wtorek, 13 sierpnia 2013

9. W pułapce uczuć


             Ciekawe, kiedy któryś z nich wróci? Może uda mi się to znaleźć, zanim wrócą. Przecież wyszli całkiem niedawno, więc nie powinni prędko tu być.
               Peter bił się z myślami, siedząc na brzegu łóżka i spoglądając to na drzwi, to na szafkę Jamesa. Wczoraj wieczorem widział, jak chłopak chował list od rodziców gdzieś do szafki. Pettigrew wiedział, że jeśli chce dowiedzieć się, jakie nowe wieści otrzymał Potter, musiał szybko znaleźć wiadomość, nim okularnik ją spali. Pokręcił nosem i powoli wstał, nie spuszczając wzrok z drzwi. Robił źle i ta myśl ciągle tkwiła w dalekim zakątku jego umysłu, ale obiecał Ślizgonom, że będzie dla nich szpiegował. A obietnic należy dotrzymywać, prawda?
               Z bijącym sercem i zarumienionymi policzkami, poczłapał w stronę łóżka Jamesa. Przechodząc przez dormitorium, wciąż z niepokojem zerkał na drzwi. Robiło mu się gorąco na samą myśl, że mógłby zostać przyłapany. Remusa jeszcze by przeżył, ale Syriusz i James. Obaj potrafili być bardzo wybuchowi… co oni mogliby sobie pomyśleć? Jakie, by wyciągnęli wnioski, widząc go szperającego w szafce Pottera? Wzdrygnął się i zatrzymał dwie stopy przed wcześniej wspomnianym meblem.
               Czy naprawdę chciał to zrobić? Zdradzić przyjaciół? Warto było poświęcić ich dla potęgi i sławy? Dla akceptacji przez Lorda Voldemorta? Czy Peter Pettigrew rzeczywiście miał aż taki wielki żal do swoich przyjaciół? Podrapał się po głowie. A może wystarczyła rozmowa?
               Jego dłoń znieruchomiała w połowie drogi do pierwszej szuflady. Pomyślał, że to wcale nie byłoby takie głupie, ale przecież oni mogą go wyśmiać! Jęknął cicho i zaczął grzebać w rzeczach Jamesa. Czuł się, jak ktoś zły, jak… Przełknął głośno ślinę. Nawet nie potrafił wypowiedzieć tego określenia w myślach.
               Ściągnął brwi i przeklął pod nosem, znajdując jakieś stare zdjęcia, śmieci i notatki – tylko nie listu. Zapominając o tym, że w każdej chwili ktoś może tu wejść, zatrzasnął z hukiem pierwszą szufladę i otworzył drugą. Tam znajdowało się kilka schludnie ułożonych pergaminów, a pod nimi książka, z której wystawała… koperta. Twarz Petera rozjaśnił szeroki uśmiech zadowolenia. Przesunął pergaminy na bok.
- Peter? – spytał zaskoczony James, zamykając za sobą drzwi. – Co ty robisz?
               Glizdogon zamarł, a jego uśmiech momentalnie przybladł – tak samo, jak rumieńce. Zamrugał przestraszony powiekami i powoli wyprostował się. Miał wrażenie, że serce zaraz wyrwie mu się z klatki piersiowej. Zacisnął zęby, czując jak zimny pot zalewa jego ciało. Nieznacznie odetchnął i spróbował przybrać maskę niewinnego Gryfona. Odwrócił się przodem do zszokowanego Pottera, gorączkowo zastanawiając się nad tym, co mógłby mu powiedzieć.
- James… - powiedział drżącym głosem. Skarcił się w duchu. – Jako szczur… wyczułem czekoladki – wytłumaczył nieco pewniej, wyzywając w myślach samego siebie od idiotów.
               Rogacz zmarszczył czoło i zmierzył przyjaciela uważnym spojrzeniem. Glizdogon niemal skulił się pod ostrzałem orzechowych tęczówek Pottera.
- Remus ma czekoladki – odparł sucho, wskazując ręką łóżko po drugiej stronie dormitorium.
- Oh, doprawdy? – zdziwił się teatralnie Peter, czując kropelki potu spływające po jego czole i plecach. – Mój węch ostatnio coś szwankuje… - burknął, wzruszając ramionami.
- Najwyraźniej.
               Pettigrew szybko odszedł od łóżka Pottera i ruszył w stronę drzwi. Choć starał się tego nie okazywać, cały drżał. Złapał klamkę w taki sposób, jakby była ona jego ostatnią deską ratunku i w trybie natychmiastowym opuścił dormitorium, zostawiając zamyślonego Jamesa.
               Czarnowłosy jeszcze przez chwilę wpatrywał się w drzwi, za którymi zniknął jego przyjaciel. Miał wrażenie, że coś było zdecydowanie nie tak. Zmierzwił sobie włosy i spuścił wzrok na odsuniętą szufladę, w której znajdował się list od rodziców. Czyżby Peter go… okłamał? Nie. James nawet nie chciał o tym myśleć, bo to by oznaczało, że przyjaźń, w jaką od zawsze wierzył  była tylko iluzją. Wzdrygnął się.
               A może Peter miał kłopoty?
               I pewna myśl spadła na Pottera niczym grom z jasnego nieba. Momentalnie zbladł, uświadamiając sobie niezbyt przyjemną rzecz. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak naprawdę, szczerze, rozmawiał z Peterem. Niemal od początku siódmej klasy właściwie go ignorował i nie bardzo przejmował się tym, gdzie chodził Pettigrew. Mógł się też wytłumaczyć tym, że martwił się o Lily, ale… w końcu Glizdogon był jego przyjacielem od pierwszej klasy, prawda?
               Pokręcił głową, pomstując nad własnym kretynizmem. Chyba należy to naprawić, pomyślał gorzko.
               Wciąż, jednak nie dawała mu spokoju jedna rzecz.
               Dlaczego Peter grzebał w jego szafce, podczas, kiedy szczury miały dobry węch i bez problemu wykrywały jedzenie? Dlaczego nie szukał czekoladek pod postacią tego zwierzęcia?

*


               Wypuścił powietrze ze świstem i oparł się o przyjemnie zimną ścianę. Spojrzał na zegarek, który wskazywał godzinę osiemnastą. Cieszył się, że przyszedł punktualnie. W głowie jeszcze szumiały mu słowa Jamesa: Lepiej, żebyś się nie spóźnił. Inaczej pomyśli, że ją lekceważysz i zwyczajnie da ci kosza. Przy tym jego wargi drgały podejrzanie, więc Syriusz domyślił się, że jego przyjaciel miał niezły ubaw. Jednak wolał go posłuchać. Tak na wszelki wypadek.
               Przeczesał nerwowo włosy, kiedy usłyszał znajome rytmiczne kroki. Wsadził dłonie do kieszeni i uśmiechnął się szelmowsko – chciał wyglądać na jak najbardziej wyluzowanego. Zastanawiał się, czy to było normalne, że tak reaguje, kiedy ona się zbliżała? To żałosne. Zachowuję się jak baba przed randką, pomyślał, wywracając oczami.
- Jak zwykle pewny siebie – powiedziała, stając pół stopy przed nim.
 Jej delikatną twarz ozdabiał subtelny uśmiech. Miała na sobie legginsy, ciemnozieloną tunikę i brązowy płaszcz przeciwdeszczowy. Syriusz miał cichą nadzieję, że nawet w takim okryciu będzie jej zimno. Miałby wtedy pretekst, aby być bliżej niej. Odchrząknął.
- W przeciwnym razie nie byłbym sobą – odparł, odpychając się od ściany. – Idziemy?
               Kulturalnie ofiarował jej swoje ramię, a przy tym był przekonany, że Paige, jak to ona, zignoruje ten gest. Dlatego też był mile zaskoczony, kiedy ona bez jakiegokolwiek skrzywienia się, chwyciła go i pociągnęła w stronę wyjścia. W tej chwili poczuł się, jakby był z właściwą osobą w odpowiednim miejscu i czasie. Uśmiechnął się jeszcze szerzej i z ukosa zerknął na Krukonkę.
- Nienawidzę takiej pogody – burknęła Paige, krzywiąc się.
               Syriusz spojrzał na szare chmury, z których w każdej chwili mógł lunąć deszcz. Było chłodno i ponuro, a wiatr nie przestawał smagać ich w twarze. Ale nawet taka pogoda nie była w stanie zepsuć dobrego humoru Blacka.
- Chcesz wrócić do zamku? Nie braknie tam miejsc, których mógłbym ci pokazać. – Poruszył sugestywnie brwiami, na co dziewczyna zaśmiała się krótko i pokręciła głową.
- Nie, jest w porządku. Tylko… trochę zimno. – Na jej policzkach wykwitły rumieńce.
               Black tylko czekał na tę chwilę. Powstrzymał triumfujący uśmiech i jak gdyby nigdy nic, objął dziewczynę i mocno do siebie przycisnął.
- Cieplej? – wyszeptał jej do ucha.
- Mhm. – Wsadziła dłoń do tylnej kieszeni jego spodni.
               Jego krew przyjęła temperaturę wrzenia i w tej chwili dziękował Merlinowi za taką pogodę. Pociągnął nosem. Ładnie pachniała – lawendą.
- Więc, co mówisz każdej dziewczynie, kiedy już się z tobą umówi? – Jej oczy błyszczały, a brzoskwiniowe usta drżały z rozbawienia.
               Przełknął głośno ślinę.
- Jesteś czwartą dziewczyną, z którą się umówiłem, więc nie sądzę, aby należało mówić o mnie jak o kobieciarzu – odparł miękko.
               Poczuł na sobie jej zdziwiony wzrok.
- Czwartą w tej klasie?
- Nie, czwartą w życiu. – Wzruszył ramionami.
               Zapadła cisza, która powoli zaczęła ciążyć Syriuszowi. Usilnie starał się znaleźć w głowie jakiś temat… w ogóle mieli jakiś wspólny temat? Zaczął zastanawiać się, o czym James zawsze gadał z Lily, skoro ona nie interesowała się Quidditchem, a on nie chciał słuchać o nauce. O czym gadają, kiedy się nie całują? Mogłem się go o to spytać. Ale tego nie zrobił, bo myślał, że nie będzie tak trudno nawiązać z nią rozmowę.
               Niemal odetchnął z ulgą, kiedy Paige odezwała się.
- Idziemy w jakieś konkretne miejsce, czy po prostu przed siebie?
- Byłaś już w Zakazanym Lesie? – spytał po chwili zastanowienia, uśmiechając się zawadiacko.
*
               Przez zatłoczony korytarz szła rudowłosa dziewczyna, co chwila zaśmiewająca się z żartów swojej przyjaciółki. Pod sufitem latały serduszka z białymi skrzydełkami i kupidyny roznoszące walentynkową pocztę. Gdzieś przebiegały niezidentyfikowane małe stwory roznoszące na tacy ciasteczka z wróżbami.
               Lily pomyślała, że w tym roku ozdoby były nieco tandetne, lecz nie narzekała, wiedząc, jak bardzo podobają się Elizabeth. Powell, jako wieczna niepoprawna romantyczka, uwielbiała Walentynki i nie przeszkadzało jej to, że musiała uważać, ażeby nie stuknąć się z kupidynem. Jej humor znacznie polepszył się, kiedy na śniadanie dostała kilka kartek z życzeniami.
               Niestety, Lily trudno było dzielić się radością z przyjaciółką. Odkąd Potter zaczął się za nią uganiać, z przerażeniem odliczała dni dzielące ją od święta zakochanych. Od piątej klasy nie należał on do jej ulubionych.
               Kiedy tylko zasiadła do śniadania, sowa przyniosła cały wór wyjców oraz kartek z życzeniami i nawet to, że były podpisane: Tajemniczy Wielbiciel, nie zmyliło jej, co do osoby, która to przysłała. Wystarczyło przeczytać postscriptum (Evans, umówisz się ze mną?), spojrzeć na szczerzącego się Jamesa Pottera i dodać dwa do dwóch.
               A potem nie widziała go na przerwach, nie podbiegał do niej, nie denerwował jej, przez lekcje siedział cicho, wywiercając orzechowymi oczami dziurę w jej plecach. I teraz Evans była pewna, że wolałaby, aby latał za nią i śpiewał serenady. Przynajmniej miałaby pewność, że niczego nie kombinuje, a tak to… była przerażona. Znała go nie od dziś i mogła się po nim spodziewać właściwie wszystkiego.
               Właśnie przechodziły obok posągu jakiegoś czarodzieja, idąc na ostatnią lekcję, kiedy Lily usłyszała znajome głosy. Zwolniła kroku i kompletnie zignorowała Elizabeth, która nawijała o jakiejś parze Puchonów.
- … odwrócimy uwagę. – To na pewno był Syriusz.
- No dobra, ale jak ona mnie pobije? – szepnął James.
- Nie pierwszy i nie ostatni raz…
- Na brodę Merlina, bądź facetem!
- To powinieneś się cieszyć, że w ogóle cię dotknęła.
- Nie rozumiem, dlaczego się z wami przyjaźnię – burknął oburzony Potter.
- Bo mamy świetne pomysły na zdobycie Evans? – podsunął Black.
- Dobra, ale jak to nie wypali, to się do was już nie odezwę.
- Okej, no to…
               Lily już nie usłyszała, co chciał powiedzieć Remus, bo została pociągnięta przez Elizabeth.
 - Ale ja… oni… - jąkała się rudowłosa.
- Chodź, bo się spóźnimy.
Evans spojrzała przez ramię i zdołała uchwycić spojrzenie Pottera, który szczerząc się, pomachał jej. Przełknęła głośno ślinę, modląc się o natychmiastowy koniec świata. Byleby tylko nie musiała wiedzieć, co wymyślił jej natrętny adorator.
Godzinę później, wychodząc z klasy, nie mogła uwierzyć w to, jak czas może szybko płynąć. Potrącana przez innych uczniów, uczepiła się ramienia przyjaciółki, jakby bała się, że zaraz jakiś potwór zechce ją porwać. Elizabeth spojrzała z zaskoczeniem na Lily, lecz szybko jej uwagę, jak i reszty uczniów, przykuł nagły wybuch, a potem setka wróżek, które wywołały zamieszanie. Przez to wszystko, Evans straciła z oczu Powell.
Kiedy przeciskała się przez uczniów, ktoś złapał ją w pasie. Wrzasnęła i zaczęła wierzgać nogami, ale osoba, która przerzuciła ją sobie przez ramię, nie przejmowała się. Po chwili znajdowała się już daleko od całego zamieszania.
- Kimkolwiek jesteś, masz mnie w tej chwili puścić! Jestem Prefektem i rozkazuje ci to zrobić, inaczej pożałujesz! – zagroziła mu.
               Usłyszała krótki śmiech, który bez problemu rozpoznała. Zacisnęła zęby i walnęła chłopaka w plecy.
- Jesteś słodka, kiedy się wkurzasz – powiedział miękko James.
- Merlinie, coś ty znowu wymyślił? – warknęła, próbując dosięgnąć różdżki, a kiedy to się już udało, okazało się, że jej nie ma. – I gdzie moja różdżka?!
- Skonfiskowałem ci ją na jakiś czas. Środki ostrożności, kochanie.
- Nie jestem twoim „kochaniem”, Potter.
- Jak chcesz. – Wzruszył ramionami.
               Zadrżała, kiedy wyszli na dwór. Z przerażeniem spojrzała na ślady, jakie Potter pozostawiał w śniegu.
- Gdzie ty mnie niesiesz? – spytała powoli, akcentując każdą literkę.
- To niespodzianka.
               Skrzywiła się. Niespodzianki w wykonaniu Jamesa Pottera nigdy jej się nie podobały i nie sądziła, aby ta miała ją zainteresować. Spojrzała znudzonym wzrokiem na oddalający się zamek. Nie wierzgała i nie opierała się, bo wiedziała, że to i tak nic nie da. Okularnik był od niej dużo wyższy i silniejszy… wolała zachować siły na później. Zazgrzytała zębami z zimna.
- Zimno ci? – spytał z troską James.
- Coś ty – burknęła, nieco zaskoczona tonem jego głosu. Nie dała się jednak zwieść.
- Już niedaleko.
               Po dwóch minutach weszli do Zakazanego Lasu. Lily uniosła głowę i rozejrzała się, wystraszona. Łamali regulamin! Jak ktoś się dowie, gdzie byli, to po nich… Po niej! McGonagall ją zabije, wiedziała o tym. O ile wcześniej nie zrobi tego jakiś potwór. Zadrżała, ale już nie z zimna.
- Potter, co ty wyprawiasz? – syknęła, waląc go w ramię.
- Już prawie jesteśmy – oświadczył, stawiając ją. Przekrzywił głowę i przyjrzał się jej zarumienionym policzkom i zielonym oczom błyszczącym z wściekłości.
               Kiedy miała się już odezwać, zdjął swoją szatę i okrył nią dziewczynę, głośno przełykając ślinę.
- Zanim cokolwiek powiesz bądź uciekniesz, rzuć okiem tylko na to… - wyszeptał prosząco, kiwając głową za siebie.
               Dziewczyna niepewnie spojrzała na jego blady uśmiech i nie mogła uwierzyć w to, że jeszcze na niego nie nakrzyczała. Nie mogła też uwierzyć w to, że pokiwała twierdząco głową. Ale wiedziała, że nigdy nie zapomni tego szczęśliwego uśmiechu, który wymalował się na twarzy Jamesa.
- Wiesz, co? Już bym wolała gdybyś łaził za mną i śpiewał serenady. – Westchnęła zrezygnowana.
- Co? Czemu? – Potter wyglądał na szczerze zdziwionego.
- Przynajmniej miałabym pewność, że niczego nie kombinujesz. Przerażają mnie twoje niespodzianki.
               Chłopak roześmiał się głośno i złapał ją za rękę, po czym pomógł przejść przez gałęzie, a potem wyszli na niewielką polankę. Jej oczy rozszerzyły się, kiedy ujrzała jednorożca. Z niedowierzaniem spojrzała na Pottera, który wpatrywał się w nią, oczekując reakcji. Nie mogła się nie uśmiechnąć. Podczas, kiedy ona obawiała się najgorszego, on zwyczajnie pokazał jej jednorożca.
               Był piękny. Biały, smukły, ze złotymi kopytami i perłowobiałą grzywą. Spojrzał na nią, kiedy powoli podchodziła, nie chcąc go spłoszyć. Pochylił lekko głowę i także zbliżył się do niej, pozwalając, aby go pogłaskała.  Na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech i pomyślała, że dzisiejszy dzień może nie będzie taki zły. Trudno jej było nie spojrzeć do tyłu, na Pottera, który wpatrywał się w nią jakoś tak… dziwnie. Oddech przyspieszył, serce niekontrolowanie zaczęło szybciej bić. A ona się tego przestraszyła.
               Czemu jej ciało tak zareagowało, kiedy na niego spojrzała? Może, jednak powinna na niego nakrzyczeć?
               Odwróciła wzrok na jednorożca. W jego oczach widziała swoje odbicie. Przygryzła dolną wargę i po trzech minutach w końcu wróciła do Pottera, który obserwował każdy jej ruch. Pomyślała, że chciałaby, aby jej dusza utonęła w jego orzechowych tęczówkach i wirowała w nich już zawsze. Potrząsnęła głową, odwracając wzrok. I zarumieniła się. Merlinie, mam nadzieję, że tego nie zauważył, przeszło jej przez myśl.
- Nadal jesteś przerażona moją niespodzianką? – spytał, uśmiechając się z rozbawienia.
- Jeśli już nic więcej nie przygotowałeś, to nie, nie jestem przerażona – odpowiedziała, wreszcie na niego spoglądając, czego od razu pożałowała.
- No cóż, mogłem jeszcze posłuchać Łapy i zabrać cię na romantyczną przejażdżkę moją miotłą, ale… potem przypomniałem sobie trzecią klasę. – Wyszczerzył się.
- Tak na przyszłość… nie słuchaj Blacka, bo on się nie zna – poradziła mu, unosząc brwi.
- Okej, zapamiętam. – Mrugnął do niej.
               Stała nieruchomo, niezdolna do odwrócenia głowy od jego oczu, które skrywały tak wiele uczuć. Choć w tej chwili miała wrażenie, że może wszystkie odczytać.
- Czemu się tak na mnie patrzysz? – Przełknęła głośno ślinę, jeszcze bardziej się czerwieniąc.
               Co się ze mną dzieje?!, pomyślała ze złością. Nie mogła się ruszyć, stopy jakby wrosły w ziemię i w dodatku jej dusza chyba już naprawdę wirowała w oczach chłopaka.
- Bo się zakochałem – wyszeptał, nachylając się ku niej.
               Przez chwilę jakby obawiał się, że zaraz go uderzy, lecz, kiedy ona nic nie zrobiła, nabrał pewności siebie i po prostu ją pocałował. Nie zaborczo, ale z jak największą delikatnością – jakby czekając na jej odpowiedź. I się jej doczekał.
               Objęła jego szyję i wspięła się na palce, całkowicie wbrew sobie. Wbrew rozumowi i całemu światu. Wbrew swojej dumie. I choć potem możliwe, że będzie tego żałować, trudno było jej to przerwać.
               Odetchnęła głęboko i spojrzała przed siebie, czekając aż przejdzie ból głowy, który zawsze jej towarzyszył, kiedy powracały wspomnienia. Puls wciąż nie zwalniał, a na ustach… Dotknęła ich opuszkami palców. Wciąż czuła ciepły dotyk jego warg i smak słów, które wypowiedział. Pomyślała, że miło by znowu polatać, czując go. Mimowolnie uśmiechnęła się i przeniosła spojrzenie na przyjaciółkę, która przyglądała się jej z niepokojem.
- Lily? – Dotknęła jej drżącego ramienia.
- Czy możesz mi powiedzieć, co się wydarzyło w trzeciej klasie? To znaczy, czy latałam z Jamesem na miotle? – spytała nienaturalnie zainteresowana Evansówna, prostując się i z wyczekiwaniem spoglądając na Elizabeth.
               Blondynka zmarszczyła czoło, a potem wybuchła krótkim śmiechem.
- W trzeciej klasie bardzo dużo kłóciłaś się z Jamesem – wydęła wargi – właściwie w czwartej też dawaliście sobie nieźle po pyskach. W każdym razie, w drugim semestrze, to był chyba początek maja, powiedział ci, że wcale nie jesteś taka utalentowana, bo nie umiesz latać na miotle. Oczywiście, ty musiała utrzeć mu nosa, więc zabrałaś mu miotłę i poleciałaś… - zacięła się.
- No, i co było dalej? – dopytywała się Lily, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Kiedy byłaś już dość wysoko, nie potrafiłaś zapanować nad miotłą i poleciałaś nad sam środek jeziora. James wziął miotłę od kogoś z drużyny i poleciał za tobą. Wiesz, może i wtedy nie bardzo za sobą przepadaliście, a Potter był jeszcze małym gówniarzem, ale… wtedy naprawdę się martwił. I był przerażony…
- Może bał się o miotłę?
- Nie. Ma bogatych rodziców, więc w każdej chwili mógł dostać nową – parsknęła Powell. – No, i poleciał za tobą, ale chyba o coś się poszarpaliście znowu i oboje spadliście do jeziora. Potem nie odzywaliście się do siebie aż do wakacji… - Przygryzła wargę i wyglądało na to, że chce coś jeszcze dodać.
               Evans zmarszczyła nos i zaczęła układać sobie w głowie to, co powiedziała jej Elizabeth. A więc do piątej klasy jawnie nienawidziła się z Jamesem, potem on nagle zaczął do niej zarywać. Czemu tak nagle zmienił zdanie? I dlaczego Powell tak dziwnie zakończyła swoją opowieść? Przyjrzała się przyjaciółce, która z nieodgadnioną miną huśtała się na piętach i wpatrywała w szare chmury. 
- Elizabeth? Czy czegoś mi jeszcze nie powiedziałaś? – spytała powoli Lily, wpatrując się w znajome zbliżające się sylwetki.
- Eee, sama nie wiem. Znaczy, w wakacje pomiędzy trzecią a czwartą klasą coś się wydarzyło pomiędzy tobą i Jamesem. Przynajmniej tak mi coś napomknął Syriusz, ale on sam nie wiedział, o co chodzi. A ty… nie chciałaś mi nic powiedzieć, chociaż raz byłaś tego bliska, lecz coś ci przeszkodziło. W każdym razie, w czwartej klasie ty i James żarliście się o wiele gorzej niż to w ogóle było możliwe. I wciąż próbuję dojść do tego, jakim cudem oboje jeszcze żyjecie. – Uśmiechnęła się lekko.
               W wakacje pomiędzy trzecią a czwartą klasą coś się wydarzyło pomiędzy tobą i Jamesem. Lily przygryzła policzki od środka i zmrużyła oczy, starając się coś sobie przypomnieć, lecz na marne. Wiedziała, że będzie musiała pogadać o tym z Jamesem. Teraz prawdopodobnie był pilnowany przez Remusa w pokoju wspólnym Gryfonów. Ostatnio trochę nazbierało mu się zaległości i musiał je jak najszybciej nadrobić.
- Cześć, Black. Hej, Paige – burknęła Elizabeth, tym samym wyrywając Lily z zamyślenia.
- Cześć, Powell. Lily – przywitał się wesoło Syriusz.
- Hej – powiedziała Evans, przyglądając się Paige. – Jestem Lily. – Wyciągnęła dłoń w stronę dziewczyny, która ją uścisnęła.
- Paige. – Kiwnęła głową z szerokim uśmiechem.
- Znacie się? – zdziwił się Syriusz, spoglądając na Powell.
- Tak, chodzimy razem na Numerologię. – Wzruszyła obojętnie ramionami blondynka. – Ee, słuchajcie, my już musimy iść. Lily ma bardzo ważną sprawę do Jamesa – wyjaśniła i pociągnęła swoją przyjaciółkę za ramię, nie zważając na ich zdziwione miny. – Cześć!
- Co ty wyprawiasz? – syknęła Evans, kiedy już się oddaliły. – No? – Nachyliła się ku przyjaciółce, spoglądając na nią z wyczekiwaniem.
- Nie przepadam za Carey – burknęła blondynka, krzywiąc się.
               Evans westchnęła z dezaprobatą i powstrzymała słowa cisnące się jej na usta. Zamiast tego zapytała, z jakiego powodu za nią nie przepada.
- Tak… po prostu. – Wzruszyła ramionami, wchodząc do zamku.
- No, ale nie można nie lubić ludzi tak po prostu! – zaprotestowała Lily, wznosząc oczy ku niebu.
- Uwierz mi, można… I czy możemy zakończyć ten temat? – poprosiła Elizabeth, przygryzając wargę. – Proszę!
- Niech ci będzie, ale jeszcze kiedyś do tego wrócimy – mruknęła niezadowolona Evans i wywróciła oczami na widok szerokiego uśmiechu blondynki.
*
               Lily odsunęła od siebie podręcznik od transmutacji, po czym przeciągnęła się, potężnie ziewając. Spojrzała na zegarek, który wskazywał godzinę dziesiątą w nocy. Zeskoczyła z łóżka i zwróciła swoją uwagę na Elizabeth, blondynka już dawno pochrapywała nad książką od obrony przed czarną magią. Evans ostrożnie zabrała przyjaciółce wolumin, który położyła na szafce obok, a dziewczynę przykryła kołdrą.
               Rozejrzała się po dormitorium. Pozostałe współlokatorki już szykowały się do pójścia spać, nawet nie zwracając uwagi na rudowłosą. Z racji, że nie bardzo chciało jej się spać, postanowiła pójść do pokoju wspólnego i sprawdzić, czy James i Remus jeszcze tam są. Po cichu wymknęła się z pomieszczenia i na paluszkach pokonała schody. Kiedy zeszła, dostrzegła, że oprócz Pottera pochylającego się nad pergaminem i zacięcie skrobiącego, nikogo już nie było. Powoli podeszła i usiadła w fotelu, podkulając nogi. James natychmiast podniósł głowę i uśmiechnął się szczerze do Lily.
- Czemu jeszcze nie śpisz? – spytał, drapiąc się po głowie, po czym powrócił do pisania eseju.
- Nie chce mi się. Dużo ci jeszcze zostało? – Oparła podbródek na kolanach.
- Nie, właśnie kończę ostatnie. – Westchnął.
               Potter zaczął mruczeć pod nosem słowa, które następnie pojawiały się na pergaminie po jego zamaszystych ruchach piórem. Co jakiś czas marszczył czoło bądź kręcił głową albo wzdychał. Wyglądał przy tym dość zabawnie, ale dziewczyna powstrzymała chichot, aby nie zdekoncentrować okularnika. Ograniczyła się tylko do uważnego obserwowania go i rozmyślania.
               Cieszyła się, że udało im się dojść do porozumienia, bo dzięki niemu wszystko było jaśniejsze. Wyjaśnił kilka spraw i teraz było jej znacznie łatwiej odnaleźć się w nowej sytuacji. Była mu wdzięczna także za to, że nie naciskał na nią. Domyślała się, jak musiał się czuć, kiedy ona go nie pamiętała, chociaż przed wypadkiem byli razem. Wiedziała, że nie tylko jej było ciężko.
- Skończyłem – powiedział zwycięsko James, wstając z podłogi i opadając na fotel stojący obok niej.  – Jak się czujesz, Lily? – spytał, wpatrując się w nią z troską.
               Zawsze robiło jej się ciepło na sercu, kiedy James patrzył na nią w taki sposób. I tym razem też tak było. Uśmiechnęła się subtelnie.
- Z każdym dniem coraz lepiej.
               Pokiwał głową i zmierzwił sobie włosy, na co dziewczyna przewróciła z rozbawieniem oczami. Pomyślała, że teraz ma szansę, aby spytać się o to, co wydarzyło się pomiędzy nimi jakieś trzy lata temu. Odchrząknęła i otworzyła usta, lecz ktoś jej przeszkodził.
- Witajcie, gołąbeczki! – zawołał radośnie Syriusz, rzucając się na kanapę. – Was też tak rozpiera szczęście, że nie możecie spać? – zapytał dziarsko.
- Nawet nie wiesz, jak wielka – burknął James, niezadowolony z tego, że przyjaciel mu przeszkodził.  
               Zauważył, że Lily chciała mu coś najwyraźniej ważnego powiedzieć, a teraz będzie musiał poczekać do jutra, aż się dowie, o co chodzi.
- Jak tam z Paige? – zagadnęła Evans.
- Świetnie. Uwielbiam tę dziewczynę i jej poczucie humoru… i całkowicie się już do mnie przekonała. Mówiłem ci, Rogaczu, że to tylko kwestia czasu. – Wyszczerzył się, wpatrując w sufit. – A tak swoją drogą, co ty dzisiaj robiłeś z tą blondwłosą Puchonką, stary? Ona nawet nie jest tak w połowie ładna jak nasz rudy Prefekt. – Mrugnął do Lily.
               Dziewczyna gwałtownie wyprostowała się i spojrzała na zaskoczonego Pottera. Blondwłosa Puchonka?, syknęła w myślach. Zacisnęła zęby, czując, jak wzbiera w niej wściekłość. Czyli to tak, że ona straciła pamięć, a on zaczął umawiać się już z kimś innym? Nie mogła uwierzyć w to, że James mógłby jej to zrobić. Z drugiej strony, czemu ona się dziwiła? Sama powiedziała mu, że chce na razie tylko przyjaźni. Co nie zmieniało faktu, że była zła i niesamowicie zazdrosna.
- O czym on mówi? – spytała zimno Evans.
- Ja… Lily… ty jesteś zazdrosna? – wyjąkał James, otwierając szerzej oczy.
- Oczywiście, że nie. Czemu miałabym być zazdrosna o takiego kretyna? – powiedziała sucho, ściskając poręcz fotela. – Więc, o jakiej Puchonce on mówi? – ponagliła go, czerwieniejąc na twarzy.
- Nie mam pojęcia, przysięgam! Nie gadałem z żadną blondynką z Hufflepuffu! – zarzekał się Potter, przełykając głośno ślinę i unosząc dłonie w geście obronnym.
- Jasne – warknęła, wstając. – Idę spać. Żegnam was – pożegnała ich oschle i z wysoko uniesioną głową wspięła się po schodach.
               Syriusz spoglądał z niedowierzaniem to na Jamesa, to na miejsce, gdzie zniknęła Evans. 
- Oho, chyba Evans powraca. Ostatni raz była taka wkurzona w wakacje, kiedy ta twoja urocza sąsiadka przyniosła ci ciasto w podziękowaniu za pomoc. – Parsknął śmiechem.
- Łapo! Ja nie gadałem z żadną Puchonką! – warknął, podrywając się z fotela.
               Black wydął wargi i wpatrzył się w sufit, jakby to było najciekawszą rzeczą na świecie.
- Wiem. To był tylko taki żarcik.

_____________

Okej, rozdział wreszcie jest po 3 tygodniach. Starałam się, jak mogłam, aby było więcej opisów niż dialogów, ale mam wrażenie, że pod koniec szlag trafił moje starania -  co nie zmienia faktu, że bardzo przyjemnie pisało mi się ten rozdział ;). Miałam tylko mały problem z tytułem, ale mam nadzieję, że podołałam zadaniu i "W pułapce uczuć" choć trochę pasuje do treści ;).

24 komentarze:

  1. Pierwsza? :D Zaklepuję miejsce i biorę się za czytanie. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hah, gratuluję i życzę miłej lektury ^.^

      Usuń
    2. Mam mały poślizg, bo jeszcze musiałam wyjść z psem, zanim się rozpadało na dobre...
      Zacznę od tego, że razem z Elizabeth nie przepadamy za Carey! Blondynka zyskała moją sympatię tym pięknym stwierdzeniem, że jej nie lubi, bo nie, ale ja jednak myślę, że tu chodzi o Syriusza, który swoją drogą jest uroczy, jak chodzi o dziewczyny. *u*
      O borze, James, walentynki, jednorożec... <3 Nie wiem co napisać, to było piękne.
      NA TYM KONIEC MOICH WESTCHNIEŃ... Jak mnie Syriusz totalnie wkurzył na końcu. :( Czemu tak sobie pogrywa z Lilką i robi przyjacielowi pod górkę? To było chamskie. :D Nie spodzie... czekaj, jednak spodziewałabym się tego po nim.
      Brzydzę się Glizdogonem, a przynajmniej brzydziłabym się doszczętnie, gdyby nie to głupie poczucie, że oni go skrzywdzili. On zrobi im większą krzywdę, niż oni wszyscy jemu razem wzięci, jednak i tak mi go żal. Tylko czekam na jakieś wydarzenie, kiedy oni zachowają się jak prawdziwi przyjaciele, zrobią dla niego coś miłego, dadzą coś, poświęcą uwagę - a potem biednego szczurka zeżrą wyrzuty sumienia, a i tak wbije nóż w plecy Jamesowi... Ale przynajmniej zniknie moja litość do tego stworzenia. C:
      Pozdrawiam serdecznie! :*

      Usuń
    3. Haha, ja sama na temat Carey nie będę się na razie wypowiadała, bo ta Krukonka będzie na razie swojego rodzaju tajemnicą. Powiem tylko tyle, ze nie chodzi o Syriusz, bo przecież Liz zabujała się w naszym wilkołaku :).
      Taki właśnie jest Syriusz. Czasem ma te chwile, kiedy coś nieumyślne zrobi. Pewnie myślał, że to będzie zabawne dla wszystkich... Tak samo jak to było w szostej klasie z Severusem ;p.
      Co do Glizdogona, mam co do niego pewne plany i mam nadzieje, że Cię nimi nie zawiodę :).
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz ;*

      Usuń
  2. Oj, ten Syriusz jest strasznie denerwującym człowiekiem. Jak on może tak sobie pogrywać z Lily?! No i James, wcale nie zareagował na tą głupią odzywkę Łapy tak jak powinien.
    Oj, teraz bedzie się musiał tłumaczyć pannie Evans. Oj, będzie.
    Rozdział bardzo fajnie się czytało, wyłapałam kilka literówek, ale nie jakoś mocno rażących w oczy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy nie przepadałam za Peterem, bo był tchórzem i zdrajcą, ale tak sobie myślę, że jednak trochę mi go żal. Czuł się pewnie odrzucony i niedoceniany, kiedy wszyscy przyjaciele zaczynali umawiać się z dziewczynami i nie mieli dla niego tyle czasu, co kiedyś. On został sam i pewnie właśnie wtedy zaczął zbaczać na złą drogę, bo będąc marginalizowany przez starych przyjaciół, zaczął sobie szukać nowych, co później pociągnęło za sobą takie konsekwencje...
    W każdym razie, wracając do twojego opowiadania, fajnie pokazałaś te jego wewnętrzne dylematy. Z jednej strony chciał przypodobać się nowemu towarzystwu i wkupić w ich łaski, z drugiej, zdawał się czuć wyrzuty sumienia, że zdradza dawnych przyjaciół. Ten moment, kiedy James go przyłapał... Myślałam, że się domyśli, ale jeszcze nie. Myślę jednak, że będzie mieć większe baczenie na Petera i może faktycznie zdobędzie się na jakąś rozmowę z nim?
    Ciekawi mnie ta Paige. Skoro Elisabeth jej nie lubi, to musi w tym coś być. I skoro jak twierdzisz, to nie z powodu Syriusza... Bo z początku myślałam, że to może jakaś zazdrość czy coś.
    Dobrze, że do Lily zaczynają wracać wspomnienia. Może jak przypomina sobie takie scenki z Jamesem, to i inne wspomnienia wrócą. W sumie fajna była ta przytoczona scenka o jednorożcu.
    A Syriusz zachował się naprawdę wrednie pod koniec. Na miejscu Jamesa jeszcze długo bym się do niego nie odezwała za taki, moim zdaniem wcale nieśmieszny, żart. Mam nadzieję, że Lily nie będzie długo żywić urazy :).
    Ogólnie rozdział wyszedł fajnie, i faktycznie było jakby troszkę więcej opisów, co mnie cieszy :).

    OdpowiedzUsuń
  4. Fragment o Peterze - genialny. Po prostu uwielbiam, jak rozbierasz jego zdradę, tchórzostwo i podłość na czynniki pierwsze, po czym okazuje się, że jest tam coś więcej.
    Wspomnienie z jednorożcem - aaach... Normalnie się rozpływam... To było takie urocze!
    Oj, widzę, że tajemnice zamiast się rozwiązyć, postanowiły się rozmnożyć. I dobrze! Te wakacje między trzecią a czwartą klasą - wyczuwam grubszą sprawę... Jestem niesamowicie ciekawa, co takiego mogło się wtedy stać! Będę to teraz cały czas rozkminiać, bez powodzenia, oczywiście. :P
    No a żarcik Syriusza był moim zdaniem przezabawny! Ja się przynajmniej uśmiałam! :D Przynajmniej już wiemy, że ta cała "przyjaźń", za którą optuje Lily to pic na wodę. =D
    No i na koniec pozwolę sobie na szatański, triumfalny śmiech - buahahahaha! Nie tylko ja uważam, że Paige to zło! Zawsze uważałam, że Elizabeth to równa babka. Zna się na ludziach, ot co. ^^
    Tytuł chyba raczej pasuje, przynajmniej moim skromnym zdaniem. Szczególnie że (jak na moje niewprawne oko) punktem kulminacyjnym tego fragmentu było wspomnienie Lily i totalny zamęt w jej serduchu.
    A podsumowując - kurczę, narobiłaś mi chrapki na następny rozdział, a teraz będę się męczyć, czekając na niego i, o zgrozo, myśląc nad tym wszystkim, co zostało niedopowiedziane...
    Pozdrawiam i szybkiej weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do tych wakacji, nie martw się, wyjaśnienie pojawi się już w nastęnym rozdziale, a następny rozdział powinien już być w ostatnim tygodniu sierpnia :).
      Wiesz.. a może Łapa własnie miał taki cel? Żeby pokazać Lily, że to nie powinna być tyko przyjaźń? :D Może pomyślał, że w ten sposób ona coś sobie przypomni? :)
      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz! :)

      Usuń
  5. Świetny rozdział. Przyjemnie się go czytało. Idealny na poprawę humoru. :D
    Pozdrawiam. ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Otwieram internet w telefonie. Mdłości po wczorajszej imprezie dają o sobie znać coraz bardziej, jednak wchodzę na bloggera, żeby sprawdzić czy ktoś nie napisał komentarza. Patrzę...i nagle wszystkie moje dolegliwości przeszły jak ręką odjął, gdy zobaczyłam ten rozdzial.
    Mam małe wątpliwości co do 'książki od Eliksirow' nie powinno być do? W sumie to już sama nie wiem :-P
    Rozdzial podoba mi się mega mega mega, jak czytam że ktoś się denerwuje to sama się zaczynam stresowac, jak czytam że komuś serce przyspiesza to i mi zaczyna mocniej bić. Ty mój wirtuozie klawiatury hihihi <3 Tak bardzo chcialam przeczytac ta rozmowę Jamesa i Lily :c Bylam niemal pewna, że przerwiesz ją. Ale wyszło to w super sposób, aczkolwiek nie lubie jak oni się kłócą wolałabym żeby byli mega szczęśliwi :3 Błędów nie widzialam, bo pewnie ich nie było. Co ją mogę więcej powiedzieć, jak już wiesz (a jezeli nie to się właśnie dowiadujesz) że to moje ulubione opowiadanie i wyczekują tego kolejnego rozdziału jak niczego innego hahaha. Teraz tak trochę krótko, bo spieszy mi się trochę, bo jestem w galerii, ale pewnie jeszcze się tu pojawie jak wrócę :-*

    Buziaki,
    Cyziulka z www.sekretna-strona.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że dopiszę coś jeszcze. Normalnie uwielbiam Syriusza Blacka, ale Ty to już przesadzasz... Twój jest taki I D E A L N Y *-* Brałabym ;3 No nie mów, że Ty nie hahaha :D
      Ale ten moment z tym przytuleniem był taki słodziutki, że normalnie nie mogłam i wymsknęło mi się takie oooołłłł *u* Takie mega piskliwe haha :D
      I jeszcze to, że umówił się tylko z 4 dziewczynami <3
      Mrrrr :D

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak ten Syriusz mógł to zrobić? Ech... :D Jednak Syriusze są narwane. Mój piesek, który ma niecały miesiąc (przy okazji: także jest doszczętnie czarny, tak jak Łapa), a do którego jeszcze nie dociera, że nazywa się Syriusz też jest ciut narwany. i bardzo dużo biega. I uwielbia gryźć koszulki :D
    Dobra, tylko o moim psie.
    Jeszcze raz: jak ten Black mógł to zrobić? No, ale nic. Przynajmniej wiem, że mogę czekać na rozmowę Lily i Jamesa :D Tak teoretycznie... A tak poza tym... Ogromnie rozsmieszyl mnie ten tekst: "Wiem. To był tylko taki żarcik.". Taki tekst króciutko, normalny, a tak mnie rozbawił :D uch...
    No i Peter. Okropny Peter. Ja rozumiem, że przyjaciele go zaniedbali i te sprawy... Ale kurczę, do cholery, dlaczego tak po prostu nie mógł porozmawiać z nimi od serca, przypomnieć się, pogadać i dowiedzieć się, o co chodzi? k#*&^4dfsdf^%! Kurde, musiałam się wyżyć. Przepraszam :D
    Ech, to by było chyba na tyle. O, jeszcze jedno: wakacje między trzecią a czwartą klasą? Jestem ciekawa.
    Życzę więc weny, czasu oraz milutkiej, przemilutkiej prawie drugiej połowy sierpnia. Pozdrawiam cieplutko, trzymaj się! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany, coś mi się porobiło ze stronką, najpierw nie chciało dodać komentarza, później dodało dwa naraz ;/

      Usuń
  9. Cześć,
    Twój blog właśnie został oceniony na http://ze-swiata-magii.blogspot.com/
    Zapraszam do wejścia ;)


    Tak poza tym - bardzo mi się podoba cała historia. A żarcik Blacka to wcale nie był dobry żart. Trudno będzie przekonać Lily... czekam na kolejną notkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. A to świnia z tego Blacka! Normalnie, zamordować, wskrzesić i jeszcze raz zamordować, żeby zapamiętał, że tak się nie żartuje w obecności Lily. Normalnie, zdenerwowałam się na niego i na tym skończę moje wywody na jego temat.
    James, normalnie, mój ideał. Jest taki słodki i kochany z tą jego miłością i troską o Lily. Liczę, że jej przejdzie na złość o tą "blond Puchonkę" (och, Black, serio?!).
    Glizdek... Cieszę się kurde, że jednak nie jest do końca zły. Wciąż ma wątpliwości, czy aby na pewno dobrze wybiera. Może się coś jeszcze zmieni. Liczę na to.
    Hmm.. jestem ciekawa, dlaczego Powell nie lubi Page.
    *.* i kocham scenę walentynkową :)
    Pozdrawiam,
    Eileen

    OdpowiedzUsuń
  11. Syriusz jest naprawdę uroczy, takie żarty sobie robić. Ale teraz przynajmniej James wie, że Lily naprawdę na nim zależy, skoro tak się zdenerwowała na wzmiankę o blondynce.
    Paige zachowuje się trochę dziwnie. Najpierw taka niedostępna była, a teraz taka miła. Całkiem przejmuje kontrolę nad Blackiem. Do tego jeszcze ta uwaga Elizabeth. Trzeba na nią uważać.
    Piękne było to wspomnienie Lily. Ani trochę cukierkowate, a James zachowywał się tak całkiem dojrzale. Ciekawi mnie co takiego wydarzyło się między nimi. Miałam nadzieję, że Lily pozna tę tajemnicę w dzisiejszej notce, a tu jeszcze trzeba poczekać.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  12. DOBRA.
    Kiedy Lily straciła pamięć stwierdziłam, że to kolejne kiczowate opowiadanie o Huncwotach, ale ale ale TWÓJ JAMES JEST BOSKI :3
    I nie mogłam przestać czytać dalej i brawo, przekonałaś mnie. Utrata pamięci okazała się całkiem trafna w Twoim przypadku i przedstawienie jej mnie urzekło. :3
    Jesteś moim Mistrzem za tak piękna kreację bohaterów. Są tacy jacy powinni być, a ja jako osoba kochająca tą erę jestem zadowolona i z utęsknieniem czekam na kolejny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Przepraszam, że tak późno komentuję, ale ostatnio mam tak wielkiego lenia i brak chęci na cokolwiek (może z wyjątkiem Dragon Age), że nie mogłam zabrać się za przeczytanie, nawet książki odeszły na jakiś daleki plan, a w wakacje zawsze dużo czytałam. Ech...
    Ale wracając do rozdziału.
    Tak też myślałam, że Peter spróbuje dostać w swoje ręce ten list, ale stawiałam na to, że nieco większy sukces osiągnie. Jednakże, biorąc pod uwagę, że Huncwoci są tak bliskimi przyjaciółmi, to mógł np. zawczasu przemyśleć ewentualną wymówkę i powiedzieć, że szuka Mapy czy czegoś. A co do teorii Jamesa, to ciężko byłoby Peterowi w postaci szczura zajrzeć do szuflady.
    Wspomnienie z walentynek śliczne i takie przyjemne na tle tego, z czym teraz musi zmagać się Lily. Na jej miejscu pewnie też obawiałabym się Jamesa, bo takiemu (i z takimi doradcami) do głowy mogło przyjść wszystko. Jednakże tak też myślałam, że czekać będzie na nią jednorożec, bo z takim wątkiem już się kilka razy spotkałam.
    A Syriusz to świnia. Sam jest szczęśliwy, szczególnie po tej randce, na dodatek wie, jaka jest sytuacja między Lily i Jamesem i w jakim stanie jest teraz dziewczyna, a i tak wyskakuje z takimi głupimi tekstami. Nie dziwię się Lily, że tak się zachowała, na jej miejscu pewnie każdy zrobiłby to samo. Przez to mocno jej współczuję, bo nie zasługuje, by tak jej w głowie mącić, gdy musi przypomnieć sobie swoją przeszłość.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Dawno minęły czasy, gdy opowiadania o Huncwotach święciły triumfy na salonach i można było spotkać je w każdym zakątku polskiej blogosfery. Wtedy strasznie mnie denerwowały, pewnie ze względu na tę ich szaloną ilość, ale teraz ucieszyłam się, że trafiłam na opowiadanie o takiej tematyce. A jeszcze moja ukochana Cintia na szablonie!
    Piszesz dobrze, sprawnie, płynnie, masz wyjątkowo lekkie pióro. No i bohaterowie, zaskakująco bliscy moim własnym wyobrażeniom. Ciekawe jak to rozegrasz :)
    A tymczasem zapraszam do mnie, byłoby miło, gdybyś zechciała wpaść. Nie jest to fanfick potterowski, bo z pisania tych już trochę wyrosłam, ale u mnie też pojawia się magia. Zapraszam.

    Www.odd- tea-party.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. PIĘKNY SZABLON!!!!!!!!!! choć muszę przyznać, że wszystkie były naprawdę dobre!

    OdpowiedzUsuń
  16. ahaha, łapa, fest, nieźle mąci, nieźle, końcówka mnie powaliła xd Nom, zresztą Syriusz jest tutaj taki... no taki Syriuszowaty xd
    Lily i Potter, jeju, oni sa tacy słodcy *^* No i te walentynki, na serio, super to opisałaś, a cała ta sytuacja była wspaniała <3 Kurcze kreujesz lepsze wątki romantyczne niż się je spotyka w niejednej powieści czy filmie, te mnie naprawdę interesują i przejmują *^* Na dodatek jakoś dają nadzieję, no, aż się wzruszam xd
    A, no i ta Krukonka... ona jest podejrzana, ciekawe co knuje, coś dziwnie się przekonała nagle do biednego Łapcia... hmm.... nom, jestem naprawdę ciekawa, co wniesie ze sobą ta bohaterka :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Kocham tego twojego Syriusza!!!

    OdpowiedzUsuń
  18. Ach ta Łapa i jego żarty. Nie ma to jak popsuć koledze miły wieczór z dziewczyną. Wielki plus za wściekłość Lily, zawsze widziałam w niej dużo zaborczości, więcej nawet niż w Jamesie.
    Hmm, czyżbym wcześniej miała rację co do Paige? Czyżby jednak było coś z nią nie tak? Zastanawiam się, czy to tylko moje paranoiczne myśli, czy naprawdę naszemu Syriuszowi coś grozi.

    OdpowiedzUsuń