi oczami.
- Nie wierzę ci – powiedział w
końcu przez zaciśnięte zęby.
- Co? Ale, Syriuszu, po co miałabym
kłamać? – pisnęła, tracąc nadzieję, że do niego przemówi.
- Nie wiem, ale na pewno masz ku
temu jakiś powód – odpowiedział chłodno.
- Ty nic nie… - zaczęła, chcąc
jakoś obronić swoją rację.
- Wyjdź.
- Co?
- Powiedziałem, że masz wyjść.
Głucha jesteś?
- Syriuszu, nie masz prawa.
Elizabeth jest moją dziewczyną i naszą… - zaczął ostrym tonem Remus, mocniej
przyciskając do siebie zdenerwowaną dziewczynę.
- W takim razie idź razem z nią –
powiedział przerażająco spokojnym głosem Syriusz.
Lupin
posłał porozumiewawcze spojrzenie Jamesowi, po czym szepnął coś Elizabeth na
ucho i pociągnął ją w stronę drzwi. Kiedy tylko zniknęli, Black, ignorując
Jamesa, zamknął się w łazience. Potterowi opadły ze zrezygnowania ręce.
Spojrzał bezradnie na zdezorientowanego Petera, który drapiąc się po głowie,
zapewne zastanawiał się, o co wszyscy się pokłócili.
- Czy możesz mi wyjaśnić, co się
właściwie stało? – spytał po chwili Peter, unosząc brwi.
- Mam taki zamiar. – Westchnął
okularnik. – Mam nadzieję, że przynajmniej ty oszczędzisz mi nerw.
Pettigrew
pokiwał głową i posłali sobie blade uśmiechy.
____________________
Ten rozdział pisało mi się naprawdę dobrze i sprawnie - to pewnie dlatego, że wreszcie coś się dzieje. A nawet nie macie pojęcia, jaką miałam frajdę opisując ich kłótnie... czy to w jakiś sposób źle o mnie świadczy? :P
W każdym razie, i tak mam wątpliwości, co do tego, czy dobrze ukazałam ich emocje podczas tych spięć, ale poprawiałam to i poprawiałam i... eh, wyszło jak wyszło :).
Swoją drogą, jak dotąd jest to najdłuższy rozdział, i przyznam się, że sama nie mogłam w to uwierzyć, ale około 12 stron. Zaszalałam sobie ^^.
Co tu jeszcze... aa, założyłam Wywiadera, chociaż nie wiem po co - chyba z nudów, ale jeśli ktoś miałby pytania, śmiało piszcie :P. Ponad to, w tym tygodniu mam urwanie głowy i cudem udało mi się teraz rozdział dodać, ale obiecuję, że w weekend nadrobię u Was zaległości :).
Czy tylko mnie aż skręca z niecierpliwości na myśl o świętach? :3
P.S. Dziękuję bardzo tym, którzy głosowali na mnie w ankiecie na bloga miesiąca listopad. Jesteście kochani <3
P.S. Dziękuję bardzo tym, którzy głosowali na mnie w ankiecie na bloga miesiąca listopad. Jesteście kochani <3
Przeczytałam rozdział, podobał mi się ^^. Nawet było widać, że musiało ci się go dobrze pisać, bo faktycznie był dość długi i więcej się działo. Bardzo się cieszę z tej akcji, teraz wreszcie widać te mroczne czasy, czającą się poza Hogwartem grozę, ale też i stosunek Huncwotów do tych wydarzeń, ich odwagę i spontaniczność w działaniu, ale też pewną lekkomyślność. Myślę, że całkiem wiarygodnie ci tu wyszli. Choćby James, który był troskliwy względem Lily i nie chciał jej opuszczać ani na krok, ale później chciał coś zdziałać w sprawie ojca, i chciał to zrobić samotnie, by nie narażać kolegów, ale może też nie chciał, żeby ktoś wiedział, jak bardzo go to wszystko obeszło? Takie zachowania mi do niego pasowały. Nawet ta porywczość u Dumbla, to jego pyskowanie i zarzucanie mu, że Zakon nic nie robi, by odnaleźć jego ojca, też były dobre. Bo w sumie ma dużo racji, ale też jest młody i nie zna całej sytuacji, myśli, że to takie łatwe i w ogóle.
OdpowiedzUsuńPozostali też zachowywali się dość zgodnie z moimi wyobrażeniami Huncwotów, co mi się podobało. Te kłótnie też wyszły dobrze, w końcu byłoby dość dziwne, gdyby w takiej sytuacji przełknęli wszystko zbyt gładko.
Znowu pojawił się też wątek Elisabeth, i zastanawiam się, co ona ukrywa, że ciągle się snuje po dziwnych miejscach, a teraz ta podsłuchana rozmowa... Mam wrażenie, że ta Paige ma jakieś ciemne sprawki ze Ślizgonami, może została przez nich wciągnięta w jakieś niepokojące kontakty? A mówiąc o grubasie, pewnie faktycznie miała na myśli Petera, choć pozostali nie zdają sobie jeszcze sprawy, że on może kiedyś ich zdradzić.
Ogólnie bardzo mi się podobało :). Sorry, że komentarz taki nieskładny, ale to jeden z lepszych rozdziałów tutaj, i jestem ciekawa, co będzie dalej, zastanawia mnie, co planujesz w związku z ojcem Jamesa, i wgl...
Taak, musiałam wreszcie to opisać, bo ta sielanka zaczęła mnie już nużyć, a teraz, opisując ten rozdział... mimo grozy w nim panującej miałam banana na twarzy ^^.
UsuńZresztą, od teraz sytuacja w Hogwarcie będzie dość napięta, bo a to Elizabeth, Paige a potem Peter i jeszcze James... A co do Charlusa to muszę jeszcze dokładnie przemyśleć, co planuję, bo niby mam jakiś plan co do niego, ale nie jestem pewna :).
W każdym razie dziękuję za komentarz i obiecuję, że jak tylko się nauczę na jutrzejszy sprawdzian to jeszcze dziś do Ciebie wpadnę ^^
Fantastyczny rozdzial!
OdpowiedzUsuńPo prostu cudo *.*
Czekam na nn ;)
Lilka.
Genialne.Czekam na next.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Super rozdział! Najbardziej podobała mi się akcja w Skrzydle Szpitalnym z Lily i Jamesem ^^ Z niecierpliwością czekam na następny rozdział ;>
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam ;)
Aleksja
Woooow, częściej takie długie rozdziały! *o*
OdpowiedzUsuńTobie się miło pisało, a nam miło czytało! Nie ma to jak kochana, lekka lektura <3
Remus zawsze był mózgiem operacji :D
W rzeczy samej, dzieciaczki, złe czasy nastały, oj złe. A potem jeszcze gorzej będzie ;//// :D
Czekam na kolejne części z ogromną niecierpliwością! <3 Mam wielką nadzieję, że będą tak mistrzowskie, jak ta ;3
~ http://no-rules-in-my-world.blogspot.com/
Uwielbiam takie długie rozdziały! <3
OdpowiedzUsuńW sumie James kręci się pomiędzy Lily, informacjami o ojcu i Huncwotami. Ciężko ma. Współczuje mu. :(
Nie wiem dlaczego, ale spodobała mi się ich kłótnia. W końcu wyrzucili z siebie te emocje (oprócz Petera oczywiście). Ale i tak się kochają. <3
Nie podoba mi się ta cała sytuacja Elka-Syriusz. Wiem, że nie kłamała, ale po tej całej akcji z "Obliviate" nie ufam jej w pełni. Oprócz tego ukrywa TO przed Remusem. No i przyjaciółkami. :/
Jeśli Paige skrzywdzi Syriusza, to dostanie w pi... Nie lubię takich suk. -.-" Mam nadzieję, że Syriusz w porę się ogarnie i "Piękna" dostanie za swoje. :)
Florence jest jakąś dziewczyną Rega czy tylko siedzi w tym całym spisku?
Życzę weny i czasu na pisanie długich rozdziałów. ^^
Pozdrawiam. :D
Uf, to dobrze, bo się bałam, ze Was trochę znużę takim długim...ponieważ na ogół piszę na 6 , góra 7 stron :P.
UsuńOh, Petera tym razem oszczędziłam, bo potem i tak się jeszcze pomęczy, wiesz... wszystko po kolei ^^.
To prawda, że ta sytuacja z Elizabeth jest nieco zawiła i na razie nie będę jej bardzo wyjaśniac, bo ona będzie ściśle związane z finałem tej części, a to ma na razie pozostać tajemnicą. Nie mniej , z pewnością nie ucierpi na tym najbardziej Remus ani też Syriusz, więc możesz być o nich spokojna :).
Oh, nie ma już wątpliwości, ze Paige jest tą złą, ale nie martw się, jeszcze swiat się na niej zemści ^^.
Eee, Regulus nie ma dziewczyny, a Florence jest tylko postacią epizodyczną :).
Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam! :)
Mimo mojej całej miłość do Syriusza, a moze wlasnie dzieki niej, zamrpordowalabtm go tutaj ci najmniej kilka razy. Rozkapryszczone dziecko
OdpowiedzUsuńWidzę, że sporo wydarzyło się tutaj od czasu mojej ostatniej wizyty u Ciebie - już nie mogę doczekać się nadrabiania zaległości u Ciebie :)
OdpowiedzUsuńRozdział był naprawdę długi, ale praktycznie w każdym jego fragmencie coś się działo, za co już masz dużego plusa.
Jestem jednak troszkę niemile zaskoczona zachowaniem Syriusza w końcówce rozdziału... strasznie nieładnie potraktował Elizabeth i... co on niby myśli, że kłamie, bo jest o niego zazdrosna niczym rozwydrzona fanka?
Jamesa strasznie jest mi szkoda. To moja ukochana postać i w każdym ff, gdy akcja wojny zbliża się nieubłagalnie, to mam ochotę płakać nad jego losem... doskonale rozumiem jego instynktowne, nieodpowiedzialne zachowanie, to rzecz naturalna w takich sytuacjach. Troszkę przesądził w trakcie rozmowy z Dumbledorem, ale jednak... chyba sama bym podobnie zareagowała. Niestety, ale nie na wszystkich dobrze działa,taki stoicki spokój - James mógł pomyśleć, iż dyrektor ma gdzieś sprawę jego ojca.
A scena z Lily i Jamesem na samym początku - prawie się rozpłynęłam *.*
Przepraszam za taki chaotyczny komentarz - zdaje się, że omówiłam rozdział od tyłu :> Późno po prostu już jest i nie panuję trochę nad tym, co robię.
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na next :*
Haha, spoko, mi też się zdarza omawiać rozdział od tyłu ^.^
UsuńWiesz, moze nie do końca chodzi o tą zazdrość tylko o to, że Syriusz zwyczajnie nie lubi Liz i nie jest skłonny zaufać jej tak jak np. Remus. Poza tym, Paige pokazał mu swoją inną stronę, na razie nie wnikamy w to, jak bardzo wówczas kłamała. Ale wiadomo, jaki szlachecki potrafi byc Syriusz i po prostu broni swojej dziewczyny :).
Z kolei James zawsze kojarzył mi się z takim porywczym chłopakiem i na takiego go kreuję, dlatego też takie wybuchy jak w gabinecie dyrektora mogą się od czasu do czasu pojawiać, a raczej teraz, kiedy już temat zszedł niemal całkowicie na Voldemorta, dość często.
Dziękuję za komentarz ^^
Tak więc najpierw: Rozdział świetny :D
OdpowiedzUsuńNie wiem czy komentowałam poprzednie rodziały, ale jeśli nie to bardzo przepraszam.
Co za głupi Peter, udusiałabym gada jednego...
Rozumiem Jamesa, boi się o ojca, ja też nie umiałabym powstrzymać nerwów na wodzy i starałabym się zrobić wszystko żeby go odnaleść.
Syriusz... hmm
Zastanawia mnie o co chodzi z Elizabeth i Syriuszem, ciąglę się kłucą, itp
Może ona do niego coś czuje, ale to by było świństwo z jej strony, gdyby zrobiła to Luniaczkowi :(
A Peter niech się opamięta, jeju
Czekam na rodział oraz na więcej na mojego kochanego Jily...
Z pozdrowieniami Ania
A no zapomniałam...
UsuńScena z moim ulubionym Jily:D
Jaka słodka, ahh jaka dziewczyna by nie chciała takiego chłopaka jak James, który się o ciebie troszczy.
Szkoda, że nie ma takich chłopaków w realu, marzanie :)
O kurcze, z racji tego, że wszyscy wypytują o tego Syriusza i Liz, po prostu wezme się ostro do roboty i napiszę ten bonus o nich, wyjaśniający ich nienawiść do siebie. I od razu mówię, to nie wynika z miłości :P.
UsuńOh nie martw się, Peterowi już powoli wraca sumienie i rozumek :D.
HAHAHHA widze, ze pojawiaja sie konstruktywne komentarze. "czekam na next!" beka z typa.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle cudny. Spodziewałam się takiej reakcji Jamesa. Przynajmniej tyle dobrze, że wszystko z Lily w porządku.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale nigdy nie byłam dobra w pisaniu długich komentarzy :/
Zirytowała mnie trochę Paige. Dwulicowa świnia. Praszam, ale nienawidzę takich ludzi. A Black mógłby ogarnąć tyłek.
Egh... Kończę moją nieskładną gadaninę i czekam na nn *.*
Wesołych Świąt ;p (tak przy okazji) :P
/D.
Rozdział super i bardzo się cieszę, że Lily zaczyna sobie przypominać :) Rozumiem tez Jamesa. Cała ta akcja w wiosce jest bardzo fajnie napisana :) Oby tak dalej, pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt :)
OdpowiedzUsuńBardzo podobał mi się opis ich kłótni. Wyszło naprawdę realistycznie i było tam mnóstwo emocji. Na miejscu Syriusza też bym się wkurzyła. Ale rozumiem też Jamesa. Był rozdarty między lojalnością wobec przyjaciół a rodziców.
OdpowiedzUsuńUważam, że mieli szczęście, że dostali tylko taką karę za wymknięcie się ze szkoły. McGonagall musiała naprawdę być w szoku, że James wie o Zakonie Feniksa, że tylko odjęła im punkty, nie dając żadnego szlabanu.
Paige nie lubiłam od samego początku. Cieszę się, ze Elizabeth nareszcie ją na czymś przyłapała. Syriusz nie jest głupi, przemyśli sobie to wszystko i na pewno nie da się dalej wykorzystywać. A Peter może wreszcie przestraszy się, co przyjaciele z nim zrobią, jak dowiedzą się o jego zdradzie, i przestanie współpracować ze Ślizgonami.
Tak, życzę sobie szczęśliwe zakończenie.
Pozdrawiam.
Dziękuję za komentarz :).
UsuńNie tylko Syriusz sobie to przemyśli, ale i reszta Huncwotów. Niestety, Syriusz, można by powiedzieć, że wpadł po uszy z tym swoim zauroczeniem i troche dłuższą chwile zajmie mu to, ze dokonał złego wyboru dziewczyny. A i w bodajże 15 rozdziale stanie się coś, co rzuci trochę złego zienia na Elizabeth w oczach przyjaciół.
Co do Petera, teraz już stopniowo będę opisywała to, jak próbuje odseparować się od Ślizgonów, ale wiadomo, ze to będzie trudne. Uczniowie Slytherina nie odpuszczą mu.
A więc Peter się nawróci? Z całego serca mu kibicuję. Mam nadzieję, że przyjaciele nie odwrócą się od niego, karząc go w ten sposób za zdradę.
UsuńSyriusz łamał serca, to teraz i jego ktoś złamał. Ale on silny jest, wyliże się.
Tak, Peter się nawróci :). A to jak to będzie z resztą Huncwotów i jak oni na to zareaguje, dowiesz się dopiero (niestety) pod koniec tej części ;p.
UsuńOj, na pewno się wyliże. Poza tym, to nie będzie jego ostatni dziewczyna... ;3
B rdzo wpspolczuje Jamesowi. Rozumiem jego zachowanie, bo bierność w takich przypadkach jest chyba najgorsza. Ale mimo wszystko nie jest najmądrzejsze, tv samemu dać sie zabic, w koncu ród Potterow musi trwać dalej ;) syriusz wyjątkowo mnie tutaj wkurzył, zero empatii... Po co elisabeth miałaby kłamać, no halo? Nie rozumiem, naprawde az tak wierzy tej dziewczynie? Wkurzył mnie, a tak go lubię... Zapraszam na pierwsza notke do siebie zapiski-condawiramurs.blogspot.com mam nadzieje, ze niedługo pojawisie u ciebie post :)
OdpowiedzUsuńPiszesz bardzo oryginalnie i twoje opowiadanie nie ginie w tej bezbarwnej masie fanficków o tematyce Huncwotów, co jest miłą odmianą. Mam za sobą wiele takich blogów i po którymś z kolei zaczyna się już robić niedobrze gdy czytam o typowej 'rudej małpie' czy oklepanej nie wiedzieć czemu, niewyrazistej postaci jak Dorcas Meadowes i Huncwotach z Peterem pominiętym w składzie. Twoje opowiadanie wciąga, lekko się czyta i przyjemnie - nie jak większość wypocin z masą błędów ortograficznych, od których aż oczy bolą. Lubię Twoje opisy, dialogi i postaci. Najbardziej upodobałam sobie chyba Elizabeth, uwielbiam paringi z Remusem, a ona do tego nie jest bezbarwna i pełni jakąś znaczną rolę (i mam nadzieję, że będzie się ta rola dalej rozwijać ;)) ha i nawet pojawia się jakaś mała tajemnica z nią związana (zniknięcie z jakimś krukonem w pokoju życzeń o ile dobrze pamiętam :))Miło, jest poczytać o Potterze i Lily bez tych wiecznych 'umowisz się ze mną Evans?', w ogóle wszystko mi się niezmiernie podoba ;)
OdpowiedzUsuńJedyne nad czym ubolewam to szablon. Bardzo się zdziwiłam jak zauważyłam teraz, że zmieniłaś go z poprzedniego (te śmieszne 'rysowane' zdjęcia huncwotów i dziewczyn) na obecny, który wydaje mi się taki.. bezpłciowy i bez wyrazu. Poprzedni świetnie nadawał urok blogowi i pasował do fabuły i był..prześliczny. No ale to takie tam moje narzekanie, w końcu to Ty tu decydujesz :)
Czekam niecierpliwie na nowy rozdział!
Jest mi niezmiernie miło :). Nawet nie wiesz, jak bardzo takie komentarze czasem pomagają.
UsuńTaak, kiedy ja czytałam o tej "rudej małpie" czy wiecznie pomijanym Peterem, stwierdziłam pewnego dnia, że koniec - i to był jeden z głównych czynników, dzięki któremu powstał ten blog. Czasem co prawda Lily jest nadto wybuchowa, ale właśnie taką sobie ją wyobrażam. Przecież nie może też byc wiecznie spokojna, bo wtedy nie wzbudzałaby żadnych emocji :).
Co do Elizabeth, cieszę się, że podoba Ci się jej postać, chociaż wciąż ją rozwijam. I tak, ona odegra dość dużą rolę, zwłaszcza pod koniec tej części.
Co do szablonu; głównym zamysłem moim przy zmianie było to, żeby lepiej się czytało. Ale kiedy dzisiaj wróciłam ze szkoły, stwierdziłam, że jest jeszcze gorzej niż wcześniej :P. Dlatego też wróciłam do tego, który swoją drogą także bardzo mi się podoba :).
Pozdrawiam!
No jasne, że Lilka bez swoich wybuchów to nie Lilka, ale wszędzie jej charakterek wydaje mi się taki przejaskrawiony, u Ciebie to Lily jaką sobie wyobrażam. No może nie do końca, każdy w końcu ma swoją wizję, ale grunt, że Twoja Lilka do mnie trafia ;)
UsuńSama chciałam się wziąć i stworzyć własną wersję historii Huncwotów i Lilki, ale co tu dużo mówić, trzeba mierzyć siły na zamiary a czasu na to w ogóle nie mam. Poczytuję więc inne blogi i zacieszam, że akurat na ten trafiłam ;) i widzę z powrotem śliczny, wesoły szablon, cieszę się bardzo i moje oczy też się cieszą :D
Pozdrawiam i życzę duuużo weny ;)
Miałam ferie... miałam ferie... a i tak nic nie nadrobiłam u Cb! Ani u nikogo... leniłam się i rysowałam, jestem straszna o.O No, ale cóż, w końcu tu dotarłam ponownie, jej *^* I to wcale nie dlatego, że tak bardzo nie chce mi się pisać wypracowania z przyrody, które było na zeszły tydzień, że weszłam na kompa, nieee, to nie to :D
OdpowiedzUsuńNo ale rozdział... najpierw fajna rozmowa, chochlik geniusz <3 tak... a potem taka słodka scenka, no kurcze, dziewczyno, kocham Cię za to! *^* James i Lily, jeju, to takie piękne, serio szczerzę się do monitora i robię dziwne miny, ludzie by uciekali, gdyby mnie zobaczyli i pomyśleliby, ze jakaś wariatka xd Wspaniałe i tyle <3
I feeest.. jak James mógł upuścić mapę, co za sierota, haha :D i było jasne, że Remus i Łapcia za nim pójdą, tak miało być! A sama scena ze Śmierciożercami całkiem fajna ^^
i ta mała wredna musiała się okazać taką małą wredną, ehh -.- Biedny Łapa, co to będzie, co to będzie z nim? A ja go tak kocham, a los go nie oszczędzi :<
wszyscy wtf, a Dumbledore zmienia położenie ręki... jak go nie uwielbiać xd
No a potem James mi przypominał Harry'ego... no ale w końcu jaki ojciec taki syn, widać te podobieństwa charakteru <3
"SPÓJRZ PRAWDZIE W OCZY, DUMBLEDORE, TO MY, MŁODE POKOLENIE, BĘDZIEMY WALCZYĆ, NIE WY! A NAWET NIC NIE ROBICIE, ABY NAS DO TEGO PRZYGOTWAĆ! JA TY TO SOBIE WYOBRAŻASZ?!"
zjadłaś literkę "k" - jak ty to sobie wyobrażasz :)
"Nie trudno domyślić się, że chcesz przyłączyć się do tej tajnej organizacji… a raczej – chcecie. Ale jesteście jeszcze uczniami, co oczywiście czyni z was dzieci, nie ważne, czy macie już siedemnaście lat."
nieważne razem :)
a poza tym się zgadzam, 17 lat, to jest się dzieckiem! sama mam tyle, na dodatek za miesiąc już będzie 18 ( ;___; ) i przecież jestem dzieckiem ^^ Chociaż oni to chyba trochę inna bajka :D
Co dalej... oj, Syriusz się wkurzył, będą kłopoty, bo nie uwierzył Elizabeth... Czyli się zaplączą. Na dodatek głupi grubas... no cóż, ciekawe o kogo chodzi, no ciekawe xd hahaha, kiedy to w końcu wyjdzie na jaw, Peter xd
A no i nadchodząca rozmowa Jamesa z Pettigrew... mam nadzieję, że nie powie niczego ważnego, ale chyba jednak tak będzie... dużo zamieszania widzę :D
Serio, genialne masz pomysły, ta historia jest coraz lepsza!
a co do ukazania ich emocji, spięć i w ogóle, to dobrze wyszło! A co do tej frajdy z kłotni... tak, to stanowczo źle o Tb świadczy :P I brawa, taki dlugi rozdział! A czytało się go tak lekko *^* Brawa! łohohoho, tak dobrze piszesz, tak dobrze <3
Nie no, normalnie Cię kocham.<3 Miałam schrzaniony humor, wchodzę na bloga, widzę Twój koemntarz i od razu wielki banan na buzi ahhaha :D.
UsuńPo pierwsze, dzięki za wytkniecie tych błędow, zaraz to poprawię :P.
Haha, no oczywiście, że to nie to, przecież Ty jesteś taką pilną uczennicą. Pewnie weszłaś, żeby tylko sprawdzić coś odnośnie tego wypracowania :D
Ten spokój Albusa zawsze mnie bawił. Wszyscy naokoło tacy wkurzeni i w ogóle się zachowują jakby się swiat walił, a on taki... no taki poker face >.<
Z tym Peterem, tj. jego zdrada wyjdzie na jaw niebawem, bo nieco zmienił mi się plan :D.
Hahaha, dziękuję <3
Johoho, cieszę się, ze poprawiam humor! Ale tak zawsze było... choć to raczej dlatego, że ludzie się ze mnie śmieją ;D
UsuńNie ma za co, akurat je zauważyłam... nie wiem jakim cudem, co ja nagle taka uważna o.O
No ba, pilna uczennica! No bo kto wymyślił przedmiot - przyroda... w 2 klasie liceum, to bez sensu o.O To się kojarzy z podstawówką, a nie xd Ale przepraszam, że nie przeczytałam jeszcze kolejnego rozdziału :< Wiesz... ja nadal nie zaczęłam nawet tego wypracowania i muszę to zrobić w końcu chyba, więc dziś się nie uda... ale mam wielką nadzieję, że jutro już tak! *^*
wow, wow, poker face, Albus potrafi, to je Albus face! Tak, to o to chodzi :D
ooo.. zmiana planów... ciekawe, ciekawe, zainteresowałaś mnie :D wow, jakie będą ich reakcje i w ogóle... no to nie mogę się doczekać, aż poczytam o tym! *^*
i nie ma za co, sama prawda, powinnaś kiedyś napisać książkę... i mi o tym naturalnie powiedzieć, bym mogła kupić i przeczytać :D
Też się właśnie zdziwiłam - przyroda w LO o.O Coraz dziwniejszych rzeczy się dowiaduję :P. Czyli co, zamiast biologii masz przyrode?
Usuń:D
Hahaha też tak zawsze przekładam, wierząc, że następnego dnia WRESZCIE napisze prace do szkoły i dupa psia z tego wychodzi za przeproszeniem xD.
Ojej, jak Ty mi słodzisz hahha, niedługo w samozachyt popadne o.O Ale taką książkę to fajnie byłoby wydać. Teraz piszę jakąś historię i ciekawe, co z niej wyjdzie :D.
zamiast nerw, powinno być raczej nerwów :)
OdpowiedzUsuńSkąd Albus i McGonagall znaleźli się w Hogsmeade? Czyżby jakieś ważne sprawy Zakonu? Bo raczej nie randka, prawda? xD Chociaż ja zawsze przeczuwałam, że coś kiedyś musiała się dziać w Hogwacie między nimi. Ekhem, Boru! Moja wyobraźnia pędzi za daleko...
Bardzo spodobało mi się to, jak opisałaś ich kłótnię. Właśnie takie Syriusza widzę. Wkurzonego na maxa, niecierpliwego, widzącego w gniewie tylko swój punkt widzenia. Potter ma przekichane innymi słowy.
Czyżby jednak panna Powell była okey? Może pichci jakieś mega zapasy eliksiru tojadowego dla Lupina? Bo w końcu co innego? I to jeszcze w imię miłości...