piątek, 18 października 2013

11. Czas wygrać



               Lily specjalnie wstała rano, aby na śniadaniu, albo nawet i przed nim, dorwać Jamesa. Wiedziała, że potem nie będzie już na to czasu zważywszy na to, że dzisiejszego dnia miał odbyć się mecz Gryfoni kontra Krukoni, a jeśli wygrają i będzie impreza, zapewne czas znajdzie się dopiero w następnym tygodniu, a ona nie mogła tyle czekać.
               Niestety tego dnia Lily miała niebywałego pecha i mimo wczesnej pobudki, nie udało jej się pierwszej zająć łazienki. Mruknęła zirytowana i już miała zacząć się dobijać, kiedy usłyszała już kompletnie rozbudzony głos Elizabeth. Evansówna nie kryła swojego zaskoczenia, widząc przyjaciółkę, która właściwie powinna jeszcze spać. Powell nigdy nie była rannym ptaszkiem i nie obchodziło jej, że przez to traciła połowę dnia.
- Marlene siedzi tam już od ponad godziny, więc myślę, że za chwile wyjdzie – poinformowała rudowłosą i wróciła do upinania włosów w finezyjnego warkocza.
- Liz…?
- Hmm.
- Która jest godzina? – spytała niepewnie Lily.
- Jest już… mm... dwadzieścia po dziesiątej. A co?
               Evans przejechała dłonią po twarzy i natychmiast zaczęła dobijać się do łazienki, wołając, aby Marlene już stamtąd wyszła.

               Piętnaście minut później była już w drodze na boisko Quidditcha. Elizabeth została gdzieś w tyle wraz z trójką Huncwotów i kilkoma innymi Gryfonami. Czterech z nich trzymało wielki zwinięty transparent, i o ile Lily zdążyła wcześniej zauważyć, pisało na nim mieniącymi się literami: Bo Gryfoni to potęga, każdy równać z nimi się lęka! Podczas, kiedy wszyscy uczniowie wędrowali na trybuny, niesamowicie szybko je zapełniając, ona swoje kroki skierowała w stronę szatni Gryfonów. W tej chwili nawet do głowy jej nie przyszło, że takie wtargnięcie tam może być nieco dziwne. Chciała przynajmniej poinformować Jamesa, że musiała porozmawiać z nim o czymś bardzo ważnym.
               W poprzednich tygodniach widywała go tylko przelotnie, bo jako kapitan miał dużo obowiązków przed meczem, który otwierał sezon, a do tego dochodziła jeszcze nauka i dwa szlabany, za totalnie głupi kawał i przeszkadzanie na lekcji zielarstwa. Była zirytowana tym, że brakowało czasu na ich rozmowy, dłuższe niż cześć i jak się czujesz. I chociaż nie byli razem, to czuła przejmujące uczucie, kiedy nie widziała go dłuższy czas. Niedawno odkryła, że potrzebuje jego obecności jak powietrza, co bardzo jej nie zdziwiło, zważywszy na ich przeszłość, której wciąż nie pamiętała. Od kilku dni pojawiały się już tylko rozmazane przebłyski wspomnień, których nie potrafiła rozszyfrować.
               Zdyszana wpadła do szatni, omal nie przewalając się. Usłyszała głośne i radosne wrzaski, więc domyśliła się, że James właśnie wygłosił przemówienie. Kiedy wszyscy ją zobaczyli, szybko odeszli dalej, pozwalając swojemu kapitanowi i rudowłosej na chwilę prywatności. Potter z zaskoczoną miną podszedł do dziewczyny.
- Lily, o co chodzi? Coś się stało? – spytał z troską. Uniósł dłoń jakby chciał pogłaskać ją po policzku, ale w ostatniej chwili sobie o czymś przypomniał i opuścił rękę. Przez jego twarz przebiegł cień smutku i niezadowolenia.
- Nie,  tylko wcześniej nie mieliśmy okazji porozmawiać, cały czas gdzieś mi umykałeś i… ja muszę ci coś powiedzieć. – Przygryzła wargę. – To nic strasznego! – dodała szybko, widząc jego przerażoną minę.
               Położyła dłonie na jego szerokich ramionach, wspięła się na palce i pocałowała go w policzek, przy okazji chłonąc przyjemną woń, który kojarzył jej się z domem. I zupełnie mimochodem pomyślała, że gdyby miłość miała zapach, to pachniałaby właśnie nim.
- Powodzenia – powiedziała, kiedy odsunęła się cała w rumieńcach i nim James zdołał jeszcze cokolwiek dodać, odeszła.
               Uśmiechnął się pod nosem, bezmyślnie dotykając miejsca, gdzie go pocałowała. Nadzieja w nim zapłonęła i stała się czymś znacznie silniejszym.
- Czas wygrać, kochasiu. – Obrońca poklepał go po ramieniu.
*
               Sprzyjająca od rana pogoda zaskoczyła każdego. Nikt już nie przejmował się przenikliwym chłodem, gdy promienie słoneczne przyjemnie przygrzewały, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Uczniowie nie pamiętali już, kiedy ostatnio było tak ładnie w dzień meczu.
 Zarówno Gryfoni jak i Krukoni uznali to za swój osobisty znak szczęścia. Nie trudno było wyczuć podniecenie i podenerwowanie. Każdy wiedział, że zapowiadało się na ekscytujący mecz rozegrany pomiędzy dwiema naprawdę dobrymi drużynami. Komentator, Puchon z szóstej klasy, poluźnił szalik i rozejrzał się, aby sprawdzić, jak daleko siedziała nauczycielka transmutacji. Kiedy zauważył, że zajmuje miejsce dosłownie za jego plecami uśmiechnął się do niej potulnie, po czym odwrócił w stronę boiska z wesołymi iskierkami w oczach i począł obserwować, jak uczniowie przepychają się, aby zająć najlepsze miejsca. Pani Hooch czekała już na środku boiska, z drewnianą skrzynią u stóp. Brunet odchrząknął i popukał w mikrofon.
- WITAM WSZYSTKICH NA DZISIEJSZYM MECZU GRYFFINDOR KONTRA RAVENCLAW!
- Już się nie mogę doczekać imprezki. Razem z Remusem stworzyliśmy nowy trunek, mieszając kilka składników ze sobą. Będzie trzeba go wypróbować, coś czuję, że niezły będzie po nim odlot… - zaczął gadać Syriusz, zupełnie ignorując Puchona, który skończył wymieniać skład drużyny Krukonów i zaczął Gryfonów.
- Remus? – Elizabeth spojrzała na swojego chłopaka ze zdumieniem.
- No co? Wolałem go asekurować, żeby szkoły nie wysadził… - wytłumaczył się i rzucił zirytowane spojrzenie Peterowi i Syriuszowi, którzy parsknęli śmiechem.
- Możecie być cicho? Chciałabym obejrzeć mecz – skarciła ich Lily, wywracając oczami.
- A od kiedy ty przejmujesz się meczem? – zdziwił się Peter.
- A co? Wcześniej tego nie robiłam? – Obejrzała się na przyjaciół, którzy pokręcili głowami.
               Każda drużyna zajęła odpowiednie miejsce po swojej stronie boiska, a kapitanowie znaleźli się naprzeciwko siebie. Uścisnęli sobie dłonie, nie powstrzymując się od wyzywających min. Pani Hooch ostrzegła ich, aby grali czysto, wypuściła tłuczki i złoty znicz, po czym wzięła do ręki kafla i wyrzuciła do góry, gwiżdżąc.
- CZY WY TEŻ CZUJECIE TE EMOCJE? PODNIECENIE? ZAPOWIADA SIĘ NA NAPRAWDĘ NIEZPOMNIANY MECZ. WIDAĆ, ŻE DRUŻYNY NIE PRÓŻNOWAŁY W OSTATNICH MIESIĄCACH…
               Lily wielkimi oczami patrzyła na Jamesa, który wzbił się i okrążył boisko, po czym zatrzymał i zaczął przyglądać się zawodnikom. Wiedziała, że też powinna skupić się na grze, bo wyglądało na to, że Potter na razie nie będzie robił spektakularnych wyczynów, ale nie mogła oderwać od niego wzroku. Sposób, w jaki uśmiechał się za każdym razem, kiedy ktoś z jego drużyny zrobił efektowny unik lub odebrał przeciwnej drużynie kafla, sprawiał, że robiło jej się ciepło na sercu. Wyobraziła już sobie, jak po wygranej zbiega i rzuca mu się w ramiona. A on ją okręca i śmieje się razem z nią. James, jakby czytając w jej myślach, odszukał ją wzrokiem. Nieśmiało mu pomachała.
               Elizabeth zabrała Syriuszowi lornetkę i z napięciem zaczęła obserwować, jak Krukon niebezpiecznie szybko zbliża się do poręczy i rzuca kafla. Na szczęście, obrońca złapał go w ostatniej chwili. Odetchnęła z ulgą i przeniosła swoją uwagę na szukających, jednak widząc, że żaden z nich na razie nie zauważył znicza, ponownie przyjrzała się ścigającym, którzy na miotłach wykonywali rzeczy niemożliwe. Pomyślała, że James w tym roku naprawdę przyłożył się do treningów.
- Lunatyku, powiedz coś swojej dziewczynie. To było naprawdę bezczelne z jej strony, że zabrała mi lornetkę. Jako jej kulturalny i obcykany chłopak, powinieneś lepiej zadbać o jej etykietę – przemówił teatralnie nagannym głosem Syriusz.
               Remus wywrócił oczami. Elizabeth spojrzała przez lornetkę na Blacka, po czym skrzywiła się, wydając przy tym nieartykułowane odgłosy. Łapa uniósł pytająco brwi.
- Z bliska wyglądasz jeszcze gorzej – wyjaśniła, opuszczając przedmiot.
- Jesteś okropna – obruszył się arystokrata i wyrwał jej swoją własność. – Uważaj, żebyś pewnego pięknego dnia nie obudziła się z wielką brodawką.
- DOŚĆ! – krzyknął Peter, a kilku Gryfonów obejrzało się na niego z zaskoczeniem. – Możecie się w końcu zamknąć? Nic tylko warczycie na siebie. Nie pomyśleliście, że kogoś tym wkurzacie?
               Syriusz otworzył usta, zdumiony, po czym uniósł ręce w geście pojednawczym.
- Peter ma racje. Zamknijcie się. – Remus z bladym uśmiechem poparł przyjaciela. Syriusz pokiwał głową, przyglądając się zmizerniałemu Lupinowi. Dzisiaj była pełnia.
               Po godzinie Krukoni prowadzili, a znicza jak nie było tak nie ma. Piątoklasista z drużyny Gryfonów dostał tłuczkiem w ramię, ale nic poważnego mu się nie stało, bo już po chwili powrócił do gry. Komentator z wielkim zapałem zdawał relacje z meczu, podskakując i wychylając się za barierkę. W  końcu, McGonagall pociągnęła go za szatę na ławkę. Wytrzymał w takiej pozycji niecałą minutę, czyli do momentu, kiedy Gryfoni wyrównali wynik. Ostatecznie, Minerwa dała za wygraną.
- WAX ODBIERA KAFLA ACKERLEY’OWI I PODAJE DO SPINNET! UWAGA! LECI, ZWINNIE OMIJA DWÓCH ŚCIAGAJĄCYCH KRUKONÓW I… TAK! GRYFFINDOR PROWADZI! STO DO DZIEWIĘĆDZIESIĘCIU! PO OBU STRONACH WIDAĆ BARWNE TRANSPARENTY, SŁYCHAĆ SKANDOWANIA, ŚPIEWY! ISTNA KAKOFONIA! CZY MNIE OCZY NIE MYLĄ? DUNBAR WŁAŚNIE TRAFIŁ, DZIĘKI CZEMU GRYFFINDOR ZDOBYWA KOLEJNE DZIESIĘĆ PUNKTÓW!
               W pewnym momencie pałkarz Krukonów odbił tłuczka w stronę Spinnet, która dostając w brzuch, spadła prosto w ramiona innego zawodnika przeciwnej drużyny. Chłopak zleciła z nią na murawę i ostrożnie ją położył, po czym ponownie się wzbił. Koło dziewczyny zaraz zjawiła się pielęgniarką, która wyczarowała niewidzialne nosze i skierowała się z nią w stronę zamku.
- POTTER ZOBACZYŁ ZNICZA! LECI ZA NIM, SPRAWNIE OMIJAJĄC TŁUCZKI! DAVIES Z ZAWROTNĄ PRĘDKOŚCIĄ PODĄŻA JUŻ ZA NIM! I… POTTER GWAŁTOWNIE SKRĘCA W PRAWO I ZATRZYMUJE SIĘ! CZYŻBY ZGUBIŁ ZNICZA? UŚMIECHA SIĘ… WYGLĄDA NA TO, ŻE TYLKO ZWODZI DAVIESA!
               Lily opadła na ławkę i podparła brodę na dłoni.
- Niech to się już skończy – burknęła, co jej przyjaciele przyjęli z głośnym śmiechem.
               Wywróciła oczami. Już wiedziała, dlaczego nie lubiła tej gry. Nie rozumiała zasad, a świadomość, że w każdej chwili można spaść z kilkudziesięciu stóp mroziła jej krew w żyłach. Ale za nic w świecie nie przyzna się, że jej nie pojmuje, bo to by było jakby ugodzenie nożem własnej dumy. Quidditch był według niej głupi, i tyle. Jedyną pozytywną cechą tego wszystkiego była możliwość przypatrywania się Jamesowi bez jakiegokolwiek skrępowania.
- WYGLĄDA NA TO, ŻE SZUKAJĄCY DOSTRZEGLI ZNICZA, TYM RAZEM PRAWDZIWEGO! LECĄ RAMIĘ W RAMIĘ…! CZUJECIE TE NAPIĘCIE, MOI DRODZY? ZA CHWILE DOWIEMY SIĘ, KTO ZWYCIĘŻY… KOMU DZIŚ DOPISZE SZCZĘŚCIE? BO TO BEZ WĄTPIENIA O NIE CHODZI TYM RAZEM, ZWAŻYWSZY NA WYSOKI I WŁAŚCIWIE TAKI SAM POZIOM OBU DRUŻYN! POTTER WYCIĄGA RĘKĘ I WYPRZEDZA DAVIESA…
               W tym momencie nawet Lily musiała wstać i z przytkniętymi dłońmi do buzi, obserwować poczynania Jamesa. Wstrzymała oddech.
- ZNICZA ZŁAPAŁ… DAVIES!
*
               Odłożył okulary na bok, po czym potarł twarz dłońmi. Czuł się beznadziejnie, miał ochotę zapaść się pod ziemię, utopić w jeziorze… cokolwiek byleby tylko nie patrzeć na przygnębione miny swojej drużyny, jak i wychowanków Gryffindora. Przytłaczało go to, że to z jego winy przegrali, bo nie potrafił złapać tego głupiego znicza! A wystarczyłoby gdyby lekko skręcił i bardziej się wychylił. Spuścił głowę. Doszedł do wniosku, że ostatnio nic mu się nie udaje, od początku roku szkolnego ma wyjątkowego pecha. Najpierw Lily, potem ten mecz… Ściągnął brwi. Czy dziewczyna przypadkiem nie informowała go, że chciałaby o czymś z nim porozmawiać? Westchnął głęboko, zmęczony. Postanowił odłożyć to na jutro, dzisiaj czekała go jeszcze pełnia.
- Merlinie, wszędzie cię szukałam – wydyszała Lily, stając za nim.
               Zdziwiony obejrzał się przez ramię, ale dostrzegł tylko jej rozmazaną sylwetkę. Prędko założył okulary, a obraz mu się wyostrzył. Rudowłosa usiadła obok niego i spojrzała na swoje dłonie, przygryzając wargę, po czym uśmiechnęła się blado i podniosła na niego wzrok. Chociaż wolałby być teraz sam, aby wszystko przemyśleć to jednak poczuł ulgę, widząc dziewczynę. Jakimś cudem sprawiła, że przestał myśleć o utopieniu się w jeziorze, a raczej stwierdził, że to głupi pomysł. Pokiwał głową jakby na potwierdzenie tego.
- Co mówią w pokoju? – spytał cicho.
- Nic nie mówią. – A widząc jego wzrok, dodała: - Nikt cię nie obwinia, James! I ty też nie powinieneś. Zdarza się… najwyraźniej szczęście postanowiło dzisiaj dopisać Krukonom, ale to nie znaczy, że jesteś… jesteśmy na straconej pozycji. Zagraliście, jak umieliście najlepiej, ty dałeś z siebie wszystko.
- No tak, ale…
- Żadnego ale, zrozumiano? – Zmroziła go wzrokiem.
- Tak – mruknął, chowając głowę w ramionach.
               Wyraz jej twarzy złagodniał, położyła mu dłoń na głowie i zatopiła palce w miękkich, zmierzwionych włosach.
- Zapamiętaj sobie… Ostatni będą pierwszymi – powiedziała z taką mocą, że aż spojrzał na nią tak jakby rzeczywiście uwierzył w to, co powiedziała.
- Dzięki, Lily – rzekł już nieco weselszym głosem.
               Przysunął się do niej, aby ich ciała zetknęły się ze sobą, a kiedy ona nie odsunęła się, zachęcony objął ją ramieniem, wciąż czując jej ciepłą i delikatną dłoń, gładzącą go po włosach. Już nie pamiętał, kiedy ostatnio mógł ją tak obejmować, jakby wybuch na eliksirach w ogóle nie miał miejsca, jakby ona nigdy go nie zapomniała…
Wciąż tak samo pachniała: kwiatami. Schował twarz w jej rudych, nieco rozczochranych włosach. Przymknął powieki, rozkoszując się bliskością ukochanej. Czy to możliwe, żeby znowu było tak jak kiedyś? Na ile mógł sobie dzisiaj pozwolić, żeby jej nie przestraszyć?
- James – odezwała się po kilku minutach nieco zachrypłym głosem.
- Hmm?
- Pamiętasz, że mieliśmy porozmawiać? – Spojrzała na niego, kiedy odchylił głowę i przyjrzał jej się badawczo. Pokiwał zachęcająco. – Więc, już jakiś czas temu chciałam się o to spytać, bo Elizabeth o tym wspomniała, ale potem powróciła mi pamięć… Chodzi mi pewną sytuację, która miała miejsce w wakacje pomiędzy trzecią a czwartą klasą. Nigdy nie mogłam cię złapać, nigdy nie było czasu, żeby o tym porozmawiać…
- A o czym tu rozmawiać? Wtedy byliśmy jeszcze dziećmi, a ja zachowałem się jak na bachora przystało – przyznał gorzko, krzywiąc się. – I nawet nie wiesz, jak bardzo potem żałowałem… - Westchnął.
               Lily spojrzała na niego w zamyśleniu. Rzeczywiście wtedy byli jeszcze dziećmi, a James zachował się nieodpowiednio, ale i ona nie była bez winy. Kiedy przymknęła oczy, zobaczyła wszystko od początku. Po dwóch tygodniach od rozpoczęcia wakacji spotkała Jamesa. O dziwo, bardzo dobrze się dogadywali, znaleźli wspólny język. Widywali się tak przez niecały tydzień, a potem, kiedy byli na lodach na Pokątnej, niespodziewanie pocałował ją. Pamiętała, że spodobało jej się to, z jaką czułością to zrobił i potem, nawet nie wiedziała, jak to się stało, ale zaczęli ze sobą chodzić, co było wbrew temu, jaki mieli do siebie wcześniej stosunek.
               Oczywiście, to był tylko niepoważny związek małolatów, który skończył się równie szybko jak się zaczął. Wciągnęła powietrze, kiedy po raz kolejny przypomniała sobie każdy szczegół.

               Lily z delikatnym uśmiechem patrzyła, jak ojciec schodzi po schodach, trzymając dwie torby: jego i mamy. Za nim, z wyniosłą miną, dreptała Petunia, niosąc czerwony bagaż. Rudowłosa nie miała zielonego pojęcia, po co jej siostrze potrzeba było tylu rzeczy, skoro jadą tylko na weekend do cioci Jannet. Lily oczywiście nie jechała, bo nie miała zamiaru marnować dwóch dni na ciotkę, która jej nie lubi i ciągle zapomina jej imienia. Cieszyła się, że udało jej się ubłagać rodziców.
- Do południa będziesz sama w domu, potem przyjedzie babcia. Mówiła, że znalazła ciekawe przepisy na ciasta, więc na pewno nie będziecie się nudzić – poinformowała ją mama, wychodząc z kuchni. Trzymała zapakowaną zapiekankę ze szpinakiem.
               Trzynastolatka odchrząknęła, powstrzymując ogarniającą ją euforię. Była pewna, że jej babcia przyprowadzi sobie przyjaciółkę, więc w spokoju będzie mogła spędzić cały weekend z Jamesem. Doskonale wiedziała, że w drugiej klasie by waliła głową o ścianę, gdyby Potter poprosił ją o chodzenie, a teraz… Był inny. Rozmarzona, nawet nie poczuła całusów rodziców i nie zauważyła krzywego spojrzenia Petunii. Bezwiednie pomachała im, kiedy odjeżdżali.
               Zamknęła drzwi i ruszyła w stronę kuchni, aby coś przekąsić. Wówczas zadzwonił dzwonek do drzwi. Pomyślała, że może rodzice czegoś zapomnieli, ale przecież oni by po prostu weszli do domu. Więc to zapewne musiał być James, któremu zachciało się zrobić jej niespodziankę. Napawając się tą myślą, otworzyła drzwi i znieruchomiała, zaskoczona.
- Cześć, Lily – powiedział wesoło blondwłosy chłopak z kilkoma piegami wokoło nosa.
               Nie mogła uwierzyć w to, że Adam tu był. Jej dawny chłopak, a właściwie to on myślał, że byli parą, podczas, kiedy ona uważała go tylko za kolegę. Westchnęła zdruzgotana. Wiedziała, że jeśli teraz się pojawił, prędko nie odejdzie, a ona miała prawdopodobnie zniszczony weekend.
- Cześć – burknęła. – Słuchaj, Adam, dzisiaj jestem…
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się za tobą stęskniłem! – zawołał, łapiąc ją za rękę. Chciała ją wyszarpnąć, ale chłopak miał zbyt mocny uścisk, nawet jeśli miał tylko trzynaście lat.
- Adam, może spotkamy się, kiedy indziej? Dzisiaj jestem strasznie zajęta, muszę… muszę pomóc mamie w robieniu ciasta i posprzątać dom i tata mnie jeszcze prosił, żebym pomogła mu coś napisać… - skłamała, nieco się plącząc. Do tego zrobiła zbolałą minę jakby naprawdę żałowała, że nie może spędzić dzisiaj z nim czasu.
- Ale… czy twoi rodzice przed chwilą gdzieś nie wyjechali? – Uniósł brwi.
- Oh… - Zaczerwieniła się, po czym spontanicznie dodała: - Ale niedługo wrócą, a ja muszę do tego czasu posprzątać!
               Adam westchnął ze smutkiem i nieco się do niej zbliżył.
- To szkoda. W takim razie, przyjdę jutro – wymamrotał, stojąc niebezpiecznie blisko.
               Przeraziła się tym i cofnęła, ale nie zauważyła progu i by się przewróciła, gdyby nie blondyn, który wykorzystując jej dezorientację, pocałował ją. Właśnie miała się wyrwać, gdy poczuła, że chłopak ją puszcza. Zobaczyła, jak ciężko dysząc, leży metr przed nią i z zaskoczeniem, jak i przerażeniem wpatruje się we wściekłego okularnika.
- Jeśli życie ci miłe, lepiej stąd zmiataj, mugolu – syknął James, zaciskając pięści.
               Najwyraźniej Adam był bardziej tchórzliwy niż Lily myślała, bo już po chwili dosłownie kurzyło się za nim. James odwrócił się w jej stronę, zaczerwieniony ze złości, wyglądał jakby dostał po twarzy.
- Co to miało być? – spytał sucho. – Zawsze się tak obściskujesz z każdym, kto się napatoczy?
- James, ale to on mnie pocałował. On… - chciała wytłumaczyć.
- Jasne. Tłumaczy się tylko winny. Wiesz, co? Leć sobie do niego, mnie to w sumie nie obchodzi, bo nie jesteśmy już razem – warknął, odwracając się. Biegiem opuścił jej posiadłość i nim choćby zdążyła jęknąć, jego już nie było.
              
               Otworzyła oczy i dostrzegła, że James przygląda się jej badawczo. Błądzi wzrokiem po jej włosach, twarzy, zwracając szczególną uwagę na oczy i usta, które mimowolnie ułożyły się w subtelny uśmiech. Czarnowłosy nie mógł tego nie odwzajemnić. Ich spojrzenia hipnotyzowały się nawzajem, błyszczały i zdradzały emocje.
James czuł ciepło bijące od ciała Lily, zauważył, że zaczęła szybciej oddychać. Wiedział, że dzisiaj miał szansę odzyskać ją. Może ten dzień nie był jeszcze stracony?, pomyślał, odgarniając jej włosy na plecy i kładąc dłoń na karku. Zadrżała. Nie czekając dłużej, nachylił się i pocałował ją delikatnie. Przypominało to muśnięcie motyla. Ale tylko z początku. Wyglądało na to, że Lily tylko czekała aż on wykona pierwszy ruch, bo naparła na niego z niesamowitą siłą, zaciskając dłonie na jego włosach.
*
Dzięki temu, że pozostałych Huncwotów nie było jeszcze w dormitorium, Peter bez problemu wymknął się na śniadanie. Wciąż pozostawał jednak czujny, nie chciał natknąć się na nich dopóki nie wymyśli jakiegoś sensownego wytłumaczenia na to, dlaczego wczoraj nie towarzyszył im podczas pełni. Przechodząc przez pokój wspólny, a potem idąc korytarzem rozglądał się uważnie i starał się wmieszać w tłum innych uczniów idących na śniadanie.
Wczoraj Ślizgoni niespodziewanie wezwali go do siebie i niestety nie mógł im odmówić, bo miałby potem naprawdę duży problem. I mimo wszystko pożałował, że tam poszedł. Nie chodziło już o to, że teraz miał niewyobrażalne wyrzuty sumienia, bo nie towarzyszyły Remusowi, jak to kiedyś obiecał z Syriuszem i Jamesem, a raczej o to, co dzieci Śmierciożerców kazały mu zrobić. Chcieli go przetestować.
Wsadził dłonie do kieszeni, aby ukryć ich drżenie. Wciąż nie mógł uwierzyć, że kazali mu znęcać się nad niewinnym i bezbronnym Krukonem z drugiej klasy. Z początku się opierał, ale ostatecznie zrobił to. Na szczęście, Regulus szybko to zakończył, więc młodemu chłopakowi nic się nie stało. Peter w głębi duszy odetchnął z ulgą, kiedy Ślizgoni usunęli pamięć Krukonowi.
Z każdą mijającą minutą, która ciągnęła się w nieskończoność, miał coraz większe wątpliwości, co do słuszności podjętej kilka tygodni temu decyzji. Co by było, gdyby jednak pozostał wiernym przyjacielem? Z pewnością umiałby teraz spojrzeć innym w oczy, a strach nie stałby się nieodłączną częścią jego dnia. Cały czas przerażała go myśl, że ktoś dowiedziałby się, co on wyprawiał.
Gwałtownie zatrzymał się, kiedy zobaczył w oddali dwie znajome czupryny. Jego oczy rozszerzyły się ze strachu, kiedy w roztargnieniu zaczął szukać miejsca, gdzie mógłby się skryć. W końcu ukrył się za dwiema zbrojami i wstrzymał oddech, nasłuchując.
- Gdzie on się podziewa? – spytał rozeźlony James, starając się zakryć krew na koszulce. – W dodatku, to on w tym tygodniu pilnuje mapy, więc prędko go nie znajdziemy. Po prostu świetnie.
- Pewnie w kuchni się nażarł i poszedł spać – warknął Syriusz, który wyglądał na naprawdę zdenerwowanego. – Niech ja go tylko znajdę.
- Najpierw dowiedzmy się, dlaczego go… - Głos Pottera został zagłuszony przez rozgadaną grupkę czwartoklasistów.
Peter odetchnął z ulgą i wygramolił się na korytarz, przy okazji na kogoś wpadając. Zachwiał się na nogach, ale utrzymał równowagę. Niestety potrącona przez niego osoba nie miała tyle szczęścia. Spuścił wzrok, wielkie brązowe oczy wpatrywały się w niego z mieszanką zaskoczenia i rozbawienia. Przełknął głośno ślinę i wyciągnął dłoń.
- Ja… ja przepraszam – wydukał, czerwieniąc się, kiedy Puchonka chwyciła jego dłoń i wstała.
               Była niska, naprawdę niska i miała brązowe włosy związane w kitkę. Jej twarz rozświetlał szeroki uśmiech, więc Pettigrew mimo wszystko nie mógł się nie uśmiechnąć.
- Wiem, że to pewnie nie moja sprawa, ale co ty robiłeś za zbrojami? – zapytała ze szczerym zainteresowaniem.
- Eee… - Podrapał się po głowie. – Chowałem się przed kimś.
- To wszystko wyjaśnia. Ja też czasem chowam się przed młodszą, rozwydrzoną siostrą. – Wzruszyła ramionami. – Idziesz na śniadanie?
               Kiedy pokiwał głową, machnęła na niego ręką i ruszyła w stronę Wielkiej Sali. Po chwili zastanowienia dogonił ją i z wielką uwagą zaczął się przysłuchiwać jej opowieściom o wrednym rodzeństwie. Nie przeszkadzała mu jej gadatliwość, bo dzięki temu mógł zagłuszyć swoje myśli i wyrzuty sumienia. 

__________

Jak już pewnie zauważyliście, tytuł gryzie się z meczem, więc wyjaśniam, że tytuł odnosi się do czegoś innego :).
Ogólnie bonus nie wypalił, mam nadzieję, że wybaczycie, ale miałam pomysł, który wyparował, kiedy rzuciłam się w wir nauki... 
Dzisiaj dużo więcej Jily, chyba nie przesłodziłam z nimi? Jeśli tak, to przepraszam, ale czasem jak się wczuję w takie coś to trudno przyhamować, no i wpływ na to mogło też  mieć to, że zaczęłam czytać Dary Anioła <3. 
Pozdrawiam ciepło i życzę wytrzymałości w szkole, gdziekolwiek!

P.S. Zaczynam ogarniać już zaległości na Waszych blogach.

18 komentarzy:

  1. Zupełnie nie spodziewałam się, że wrócą do siebie tak szybko! Na początku nawet wydawało mi się, że trochę się pospieszyłaś, ale ten rozdział był takim niekończącym się ciągiem bananów na twarzy, że zmieniłam zdanie! :> Poza tym zgadzam się, że jak się czyta Dary Anioła, to nie można się powstrzymać przed taką bittersweet dramą.
    Wspomnienie wyszło ci fantastycznie - bardzo naturalnie, właśnie tak, jak zachowują się trzynastoletnie dzieciaki. Pełen naturalizm, a że nieco dramatyczny i dosyć romantyczny, to już inny sprawa. ;)
    Mam taką złudną nadzieję, że Peter jeszcze nie jest stracony. Ma takie wyrzuty sumienia, zastanawia się nad swoim życiem i wyborami... Po prostu czasem tak mi go szkoda (w tych momentach, kiedy nim nie gardzę), że naprawdę zaczynam chcieć, żeby jednak poszedł po rozum do głowy. Niby wszyscy wiemy, jak to się skończy, ale przecież zawsze można troszkę [czyt. do granic możliwości] ponaginać kanon. A ten twój Peter jest tego godzien!
    Trochę się już napaliłam na tego bonusa, ale jak ni ma, to ni ma - Muza na zawołanie nie pracuje. ;)
    Pozdrawiam (wciąż z bananem na mordzie)

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż , starałam się jak najlepiej napisać te wspomnienie. Nawet kilka razy zmieniałam wersję ich pocałunku, zeby nie wyszło, że oni tacy młodzi, a już się tak całują ;D.
    Co do Petera... mam do niego pewne plany i być może będziesz z nich po części zadowolona :).
    Przepraszam jeszcze raz z powodu bonusa, ale jednak muszę się nad nim poważnie zastanowić, żeby jakiegoś zapychacza nie wstawić.
    Dziękuję za komentarz :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Będzie krótko, bo jestem okrutnie zmęczona. Nie, nie przesadziłaś z Jily (było świetnie ♥). No i... ugh. Peter. Zamordować. Ubić. Wghrrr -,- Zdaję sobie sprawę z tego, że Pettigrew był także pokrzywdzony - przyjaciele zwracali na niego swoją uwagę coraz rzadziej... Ale do cholery, za każdym razem jak o nim myślę, to zastanawiam się, jak można było się posunąć do takiego czynu. I chyba to już pisałam. I wiem, wiem, że to jest postac fikcyjna, ale... Mimo wszystko! Mam nadzieję, taką cichutką, że nie zrobisz z niego jakiegoś okropnego nieczulca, bo - mimo, że go nie znoszę to lubię, kiedy małemu Peterowi coś udaje się w życiu, i nie jest to plan zdradzenia przyjaciół. Troszkę mi go szkoda. Ale tylko troszkę. Tak pyci-pyci, ciut-ciut xD
    Ugh.
    Cóż. Było świetnie. Jak zwykle. Ale jedną rzeczą mnie zaskoczyłaś: że to nie Rogaty zdobył znicza! Powiem Ci szczerze, że zapunktowałaś tym (w końcu to taka miła odmiana ;p ). Zresztą, Ty ciągle punktujesz. Takie mam wrażenie. Dobra, koniec mojego lizusostwa (uzasadnionego chyba, zresztą :D)
    Życzę wszystkiego, co dobre, trzymaj się i pozdrawiam cieplutko! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jily :3 W tym rozdziale byli cudowni, a szczególnie James, ja go po prostu uwielbiam. Ale Lily też jest genialna, taka naturalna i Lilowata.
    Jednak w większości opowiadaniach o huncwotach przeszkadza mi jedna rzecz, jest zdecydowania za mało Remusa.Bo Peter dostał swoje pięć minut i bardzo dobrze. Bo jego wątek jest ciekawy i pojawia się tam Regulus, w trochę innej odsłonie, co mi się bardzo bardzo podoba. Bo uwielbiam ta postać, która pozostawia tyle pola do popisu.
    I Dary Anioła są świetne, Magnus i Alec :3 Ale dobra, już kończę.

    Pozdrawiam i życzę dużo weny i nowych pomysłów. :)
    http://feniks-z-popiolow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ja na to czekałam. ♥ Za wiele się co prawda nie wydarzyło, jednak kupił mnie ten rozdział dwoma fragmentami:
    A) " Położyła dłonie na jego szerokich ramionach, wspięła się na palce i pocałowała go w policzek, przy okazji chłonąc przyjemną woń, który kojarzył jej się z domem. I zupełnie mimochodem pomyślała, że gdyby miłość miała zapach, to pachniałaby właśnie nim."
    B) "Quidditch był według niej głupi, i tyle. Jedyną pozytywną cechą tego wszystkiego była możliwość przypatrywania się Jamesowi bez jakiegokolwiek skrępowania."
    Lilka rozumie, zaczynam bardzo lubić tę postać, bo ma podobny tok myślenie do mojego, jeżeli chodzi o Jamesa. Ten pierwszy fragment mnie oczarował niemal tak bardzo jak piosenka "Puppy Love" Lany Del Rey i "Cierpienia młodego Wertera". ♥
    Lilka i James są cudowni, uwielbiam ich.
    Nie za wiele było Syriusza, nie wiem czy Ci to wybaczę! Mam nadzieję, że w kolejnym rozdziale bardziej się na nim skupisz, no i na Remusie! Elizabeth już wie, że jest wilkołakiem, więc może będzie jakaś ciekawa scena. Bardzo na to liczę. :D Twoje opowiadanie jest jak dobra książka, pozdrawiam i mam nadzieję, że niedługo pojawi się kolejny rozdział! :*

    Ah, no i oczywiście również "wytrzymałości" w szkole. :D Ja osobiście jestem już nią cholernie zmęczona, a to dopiero październik! Na dodatek ta pogoda... Mam ochotę zahibernować. :P

    Trzymaj się, Lu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh, mam nadzieję, ze wybaczysz mi Remusa i Syriusza, ale uwierz mi, że w kolejnych rozdziałach będzie ich więcej. Teraz po prostu chciałam rozwiązać tę sprawę związku Lily i Jamesa, żeby przynajmniej oni byli szczęśliwy, bo w związku pozostałych trochę popsocę... Ale to już w następnym rozdziale :).
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz! :)

      Usuń
  6. Słodki rozdział. Idealnie ukazałaś "focha" Jamesa na Lily za pocałunek nie z jej inicjatywy. No i Peter pokazał pazurki. To był szok dla mnie, ale pozytywny. I mam nadzieję, że w końcu znalazł dziewczynę. Mogłaby wpłynąć na jego samotne serce. Nie jest on moim ulubionym bohaterem, ale źle mu nie życzę w twoim opowiadani. Dopóki nie zdradzi Huncwotów oczywiście. ^^
    Czekam na następny rozdział. Życzę weny. Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Awww. *,* Kocham to opowiadanie. Moimi najulubieńszymi postaciami są Lily i James. Mam nadzieję, że Lily bardzo szybko odzyska pamięć. Bloga czyta się płynnie i przyjemnie, tak więc mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości ukaże się nowy rozdział i nie będę musiała czekać wieki na ciąg dalszy historii. Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Chyba wracam do formy, skoro pokonałam demony lenistwa i postanowiłam, że przeczytam to, co Luie napisała. i dobrze zrobiłam!
    *-* jestem zauroczona scenami z Lily i Jamesem. Są po prostu słodkie i nic tego nie zmieni. Syriusz i jego górnolotne wypowiedzi są po prostu fenomenalne.
    Wciąż mam mętne uczucia w stosunku do Petera. Trochę mi go żal - bo w końcu chce pozbyć się swoich kompleksów, ale kurczę, nie ogarniam tego, jak może zdradzać swoich przyjaciół... no, bo dzięki nim przeżył tyle czadowych rzeczy... ach... no nie wiem, nigdy nie zrozumiem facetów...
    Pozdrawiam,
    Eileen

    OdpowiedzUsuń
  9. Genialne. Fajne wspomnienie, mecz troche mnie zdołował,głupote Petera zostawiam bez komentarza. Świetnie piszesz.
    Pozdro życzy dużo weny i zapraszam do mnie.
    PS.Dary Anioła są świetne niedawno przeczytałam pierwszą część.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak, tak, tak, znowu będą razem! No chyba, że coś im przeszkodzi, ale i tak bardzo się cieszę *^* I ooo , o taką głupotę zniszczyć sobie wtedy po wakacjach relację :< w końcu to nie była wina Lily, eh, ale tak w życiu serio się potem układa. Ciekawe jest też to, że Gryffindor nie wygrał, o, to się zdziwiłam, że Potter nie jest znowu bohaterem xd Ale to tak pozytywnie nawet :D Poza tym podobają mi się wymiany zdań między Syriuszem i Elizabeth, tak, ta dwójka tak się kocha, hah :) No a poza tym nową Puchonkę widzę, ciekawa jestem czy odegra ona większą rolę w tej powieści i mam nadzieję, że tak ^^
    No a rozdział jak zawsze świetny ^^
    I nadrobiłam rozdziały, no nie, taka duma! Tak na jeden raz, nieźle mnie Twoja historia na powrót wciągnęła *^* Jest wspaniała, na dodatek jest to jak na razie moje ulubione z opowiadań znalezionych w sieci <3
    A, no i chciałam pochwalić szablon, strasznie mi się podoba, jestem aż ciekawa, kto jest autorem tych rysunków *^*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, na początku miał wygrać, ale ostatecnzie stwierdziłam, że to będzie zbyt przewidywalne, poza tym, nie zawsze jest się mistrzem. Brutalna rzeczywistość.. albo po prostu ja, która lubi czasem coś pokomplikować... Mam nadzieję, ze James się za to na mnie nie obrazi XD
      To w takim razie gratuluję, i przyznam, że niezły miałaś czas :D.
      Hmm, ja sama nie pamiętam, kto jest autorem, bo znalazłam je poprostu na deviantarcie ;p

      Usuń
    2. A no tak, brutalna rzeczywistość xd I James się chyba nie obrazi, szczególnie, że zamiast tego ma coś fajniejszego ^^
      No co nie, sama się nie spodziewałam xd A miałam rysować moje postaci z fan ficka o.O Bo wiesz, mam już kilka szkiców z Lu, Alex i nawet Isabel, a na jednym rys jest nawet ta postać, którą dopiero wprowadzę... Ehhh, ale nic z tego, to Twoja wina ;P Choć i tak już Lu przynajmniej narysowałam jakiś czas temu, to już coś, jakaś koncepcja jest xd

      No i szkoda, że nie pamiętasz, chętnie ogarnęłabym inne rysunki tej osoby *^*

      Usuń
    3. To prawda, i gdyby miał wybierać to na pewno wybrałby te drugie... ;p
      Hmm, a mogłabym zobaczyć chociaż jeden szkic, czy jak na razie jest to zabronione? :D
      Sprawdziłam w necie i autorka zdjęcia u góry po lewej nazywa się viria13 ;p

      Usuń
    4. No na pewno, więc spokojnie, nie narzekałby xd
      szkiców nie pokażę, ale mogę Ci pokazać kartę postaci Lu xd szkice, jak już je zeskanuję i pokoloruję na kompie będę mogła Ci pokazać gotowe, ale tylko jeżeli chcesz xd
      a oto Lu xd
      http://fc09.deviantart.net/fs70/f/2013/308/9/4/lf___lucy_happymeal_by_trisvita-d6sy0pz.png

      ooo, dziękuję! *^* To poogarniam jej prace i pewnie ją zaobserwuję :D

      Usuń
    5. Karta postaci wyszła Ci naprawdę super *.* Oczywiście, że będę chciała to potem zobaczyć! :D

      Usuń
    6. o wow, miło mi to słyszeć *^* Tylko tam to już nie jest sama Lu na szczęście i będzie to normalny rys, nie jak ta karta ^^ Ale w takim razie z chęcią Ci potem pokażę :)

      Usuń
  11. Ja tam to się cieszę z nadmiaru Jamesa i Lily, co jest dziwne, bo toleruję ich w takiej ilości tylko na twoim blogu ^^
    A więc Lily była stalkowana. No proszę, nawet czarodzieje muszą borykać się czasem z problemami mugolów (lub z problematycznymi mugolami?) :)
    Peter coraz bardziej się gubi. I powoli robi mi się go żal. Co jest zresztą dziwne, ale rozumiem już dlaczego zrobił to, co zrobił. Co nim kierowało.


    --
    Całkiem duża musiała być ta przestrzeń między zbrojami skoro się w nią zmieścił. W końcu zjada codziennie tyle słodyczy ^^

    OdpowiedzUsuń