Szósta klasa
Z
ust Syriusza wydobyła się wiązanka siarczystych przekleństw, kiedy, pokonując
schody do dormitorium chłopców, zaplątał się w sztuczną pajęczynę i przewrócił,
boleśnie obijając kość ogonową. Zrobił zeza, zauważając na swoim nosie małego
pajączka. Strzepnął go pośpiesznie i zaczął zdzierać z siebie sieć. Dalszą
drogę przebył już powoli i ostrożnie, uważając na kolejne niespodzianki.
Gdy
znalazł się w swoim dormitorium, zastał tylko Remusa, który objadając się
ciasteczkami w różnych kształtach: miotły, kociołki, dynie, koty, przeglądał
magazyn o Quidditchu, należący do Jamesa. Ukradł przyjacielowi kilka smakołyków
i rzucił się na łóżko, które ugięło się pod nim z cichym skrzypnięciem.
- Nie wiedziałem, że interesujesz
się Quidditchem. Chcesz zostać pałkarzem i wszystkich walić książkami po
głowie? – Syriusz zaśmiał się z własnego żartu, co Remus skwitował pobłażliwym
spojrzeniem.
- Nie. Po prostu mi się nudzi. Czy
dzisiaj nie miało być jakiejś imprezy? – spytał beznamiętnie, przerzucając
strony. W końcu zamknął gazetę, odrzucił ją na bok i schował głowę w poduszce.
- No, miała być, ale jeszcze połowa
Gryffindoru jest na kolacji, w tym Glizdogon. – Przeciągnął się.
- A Rogacz? – wymamrotał
niewyraźnie Lupin, nieznacznie unosząc głowę.
- Poleciał gdzieś za Lily, pewnie
znowu ma zamiar ją bajerować. Odwieczny nieszczęśliwy kochaś. By się ogarnął w
końcu i poszedł po rozum do głowy. Rudej mu się zachciało. Mógłby się rozejrzeć
za innymi, a nie on lata za tą, która go nie chce. Tylko ja uważam, że w
dzieciństwie go upuścili? Im bardziej ona go nie chce, tym bardziej ślini się
na jej widok. Czy to takie trudne do zrozumienia, że jak dziewczyna proponuje ci
przyjaźń to mogiła? Zachowuje się jak…
- Syriuszu…
- Co?
- Zamknij się.
Black
oburzył się, gdy go uciszono, ale posłusznie zamilkł. Obaj leżeli w zupełnej
ciszy, każdy rozmyślał o czymś innym. W końcu, Remus poszedł do łazienki, a
kiedy stamtąd wrócił, zobaczył, jak Syriusz buszuje w szafie. Ze zdziwieniem
wpatrywał się w przyjaciela i w porozrzucane rzeczy po całej podłodze. Z pokoju
wspólnego można już było usłyszeć radosne głosy, potem pierwsze takty
dynamicznej muzyki. Lupin miał właśnie zamiar spytać się przyjaciela, co
wyprawia, lecz ten gwałtownie wyprostował się i krzyknął zwycięsko. W dłoniach
trzymał srebrne mieniące się pudełko. Łapa z błyskiem w oczach spojrzał na
Lunatyka.
- Rozpoznajesz?
- Chyba kupiliśmy to w wakacje na
ulicy Nokturnu, to znaczy, Rogacz kupił. Nadal tego nie spróbowaliście? –
zdziwił się Lupin.
- Tak jakoś o tym zapomnieliśmy… a
ty? – Kiedy Remus pokręcił głową, brunet wzruszył ramionami i otworzył pudełko.
W środku znajdowały się różnokolorowe niewielkie kuleczki. – Nie zaszkodzi
spróbować – powiedział dziarsko.
- Łapo, nie sądzę… - zaczął
blondyn, ale w tym samym momencie Black wrzucił sobie do buzi dwie na raz.
Obaj
odczekali dłuższą chwilę, aby zobaczyć, czy coś się stanie. Prefekt odetchnął z
ulgą, kiedy przyjaciel podniósł kciuk do góry, po czym podsunął mu pod nos
słodkości. Z początku opierał się, ale w końcu przyjemny zapach stał się tak
nieznośny, że wziął trzy. Ledwo wyciągnął dłoń, Syriusz już sięgał po kolejną
porcję. Przez następne minuty zajadali się w taki sposób jakby nie jedli od
kilku dni, a przy tym uśmiechali się z błogością, kiedy pyszna czekolada
roztapiała się w ich buziach.
- Masz może więcej? – spytał Remus,
trzęsąc już pustym pudełkiem. Kiedy podniósł wzrok, zauważył, że Łapa znowu
buszuje w szafie. W końcu powrócił do przyjaciela ze zbolałą miną.
- Chodź na imprezę, słyszę, że
nieźle się tam bawią – odparł w końcu zrezygnowany Black, ruszając w stronę
drzwi.
Remus
odrzucił pudełko i posłusznie podążył za przyjacielem. Ściągnął brwi, kiedy spojrzał
na dół pleców Blacka i dostrzegł coś długiego, czarnego i włochatego… jakby
ogon. Potrząsnął głową i zniknęło. Westchnął głęboko i pomyślał, że powinien
kłaść się wcześniej spać, bo zaczyna mieć omamy.
Kiedy
zeszli na dół, wszyscy bawili się w najlepsze. Fotele i stoliki zostały
poodsuwane pod jedną ze ścian tak, aby zrobić miejsce na parkiet. Tańczyło dużo
osób, głównie dziewczyny, które zarumienione ocierały się o siebie i skakały
wymachując rękami. Natomiast znaczna część męskiego grona zajmowała fotele i
sofy, śmiejąc się i popijając trunki albo grając w karty.
Syriusz
załatwił whisky i upił trochę, rozglądając się w poszukiwaniu Jamesa. Remus
dostrzegł go, jako pierwszy: siedział ze swoją drużyną i obserwował, jak jeden
z zawodników opowiadał coś z ogromnym entuzjazmem. Instynktownie Lupin spojrzał
w kierunku wyjścia z pokoju i zauważył Elizabeth, która samotnie wychodziła.
Ściągnął brwi i ruszył za nią. Nie musiał się odwracać, żeby wiedzieć, że
przyjaciel podążał za nim. Co prawda, był tym zaskoczony, ale coś nie pozwalało
mu go zatrzymać.
Po
kilku minutach śledzenia Elizabeth, zorientowali się, że dziewczyna zamierza
opuścić zamek. Spojrzeli po sobie z niemałym zaskoczeniem i w tym samym
momencie zaczęła biec. Od razu rzucili
się za nią, wołali ją, ale nie reagowała. Kiedy wypadli na błonia, zimny
październikowy wiatr uderzył ich w twarz. Ślizgali się na mokrej trawie,
próbując dotrzymać tempa dziewczynie. Nie spodziewali się tego, że tak trudno
będzie ją dogonić. Kiedy wbiegła do Zakazanego Lasu, zniknęła im z pola
widzenia.
- Co ona wyprawia? – wysyczał przez
zęby Syriusz, kiedy zatrzymali się na skraju lasu.
Chłód
powietrza zakuł ich w klatce piersiowej, kiedy nabrali głębokiego wdechu. Nie
musieli nic mówić, żeby wiedzieć, że myślą o tym samym. Spojrzeli po sobie i
ruszyli w głąb gąszczu, nawołując dziewczynę. Usłyszeli pohukiwanie sowy, która
przeleciała nad ich głowami. Brnęli dalej, starając się nie trząść z zimna,
które kuło ich niczym tysiące igieł.
- Następnym razem sam będę tym
wszystkim słabym głowom rozdawał racje alkohole. Co myślą? Że po nocach nie mam,
co robić? – mruczał Syriusz. – POWELL! – wydarł się, aż Remus podskoczył.
- Racje alkoholowe? – parsknął
Remus i pokręcił z dezaprobata głową. – Pierwsze słyszę. Wygląda na to, że
następnym razem zrezygnujemy z whisky. Będzie to korzystne dla ciebie.
- Nie ja mam skrzydełka wróżki –
powiedział na wpół zaskoczony i rozbawiony Syriusz.
- Co? – Obejrzał się przez ramię,
ale nic nie zauważył. – Zamiast żartować, byś skupił się na szukaniu Elizabeth
– warknął, przyspieszając.
- Ale ty naprawdę masz…
- Mam nadzieję, że nic jej nie jest
– przerwał mu Lupin.
Prefekt
ucieszył się, że jego przyjaciel wreszcie się zamknął, dzięki czemu łatwiej
będzie im usłyszeć Powell gdyby znalazła się gdzieś w pobliżu. Ścisnął mu się
żołądek na samą myśl o tym, że dziewczyna mogłaby zostać skrzywdzona. Jako
przyjaciel czuł się za nią odpowiedzialny. Stłumił gdzieś z tyłu głowy głosik,
który podpowiadał mu, że to coś więcej.
Westchnął
głęboko, opuszczając ramiona. Nie miał pojęcia, jak ją znaleźć. Ten las był
zbyt duży dla nich dwóch, w dodatku - poklepał się po pustej kieszeni i zaklął głośno
- nie wziął różdżki ani mapy. Rozejrzał się, ale w mroku, jaki panował ledwo widział.
I prawdopodobnie się zgubili. A gdyby
Syriusz zamienił się w psa i ją wytropił?, pomyślał. Odwrócił się, a jego
oczy rozszerzyły się, kiedy zamiast Syriusza ujrzał szkielet, który się
przewrócił.
- Potknąłem się o różową ropuchę –
wymamrotał, wstając. – Czemu się tak na mnie patrzysz?
- Bo… - zaciął się Lupin, kiedy
szkielet zmienił się w Syriusza. – Nie ważne. – Przejechał dłonią po twarzy i
jak najszybciej ruszył dalej.
Zastanawiał
się, co się z nim dzieje i dlaczego miał wrażenie, że wszystko się wokół niego
kręci, a on sam jakby patrzył oczami innej osoby? Przecież niczego nie pił, nie
przypominał sobie także, aby ktoś rzucił na niego urok. Kiedy wyszli na
polankę, usłaną kolorowymi kwiatami aż zamrugał oczami. Miejsce, w którym się
teraz znaleźli roztaczało intrygującą niebieską aurę. Miał wrażenie, że
wszystko tutaj śpiewa, zapraszając go. Nie oglądając się na przyjaciela, ruszył
na przód. Był tak zaabsorbowany pięknem tego miejsca, że nawet nie zauważył, że
idzie mu się coraz ciężej.
- Ej, Lunatyku, czy ja mam jakieś
schizy, czy my malejemy? – odezwał się dziwnym głosem Syriusz.
- Co? – burknął nieświadomie Lupin,
zatrzymując się i spoglądając na bruneta.
Kiedy
potrząsnął głową, wróciła mu zdolność myślenia i uświadomił sobie, że Black rzeczywiście
był niższy niż rzeczywiście. Spojrzał w dół i zorientował się, że tonęli w
ziemi. Ale jak można tonąć w ziemi?,
pomyślał zirytowany. Poruszył się jakby chciał iść dalej, ale nie potrafił.
- Co się dzieje? – spytał
spanikowany Black, wiercąc się.
Ich
ciała coraz bardziej niknęły, a oni oszołomieni rozglądali się, nie wiedząc, co
się dzieje.
- Wiesz… tak sobie pomyślałem, że w
tych czekoladkach chyba coś było – oświadczył po dłuższej chwili Syriusz, po
czym zacisnął usta i wpatrzył się w coś ponad głową Remusa.
- Czemu tak sądzisz?
- Normalnie dynie nie latają, no
nie?
Lupin
spojrzał za siebie, zachłystnął się powietrzem i łapiąc się za głowę, krzyknął:
- Na Merlina!
- Na Merlina!
Syriusz
wybuchnął śmiechem, nie zwracając uwagi na zdenerwowanego przyjaciela. Humor
jednak szybko mu minął, kiedy sceneria zmieniła się. Teraz znajdowali się na
bagnach, a nad nimi latały zwodniki. Gryfoni zamarli z przerażenia, wstrzymali
oddechy z napięciem wpatrując się w dziwne stworzenia z jedną nogą,
przypominające dym, z lampką w dłoni. To było tylko kwestią czasu, kiedy te
demony przestaną nad nimi krążyć, wywołując tym samym ciarki u uczniów, i ich
zaatakują.
- Jeśli przeżyjemy tę noc,
zamorduję cię, Black – wysyczał przez zaciśnięte zęby Remus.
- E, no cóż… Moje wewnętrzne oko mówi, że ta noc skończy się dla nas tragicznie
– jego głos był nienaturalnie wysoki, kiedy udawał nauczycielkę wróżbiarstwa.
Lupin obrzucił go wściekłym spojrzeniem, co brunet zrozumiał na swój sposób. – Moje wewnętrzne oko nigdy się nie myli,
panie Remusie Lupinie. To, że pan jest twardo stąpającym niedowiarkiem ni…
- PRZESTAŃ GADAĆ! ZAMKNIJ SIĘ! ZAMKNIJ SIĘ WRESZCIE I NAWET NA
MNIE NIE PATRZ! SZLAG MNIE Z TOBĄ TRAFI! – wydarł się Prefekt. Kiedy zabijał
przyjaciela wzrokiem, oddychał ciężko i miał wypieki na twarzy.
Syriusz
zacisnął usta, zaczął się trząść – ze wszystkich sił starał się powstrzymać
śmiech. Jednak nie wyszło mu to, bo już po chwili złapał się za brzuch i
wybuchł donośnym rechotem. Lupin zacisnął powieki i zaczął liczyć do
dziesięciu, aby nie udusić Blacka.
- Ooo – wymamrotał cicho brunet,
niespodziewanie milknąc. Zbladł.
- Co ,,ooo”? – spytał zrezygnowany blondyn.
- Chyba się wkurzyły… - Wskazał na
lecące w ich stronę zwodniki.
Remus
w zwolnionym tempie widział, jak jego przyjaciel ze zwycięską miną sięga do
kieszeni i wyciąga różdżkę. Zacisnął zęby, aby nie wrzasnąć ze wściekłości, że
dopiero teraz sobie o niej przypomniał. Wyrwał ją Syriuszowi i wycelował w
zwodniki. Jego usta ułożyły się w słowa, których nie chciał wypowiedzieć.
- Abrakadabra zwodnikus
znikajus! – Nic się nie wydarzyło.
Black
prychnął pod nosem i zabrał różdżkę przyjacielowi, po czym złapał go za ramię i
machnął krótko magicznym patykiem. W rezultacie zostali odrzuceni kilkanaście
metrów dalej, w las. Z krzykiem upadli boleśnie na twardą ziemię i korzenie. Przekręcili
się na plecy i leżeli przez kilka sekund w bezruchu, cicho jęcząc.
- Abrakadabra zwodnikus
znikajus? Stary, serio? – odezwał się kpiąco Łapa.
- To przez te twoje czekoladki! –
bronił się. – I czy mógłbyś przestać być syreną? – Odwrócił wzrok od półnagiego
ciała i pełnej zaskoczenia twarzy o delikatnych rysach i brązowych włosach, w
których były perły.
- Tylko wtedy, kiedy schowasz swoje
urocze skrzydełka – odburknął Black, podnosząc się.
Obaj
obejrzeli swoje brudne ubrania, po czym rozejrzeli się, sprawdzając, czy
zwodniki przypadkiem ich nie śledzą. Jednak niczego nie zauważyli. Przez chwilę
wpatrywali się w siebie uważnie.
- Myślę, że powinniśmy wrócić do
zamku po Mapę i sprawdzić, czy Elizabeth z nas nie zażartowała… I trzeba
pogadać z Jamesem i Peterem – stwierdził Remus. Nim jednak Black zdążył się
odezwać, Lupin spojrzał ponad jego ramieniem i powiedział zachwycony: - Jaki
ładny elf!
- Do stu hipogryfów! A mówią, że to
ja mam watę zamiast mózgu – mruknął pod nosem Black, po czym strzelił
przyjaciela w głowę. – Ogarnij się, przestań podniecać się elfem i rusz swój
szanowny wilczy tyłek. Nie uśmiecha mi się być pożywieniem jednorożców. Znaczy,
czegoś, co mogłoby wyglądać jak jednorożce, ale nimi nie być - mówił, popychając szeroko uśmiechniętego
Remusa.
Po
kilku minutach wędrowania, obaj zaśmiewali się z jakiegoś wyjątkowo głupiego i
nieśmiesznego żartu Lupina. Co chwila mylili kierunki lub potykali się.
Dodatkowym utrudnieniem była ciemność, jaka spowijała Zakazany Las. Żadnemu z
nich nie przyszło do głowy, że Black ma przy sobie różdżkę, zapomnieli także,
po co przywędrowali do tego miejsca. Po prostu szli w tylko im znanym kierunku,
nie przejmując się dziwnymi odgłosami dochodzącymi z dalszych części lasu. W
pewnym momencie coś poruszyło się w krzakach przed nimi. Przestali się śmiać i
spojrzeli zaintrygowani w tamtym kierunku niczym małe dzieci. Cofnęli się o
kilka kroków, kiedy z gęstwin wyskoczyło jakieś stworzenie. Było większe od
gnoma ogrodowego, nieco skrzywione, miało długi nos, szpiczaste uszy i mocno
wystający podbródek. Jego skóra posiadała zgniłozieloną barwę, a ubrany był w niebieskie
i szare łachmany. Wielkie oczy wpatrywały się w nich złowrogo. Po chwili
wydobył z siebie piskliwy chichot, co nieco otrzeźwiło Remusa.
- Erkling… ale… ale to niemożliwe,
przecież one… - reszta słów utonęła we wrzasku Syriusza, który odwrócił się na
pięcie i uciekł w przeciwną stronę, pozostawiają Lupina samego. – Łapo? - Jego głos zadrżał, kiedy się oglądał. –
POCZEKAJ! – Spanikowany ruszył za swoim przyjacielem.
Nie
musiał się oglądać, żeby wiedzieć, że stworzenie za nim podążało. Czuł
przejmujący strach, pustkę w głowie. A Syriusza nigdzie nie było widać, jedynie
jego zanikający krzyk. Co miał zrobić? Jak mu uciec? Jak się bronić? Gwałtownie
skręcił i szybciej poczuł niż zauważył wystającą gałąź. Padł w błoto i stracił
przytomność.
Obudziły
go słabe promienie słoneczne, którym udało przedrzeć się przez korony drzew.
Jęknął i poruszył się, zadrżał, czując chłód poranka. Otworzył oczy i
gwałtownie podniósł się do pozycji siedzącej. Kręciło mu się w głowie, mdliło
go. Przełknął żółć i podpierając się o drzewo, wstał, uważając na wystającą
gałęź, w którą wcześniej uderzył. Rozejrzał się, ale nigdzie nie dostrzegł
erklinga. Odetchnął z ulgą, uświadamiając sobie, że najwyraźniej to było
wynikiem działania czekoladek.
Zastanawiał
się, która była godzina i ile godzin był nieprzytomny. Zmrużył oczy i w duchu
ucieszył się, kiedy zobaczył przez gałęzie drzew niewielką przestrzeń bez
drzew, a dalej prześwity murów zamku. Zataczając się, ruszył w tamtą stronę.
Cały trząsł się z zimna, co chwila podpierał się o jakieś drzewo.
W
końcu udało mu się wyjść spomiędzy drzew. Kilkanaście stóp dalej dostrzegł
kobiecą sylwetkę. Kiedy skupił się, dostrzegł, że to Elizabeth, która również
patrzyła na niego. Uśmiechnął się radośnie, kiedy niepewnym krokiem ruszyła w
jego stronę. On także wyszedł jej naprzeciw. Odetchnął z ulgą, widząc, że jest
cała i zdrowa. Przyspieszył kroku i już po chwili trzymał ją w swoich
ramionach, schował twarz w jej włosach, nie dostrzegając jej zaskoczonej miny.
- Remusie… - zaczęła.
- Cśśś. – Położył jej palec na
ustach. – Nic nie mów, Elizabeth.
Jej
oczy rozszerzyły się, zaczęła się wiercić i odpychać od niego, lecz on trzymał
ją mocno i zdecydowanie. Sprawiał wrażenie jakby nie zauważył jej próby
odsunięcia się od niego.
- To…
- Muszę ci coś powiedzieć – zaczął
miękko, z czułością się w nią wpatrując i wzmacniając uścisk. Oboje nie mieli
pojęcia skąd u niego tyle siły. – Kiedy zniknęłaś w tym lesie, ja… Merlinie, ja
się tak o ciebie bałem. Nie! Poczekaj. – Przycisnął ją do siebie, kiedy już prawie
mu się wyrwała. - Bałem się, że stracę
cię na zawsze. Z każdą kolejną chwilą, kiedy nie mogłem cię znaleźć, czułem jak
moje serce rozrywa się na małe strzępy, wiesz? Bałem się, że już nie zdążę ci
powiedzieć tego, co duszę w sobie już od dłuższego czasu…
- Nie! Zost… - zaczęła po raz kolejny, ale podniósł swój
głos, zagłuszając ją. Nie zwracał uwagi na jej przerażoną minę i dłonie, które
z marnym skutkiem próbowały go odepchnąć.
- Elizabeth. Jesteś dla mnie niczym
anioł, który z niebiańskim uśmiechem i pięknymi, błyszczącymi oczami zjawia się
w moich snach, przeganiając zło i strach. Wiem, że na ciebie nie zasłużyłem,
ale chcę, żebyś przynajmniej to wiedziała… Każdego dnia, kiedy cię widzę, a nie
mogę pocałować, dotknąć, czuję miliony sztyletów wbijających się w moje ciało,
rozumiesz? Każdej nocy umieram, tęskniąc za tobą. Każdego ranka odradzam się,
widząc ciebie – zamilkł na chwilę. – Elizabeth, nawet nie wiesz, jak bardzo cię
kocham – wyszeptał czule, po czym nachylił się.
Znieruchomiała
zaskoczona, a po chwili zaczęła jeszcze zacieklej się wyrywać, mrucząc przy tym
jakieś słowa, które nie docierały do Remusa. Był jak zaczarowany. Wpatrywał się
w jej oczy i wzmacniał uścisk za każdym razem, kiedy już prawie się mu
wyrywała. Ich usta dzieliły cale, kiedy Elizabeth odwróciła głowę. Lupin z
błogim uśmiechem jedną ręką unieruchomił jej głowę i przycisnął swoje usta do
jej.
Czuł
ich miękkość, słodki smak. Przycisnął ją bardziej do siebie, już prawie się
zatracił, kiedy usłyszał znajomy głos.
- C-c-co wy robicie? – wyjąkał
James, nieruchomiejąc za równie zszokowaną Lily i… Elizabeth.
Remus
z nieprzytomną miną zamrugał powiekami. Po chwili jednak coś do niego dotarło.
Skoro Elizabeth stała tam, to, kogo on całował? Gwałtownie zbladł, jego oczy
rozszerzyły się z przerażenia. Przełykając głośno ślinę odwrócił głowę w stronę
domniemanej Elizabeth i ujrzał
zzieleniałą twarz Syriusza. Z krzykiem puścił go i odskoczył do tyłu, omal się
nie przewracając. Serce dudniło mu w piersi, kiedy z obrzydzeniem wpatrywał się
w równie zniesmaczonego przyjaciela.
- TO PRZEZ CIEBIE! – wrzasnął po
chwili zdenerwowany Lunatyk, wskazując palcem na zdezorientowanego Pottera.
- Co ty bredzisz? – zdziwił się,
wciąż nie mogąc otrząsnąć się z szoku po widoku dwóch całujący się przyjaciół.
– Ile wy wczoraj wypiliście?
- Chodźmy, kupimy czekoladki od tej miłej staruszki. Widzieliście, jak
się do nas uśmiecha? Jakbym patrzył na własną babcię. Na pewno nic nam nie
zrobi. Mój urok ją powali - przedżeźniał Jamesa Syriusz, gestykulując rękami. - Niech
cię gnomy zjedzą, Potter! – krzyknął, rzucając się równocześnie z
Remusem na przyjaciela.
_______
No cóż, chciałam się trochę zrelaksować i wyszło takie coś. Mam nadzieję, że jest w miare dobre i nie za bardzo... infantylne (?). W każdym razie, to tak z okazji jutrzejszego dnia :).
Teraz mam niezłe urwanie głowy, więc nie wiem, kiedy pojawi się rozdział 12, ale że ostatnio mam nagłe przypływy weny - możliwe, że w przeciągu 2 tygodni. Nie chcę jednak składać obietnicy, której mogę nie dotrzymać.
Podkładu nie ma, bo nic mi nie pasowało.
Pozdrawiam ciepło :).
Całkiem fajna miniaturka, coś w stylu moich Niepublikowanych Scen, taka scenka wyrwana z przeszłości? ;). Może to nie do końca moje klimaty, bo raczej wolę takie mroczniejsze wydanie Huncwotów (no wiesz, czasy wojny czarodziejów i wgl zło się szerzy), ale jako przerywnik było dobre. Ta sytuacja ze słodyczami i zwidami była całkiem ciekawa i nawet zabawna. Oni musieli mieć naprawdę niezłe te omamy xDD. Ale w sumie dziwne, że przez całą noc tak sobie leżeli w lesie, chyba, że to, że jest dzień to też ich jakieś zwidy?
OdpowiedzUsuńOgólnie jednak to zabawne wydanie Huncwotów wychodzi ci bardzo dobrze ;). Tęsknię tylko za tym mrocznym, bo to jednak ostatnie lata w Hogwarcie, a u ciebie nie czuć za bardzo, że za murami szkoły źle się dzieje, skupiasz się raczej na obyczaju i wątkach romansowych, nad czym trochę ubolewam, i dlatego póki co chyba bardziej lubię twoje drugie opowiadanie, bo tam jest ta ciekawa, mroczna tajemnica ^^.
Ogólnie wyszło całkiem zgrabnie. Sorry, że tak krótko, ale jestem padnięta po całym dniu wykładów.
Haha:)
OdpowiedzUsuńSuper notka,ale czekam na kontynuację właściwego opowiadania:))
Wyszło Ci świetnie, biedny James :D
Pozdrawiam,
Lilka.
Hahahahahahahahahahahahah....cudowne *.*
OdpowiedzUsuńPopłakałam się ze śmiechu Łapa i Lunatyk..razem...hahahahah
Pisz szybko nowy rozdział ^.*
O rany, genialne! :D
OdpowiedzUsuńWszyściuteńko, wszyściuteńko. Od pierwszego do ostatniego akapitu. Ale to, jak... Remus, po "przebudzeniu"... bueee, to było obrzydliwe :D Mimo tego, absolutnie nie wpływa na to, że jakoś ten wpis jest gorszy, o nie! Jakoś mu takiego smaczku nadaje :D Znaczy takiego... ugh, nieważne, w każdym razie taki ten wpis, miniaturka, jakkolwiek to nazwać, jest fantastyczny. Czytając po kolei te ich przywidzenia, niemal można było je
z o b a c z y ć.
Tak realistycznie i tak w temacie potterowskim, a zarówno halloween'owym to napisałaś, że tylko pozazdrościć. Naprawdę, geniusz :3
A co do następnego rozdziału, to nie przejmuj się tak bardzo - poczekamy, będzie warto :D Poza tym wiadomo, że nie zawsze ma się czas na napisanie takiej ilości, jakby się chciało ;P
Trzymaj się, pozdrawiam cieplutko!
Zajebiste. Kocham, kocham, kocham! Nie mogę przestać się śmiać... XD
OdpowiedzUsuńŻyczę wesołego Halloween. :D
Pozdrawiam. ^^
Niech cię gnomy zjedzą, Potter! trafia do mnie, tak jak cały bonusik ;D jest wspaniały. Podobał mi się taki bezbronny Remus pod wpływem uroku czekoladek!
OdpowiedzUsuńWesołego Halloween!
Pozdrawiam, Eileen!
Przeczytałam wczoraj wieczorem, idealne na mój parszywy, jesienny humor. <3 Od początku wiedziałam, że coś jest nie tak z tymi czekoladkami! Haha końcówka sprawiła, że spadłam z krzesła ze śmiechu, kiedy ich sobie wyobraziłam... To przerażenie w oczach Blacka, ahaha! Dzisiaj króciutko, wybacz.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :*
Extra po prostu genialne. Mam nadzieje, że Remus i Syriusz zabiją Pottera ;P
OdpowiedzUsuńPozdro, dużo weny i zapraszam: http://aniolki-i-demonki.blogspot.com/
Hej :)
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki za komentarz u mnie, właśnie skończyłam na niego odpowiadać. Wiem, że późno to wszystko, ale nocne i pracowite marki tak mają XD
Mam zamiar przeczytać to opowiadanie i to drugie o Syriuszu z Juliette. Tylko potrzebuje troszkę czasu, aby to zrobić. Ale komentarz się pojawi do końca tygodnia - mam nadzieję, że szybciej.
Pozdrawiam serdecznie!
Zabić Pottera! Żeby nie było za różowo.
OdpowiedzUsuńMasz ciekawy styl pisania i moje pytanie, czy nie chciałabyś podzielić się z innymi swoim talentem. Połączyłabyś swój talent pisarski z grą na forum pbf. Wcieliłabyś się w jedną z twoich ulubionych postaci? Zapraszam na http://list-z-hogwartu.my-rpg.com/
Hahahaha, nie no, padłam xd Po prostu padłam, to jest zwyczajnie genialne! Jeszcze wplątanie w to Lupina, feeeest xd I biedny łapa, który chciał się mu wyrwać, oj, coś nie pykło, za to przyjaciele musieli mieć niezły ubaw xd i to, ile wypiliście i czekoladki... kocham to, po prostu kocham, jesteś moim mistrzem! *^*
OdpowiedzUsuń- Jeśli przeżyjemy tę noc, zamorduję cię, Black – wysyczał przez zaciśnięte zęby Remus.
OdpowiedzUsuń- E, no cóż… Moje wewnętrzne oko mówi, że ta noc skończy się dla nas tragicznie – jego głos był nienaturalnie wysoki, kiedy udawał nauczycielkę wróżbiarstwa. Lupin obrzucił go wściekłym spojrzeniem, co brunet zrozumiał na swój sposób. – Moje wewnętrzne oko nigdy się nie myli, panie Remusie Lupinie. To, że pan jest twardo stąpającym niedowiarkiem ni…
- PRZESTAŃ GADAĆ! ZAMKNIJ SIĘ! ZAMKNIJ SIĘ WRESZCIE I NAWET NA MNIE NIE PATRZ! SZLAG MNIE Z TOBĄ TRAFI!
Haha najlepszy fragment :D
Genialnie ci to wyszło, naprawdę czegoś tak zabawnego dawno nie czytałam. Z niecierpliwością czekam na coś nowego :)
Abrakadabra, znikam :)
Jest super. Dawno się tak nie uśmiałam. Pisz takich więcej ☺
OdpowiedzUsuń