Podciągnęła kolana pod brodę i
przybliżyła twarz do szyby. Po kilku sekundach szkło zaparowało. Przygryzając
wargę, bezmyślnie zaczęła rysować szlaczki. Wirując razem z tysiącem swoich
myśli, nie zwracała najmniejszej uwagi na krzątające się po dormitorium
współlokatorki. Po chwili rękawem szarego mundurka starła parę, zmrużonymi
oczami spoglądając na gęste, granatowe chmury. Zapowiadało się na dużą ulewę.
Skrzywiła się, jej humor pogorszył się jeszcze bardziej. W nocy się nie
wyspała, a dodatkowo rano sfrustrowała ją jeszcze, nie wiadomo, dlaczego
nabuzowana Lily, z którą, notabene, nie widziała się od obiadu. Elizabeth
próbowała ją na zaklęciach podpytać, lecz rudowłosa milczała jak zaklęta, co
jakiś czas rzucając tylko smutne spojrzenie w stronę Jamesa. Swoją drogą,
Potter też chodził dzisiaj wyjątkowo zirytowany i, o ile dobrze zauważyła,
olewał Syriusza. Z kolei Black od rana miał minę jakby coś naprawdę
przeskrobał. Jedynie Remus i Peter zachowywali się normalnie, najwyraźniej
stroniąc od tego wszystkiego.
Położyła
dłoń na kolanie i palcami zaczęła wystukiwać niemą melodię, tylko jej znaną.
Nie miała pojęcia, dlaczego dzisiejszy dzień był taki pokręcony. Z wielką
chęcią poszłaby poszukać Remusa, ale obawiała się, że zobaczy po raz kolejny to
samo spojrzenie. W jego miodowych oczach czaił się strach. Chociaż nie mówił
tego otwarcie, wiedziała, że bał się o nią. Przerażała go myśl, że mógłby ją
skrzywdzić i dlatego nie chciał z nią być… jednak teraz, kiedy byli już razem,
obchodził się z nią jak z jajkiem. Bo nie chciał też, aby odeszła. Rozumiała
go, sama cierpiała, patrząc się na niego, dlatego chciała mu jakoś pomóc.
Westchnęła
głęboko i zeskoczyła z parapetu. Spojrzała na Marlene McKinnon, z którą
dzieliła dormitorium. Blondynka przeglądała właśnie nieznany Elizabeth magazyn.
- Marlene, widziałaś Lily?
Gryfonka
niechętnie oderwała się od gazety i ściągnęła brwi.
- Nie, przykro mi, ale nie
widziałam jej.
Elizabeth
pokiwała głową i ruszyła w stronę drzwi. Miała nadzieję spotkać w pokoju
wspólnym któregoś z Huncwotów. Była pewna, że oni będą wiedzieć, gdzie była jej
przyjaciółka. Wpadła do przepełnionego pomieszczenia, wzdychając z irytacji.
Stanęła na palcach, aby zobaczyć coś ponad głowami jakiś szóstoklasistów. Nie
odnalazła jednak znajomych czupryn.
- Ha! Zaraz cię pokonam, Lupin! –
Usłyszała podekscytowany głos Jamesa.
Odwróciła
się i zobaczyła dwóch Huncwotów grających w szachy czarodziejów na podłodze pod
oknem. Uśmiechnęła się z ulgą i podeszła do nich. Żaden nie zwrócił na nią
uwagi, dopóki nie położyła dłoni na ramieniu Remusa. Pochyliła się i pocałowała
go w policzek. Poczuła, że robi jej się cieplej na sercu. Czemu wcześniej tu nie zeszłam? Lupin uśmiechnął się do niej
szeroko, po czym niespodziewanie pociągnął ją na kolana. Pisnęła cicho,
zaskoczona.
- Coś cię gnębi? – spytał
troskliwie, obejmując ją w pasie.
- Nie, czemu pytasz? – zdziwiła
się, odgarniając mu włosy z czoła.
- Wydawało mi się, że byłaś
dzisiaj… - zaciął się, poszukując odpowiedniego słowa. – przygnębiona.
- Jak powiedziałeś, wydawało ci
się – skłamała, po czym spojrzała na Jamesa, który w zamyśleniu przyglądał się
szachom. – Więc, czy możecie mi powiedzieć, co się takiego stało, że Syriusz,
Lily i ty, James, zachowujecie się tak dziwnie?
Potter
podniósł na nią wzrok, zdziwiony pytaniem przyjaciółki.
- Nic szczególnego. – Wzruszył
ramionami. – Wieża na E3.
- Chodzi o to, że Syriusz znowu
miał swoje kilka sekund. Wczoraj, przy Lily, spytał się Jamesa, dlaczego
spotkał się z jakąś tam Puchonką – wyjaśnił jej Lupin. – Skoczek na D2.
Usta
Elizabeth szeroko się rozwarły, kiedy z niedowierzaniem patrzyła to na Remusa,
to na Jamesa. Minęła dłuższa chwila, zanim zorientowała się, że prawdopodobnie
wygląda jak niedorozwinięta. Zamknęła pospiesznie buzię.
- Serio? Widzę, że kretynizm u
niego postępuje – burknęła, wywracając oczami. – To teraz już wiem, dlaczego Lily
od rana była taka podminowana.
- Czy ja wiem… Łapa nigdy nie
robi czegoś bez powodu – zauważył Remus, a zarówno Potter jak i Powell
spojrzeli na niego zaskoczeni. – Nigdy nie wiadomo, co mu chodzi po głowie.
Nikt
się już nie odezwał, a więc każdy z osobna uznał ten temat za zamknięty.
Chłopcy wznowili grę, z kolei Elizabeth przyglądała się im, co jakiś czas
spoglądając na okno. Na dworze robiło się coraz ciemniej, zerwał się silny
wiatr. Gdzieś w oddali błysnęło. Blondynka skuliła się i pozwoliła, aby Remus
mocniej ją objął.
- Ej, czytaliście już Proroka? –
zawołała Lily, pojawiając się znikąd. Pomachała gazetą.
James
poprawił okulary i spojrzał na nią, zastanawiając się, czy jeśli odezwie się,
ona go zruga za to. Remus wraz z Elizabeth pokiwali zgodnie głowami, nieco
markotniejąc. Potter wciąż siedział nieruchomo, patrząc, jak rudowłosa sadowi
się obok niego. Najwyraźniej poczuła na sobie jego wzrok, bo jej zielone oczy
spotkały się z orzechowymi. Zacisnął szczękę, powstrzymując się przed wzięciem
ją w ramiona i pocałowaniem. Nawet nie sądził, że tak bardzo stęsknił się za
jej dotykiem.
- Lily… - zaczął, chcąc jeszcze
raz wyjaśnić wczorajszą sytuację. Dziewczyna jednak pokręciła głową i
uśmiechnęła się blado.
- Syriusz mnie dzisiaj dorwał i z
ręką na sercu wyznał, że tylko sobie żartował. Na początku mu nie uwierzyłam,
ale kiedy zaczął mnie ciągnąć do klasy od eliksirów, żeby ukraść Veritaserum,
nie miałam wyboru. – Spuściła wzrok na jego zaciśnięte dłonie. – A ja
przepraszam, chyba zbyt intensywnie, ee, gwałtownie zareagowałam… - Przygryzła
wargę i odwróciła głowę, po czym rozwinęła gazetę.
James,
zbyt zaskoczony, nie odzywał się przez chwilę. Dopiero, kiedy w pełni
przetrawił słowa rudowłosej, niepewnie ścisnął jej dłoń.
- Nic się nie stało – wymamrotał,
z lekkim uśmiechem patrząc, jak dziewczyna się rumieni.
Lily
wyglądała jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, przypomniała sobie jednak o
obecności Remusa i Elizabeth. Odchrząknęła.
- Więc, co o tym sądzicie? –
spytała ich, marszcząc czoło.
- Że Syriusz to idiota – odparła
natychmiast Elizabeth, wydymając usta.
- Co? Ale to nie o to mi chodzi!
– Evans przystawiła jej gazetę do twarzy. – Pytałam o to. Wiecie, że straciłam
pamięć i nadal wiele nie pamiętam, dużo nie rozumiem… Po prostu, powiedzcie mi,
czy to, co wypisują tutaj to prawda.
Powell
zabrała Proroka Codziennego i przesunęła wzrokiem po kilku wersach. Remus oparł
podbródek na czubku jej głowy i także rzucił okiem na tekst. Lily zaczęła
strzelać palcami, ze zniecierpliwieniem spoglądając na każdego po kolei.
Rzeczy, których się dowiedziała jednak nie mogły równać się z liczbą tych,
których była jeszcze nieświadoma. Miała jeszcze tak wiele pytań. Między innymi
te dotyczące jej wakacji pomiędzy trzecią i czwartą klasą. Chciała się o to
spytać Jamesa, ale nie była pewna, czy może poruszyć ten temat w obecności
Remusa i Elizabeth. W końcu, może nie bez powodu oni nie wiedzieli o tym do tej
pory? Miała jeszcze czas, na pewno znajdzie się jakaś chwila, w której będzie z
Jamesem sam na sam.
- Przestań – powiedział Potter,
wzdychając głęboko.
Odwróciła
się w jego stronę, kompletnie zdezorientowana. Spoglądał na nią z mieszaniną
frustracji i rozbawienia.
- Ale co?
- To! – Wskazał na jej dłonie. –
Nienawidzę, kiedy tak robisz – dodał cicho, obserwując, jak układa dłonie na
kolanach i zaciska je w piąstki.
- Aurorom udało się schwytać dwóch Śmierciożerców, którzy uczestniczyli w
napadzie na ulicę Pokątną. Zostaną oni zesłani do Azkabanu. Minister Magii,
Dugald McPhail, zapewnia, że od teraz na Pokątnej pojawi się dodatkowa ochrona,
tak samo jak w Hogsmeade. Przekonuje
także, że nie ma powodów do paniki, ponieważ Ministerstwo Magii ma wszystko pod
kontrolą… - Elizabeth przytoczyła fragment artykułu, po czym
prychnęła. – Czy oni mają pojęcie, że
to, co napisali w ogóle nie trzyma się kupy? Niby mają nad wszystkim kontrolę,
ale na Pokątnej zginęło ile osób? Piętnaście? Dwadzieścia? – warknęła, po czym
zgniotła gazetę i odrzuciła w kąt.
- Zginęło jedenaście, rannych
dwadzieścia pięć i trzy zaginęły – wyliczył Remus, marszcząc czoło. – Od
pewnego czasu mam wrażenie, że… - zaciął się i pokręcił głową, ignorując
wyczekujące spojrzenia przyjaciół.
- Że co? – dopytywał się James.
Remus
westchnął zrezygnowany i otworzył buzię, aby odpowiedzieć, ale zagłuszył go
niesamowicie głośny grzmot. Wszyscy drgnęli, przestraszeni. Elizabeth w tej
chwili miała ochotę wtopić się w Lupina. Chłopak najwyraźniej to wyczuł, bo
pocałował ją w skroń i zaczął gładzić po ramionach.
- Chodzi o to, że… no wiecie,
może ktoś stara się przejąć kontrolę na ministerstwem, nad prorokiem? Nie
przychodziło wam to wcześniej do głowy? W gruncie rzeczy to jest dziwne, że
ludzie umierają, a oni właściwie nic nie robią – ściszył głos.
Zapadła
pomiędzy nimi grobowa cisza.
*
Nienawiść,
wrogość, złość… Syriusz niemal topił się w tych emocjach, spoglądając na
swojego brata. Regulus rzucił mu jedynie zimne, obojętne spojrzenie, po czym
podniósł wysoko podbródek i dumnie przemaszerował przed Gryfonem. Powstrzymał
się przed wypowiedzeniem słów, które cisnęły się na usta. Już niemal ułożył
odpowiednio wargi do pierwszych liter, ale pospiesznie ugryzł się w język.
Syriusz nie mógł wiedzieć. Nie teraz, kiedy tak dobrze mu szło.
Nie
mógł wiedzieć o tym, że był dla niego autorytetem. Nie mama, nie tata, ani też
ciotki czy nawet sam Voldemort. Nie mógł wiedzieć, że Regulus go podziwiał
odkąd skończył czternaście lat. Zazdrościł Syriuszowi siły i odwagi do
przeciwstawienia się rodzinie i jej poglądom. Zazdrościł mu tego, że jako
dziecko nie był podatny na wpływy rodziców. Zazdrościł mu przyjaciół.
Regulus
trzymał to wszystko w najdalszym zakamarku głowy, najciemniejszym, skrzyni
zamkniętej na cztery spusty. I grał. Udawał kogoś, kim już od dwóch lat nie
był. Wykonywał należącą do niego robotę, bo to on najlepiej się do niej
nadawał. Robił dobrą minę do złej gry. I wciąż nie mógł uwierzyć, że tak dobrze
mu szło. Że nikt nie zauważył. Wśród Ślizgonów zajął upragnione miejsce. Był szychą.
Uśmiechnął
się chmurnie i wsadził dłonie do kieszeni. Palcami wyczuł zmięty skrawek
pergaminu, na którym Peter wielkimi literami napisał, że musi się z nim
koniecznie spotkać w lochach. Ślizgona bardzo zastanawiało, czego dowiedział
się Pettigrew, że tak bardzo nalegał na spotkanie w biały dzień. Rozejrzał się
po pustym korytarzu, po czym skrył za ścianą, czekając na nadejście Gryfona.
Przymknął
oczy i odchylił głowę, wsłuchując się w ciszę. Ile to razy marzył o tym, żeby
znaleźć się w innym domie niż Slytherin. Czemu nie przydzielono go do
Ravenclawu? Czuł, że by świetnie tam pasował. Nie potrafił już patrzeć na
okrutność Ślizgonów. Może i był przebiegły, ale brzydził się przemocą. A jednak
musiał ją znosić, bo tak obiecał jedynej osobie, której prawie wszystko powiedział.
A Regulus Black zawsze dotrzymywał składanych obietnic.
Gwałtownie
wyprostował się, słysząc znajome ciężkie kroki, sapanie. Ściągnął brwi i
pociągnął biegnącego Petera za kołnierz, po czym zaciągnął w najciemniejszy
zakątek korytarza. Pettigrew, przerażony i zaskoczony, przywarł do ściany,
rozszerzając szeroko wodniste oczy. Ślizgon stanął przed nim, krzyżując ręce na
klatce piersiowej i protekcjonalnie spoglądając z góry. Glizdogon skurczył się
w sobie, a po dłuższej chwili odetchnął głęboko i wyciągnął trzęsącą się dłoń
ze zwiniętym pergaminem, który teraz przesiąkł potem Gryfona.
- Co to?
- Znalazłem list od rodziców do
Jamesa. Skopiowałem go – odpowiedział drżącym ze strachu głosem.
Black
bez słowa wyrwał go i odchrząknął.
- Możesz już iść – powiedział
sucho.
- Ale…
- Idź! – rozkazał, zaciskając
zęby.
Pettigrew
pokiwał szybko głową i uciekł, nie chcąc na własnej skórze odczuć gniewu
jednego z Blacków. Regulus spuścił wzrok na kopię listu, próbując uspokoić
oddech. Bez wahania rzucił pergamin na posadzkę, po czym wyciągnął różdżkę.
- Incendio – wymamrotał bezmyślnie, patrząc, jak list płonie.
Nie
musiał go czytać, żeby wiedzieć, co tam się znajduje. Sam go napisał, podrobił.
To miała być przynęta na zdrajcę. I wygląda na to, że Peter dał się na nią
złapać, tym samym dowodząc, jakim perfidnym tchórzem był. Wykrzywił usta w
grymasie. Nienawidził zdrajców. I w tej chwili miał ochotę zabić Petera
Pettigrew.
- Gotowy? – Usłyszał ponury głos
Severusa.
Wzdrygnął
się. Jedna myśl przeszyła jego ciało jak zatrute ostrze. Sprawiła, że
natychmiast odechciało mu się żyć. Nie miał także ochoty spoglądać na Snape’a, który,
na pewno, uśmiechał się sarkastycznie. Regulus nie miał wątpliwości, że
poniekąd cieszył się z tego, co ma nadejść. Jednak, kiedy się odwrócił, nie
ujrzał uśmiechu, tylko zaciśnięte usta i badawczy wzrok.
- Oczywiście – skłamał, mrużąc
oczy. -
A ty?
- Myślę, że już odpowiedziałeś na
te pytanie, przyjacielu – mruknął
Snape, przeszywając go nieodgadnionym spojrzeniem.
Regulus
miał wrażenie, że w słowach Ślizgona kryło się coś jeszcze. Coś, czego na razie
nie rozumiał. O co mu chodziło? Spuścił
wzrok na lewe przedramię, gdzie za kilka miesięcy miał pojawić się Mroczny
Znak. Czyżby Severus też coś ukrywał?
Kiedy podniósł głowę, czarnowłosego już nie było.
*
Lily
ziewnęła potężnie, nawet nie starając się tego ukryć, po czym z donośnym hukiem
zatrzasnęła książkę zawierającą przepisy na najtrudniejsze eliksiry.
Przypadkowo znalazła ją na dnie kufra, szukając bluzki, którą podobno pożyczyła
w sierpniu od Elizabeth. Przeciągnęła się na łóżku i właśnie miała podnosić się,
kiedy usłyszała bojowy okrzyk, a potem coś ciężkiego ją przygniotło. Jęknęła
cicho i spróbowała się poruszyć, ale coś, co leżało na niej uniemożliwiało jej
to. A raczej ktoś.
- Czyś ty do reszty oszalała? –
warknęła Evans do Elizabeth, która roześmiała się głośno, nie zwracając uwagi
na krzywe spojrzenie współlokatorek.
- Uważasz, że zbrodnią jest mieć
dobry humor? – odpowiedziała pytaniem.
- Chcesz resztę życia spędzić w
Azkabanie?! – wykrztusiła Lily, szeroko otwierając oczy.
- Za co? – zdziwiła się Powell,
wydymając wargi.
- Zaraz mnie udusisz, idiotko! –
Zaszamotała się.
- Ah, tak, wybacz… - powiedziała
blondynka, udając skruchę, po czym zeszła z przyjaciółki i usiadła obok niej po
turecku.
Evans
szybko podniosła się, odgarnęła włosy z twarzy i chwyciła pierwszą lepszą
poduszkę, którą z całej siły przywaliła Elizabeth. Kiedy minął pierwszy szok,
zasapała i wzrokiem odszukała czegoś, czym mogłaby oddać, jednak Lily już
zdążyła zamknąć się w łazience.
Rudowłosa
parsknęła cichym śmiechem, po czym podeszła do wanny i odkręciła jeden z
kurków. Po łazience niemal natychmiast rozniósł się zapach lawendy. Lily po
dłuższej chwili weszła do gorącej wody, zaciskając zęby. Trochę poparzyła się
zanim przyzwyczaiła ciało do wysokiej temperatury. Westchnęła z rozkoszy i
zamknęła oczy. Teraz była w stanie nie myśleć o niczym, nie musiała się
zamartwiać, przejmować…
Jęknęła,
czując przeszywający ból głowy. Zacisnęła dłoń na krawędzi wanny i otworzyła
szeroko oczy. Czuła, że kolejne wspomnienie odblokowało się. Coś nieprzyjemnego
ścisnęło ją w brzuchu. Przyłożyła do niego dłoń i pochyliła się, niemal
zanurzając twarz w wodzie.
Zacisnęła i rozluźniła bolącą dłoń, która
dosłownie przed minutą z donośnym plaskiem zderzyła się z policzkiem Jamesa.
Zbiegła po schodach na szóste piętro, nawet nie próbując uważać na obluzowane
stopnie. Jak śmiał nazwać mnie hipokrytką?!, pomyślała rozzłoszczona,
przemierzając korytarz. Nie miała zielonego pojęcia gdzie kieruje się. Chciała
po prostu znaleźć się jak najdalej od okularnika, bo wiedziała, że w każdej
chwili może wrócić do wieży Gryffindoru i go zamordować gołymi rękami.
Ze zdziwieniem
odkryła, że po jej zarumienionym policzku spływa coś wilgotnego. Uniosła dłoń i
starła to. Obraz zamazał się, przystanęła. Płakała… czemu płakała?
- To tylko głupi Potter – warknęła cicho, ze złością ścierając kolejną
łzę.
Oparła się o ścianę
i nabrała głębokiego wdechu, jednak nie pomogło to tak jak spodziewała się.
Jęknęła cicho i zakryła dłońmi oczy. Wszystkie emocje kumulowały się w niej,
miała ochotę coś zniszczyć, ale zamiast tego pociągnęła nosem i głośno
zapłakała. Nie potrafiła panować nad swoimi emocjami. Na pewno nie po kłótni z
Potterem. Nienawidziła go, ale jednak po każdej większej sprzeczce z nim,
czuła, jak coś rozrywa się w jej wnętrzu. Starała się to ignorować, ale z
czasem zaczęło ją to niemiłosiernie męczyć.
- Lily? – Usłyszała znajomy, nieco ochrypły głos.
Oderwała dłonie od
twarzy i zamrugała powiekami. Musiała odczekać dłuższą chwilę zanim obraz
wyostrzył się. Kamień spadł jej z serca, kiedy ujrzała najlepszego przyjaciela.
Zacisnęła wargi. Miała wrażenie, że od
ich ostatniej rozmowy minęły całe wieki, podczas kiedy to było zaledwie tydzień
temu. Wierzchem dłoni otarła mokre policzki. Spoglądając w ciemne, zatroskane
oczy Severusa, nagle zapragnęła poczuć czyjąś bliskość. Rzuciła się mu w
ramiona. Natychmiast mocno ją do siebie przycisnął, chociaż był zaskoczony.
Oparła podbródek na
jego ramieniu, po czym pociągnęła nosem. W napięciu spoglądała na stojącego
kilkadziesiąt stóp dalej Pottera, który z zaciśniętymi pięściami wpatrywał się
w nią. Wydawało jej się, że okularnik zaraz tu podejdzie i na nowo rozpęta się
kłótnia. Pojawił się jednak Syriusz i pociągnął go dalej. Zapewne szli do
Hagrida, o czym rozmawiali na śniadaniu. Odsunęła się od Severusa, po czym
spojrzała w jego kamienną twarz. Jedynie w oczach widać było skumulowane emocje:
troskę, złość…
- Mówiłem ci, żebyś się z nim nie zadawała – powiedział cicho,
zatrzymując najgorsze przekleństwa dla siebie. – Potter…
- Ja też ci coś mówiłam – wpadła mu w słowo, mrużąc oczy.
- Możemy o tym teraz nie rozmawiać?
- No jasne, przecież oni to co innego, prawda? – odparła z żalem.
- Chcesz kolejnej kłótni? – Pomiędzy jego brwiami pojawiła się bruzda.
Pokręciła głową i
spuściła ją. Była już zmęczona, a dodatkowa zacięta dyskusja z najlepszym
przyjacielem nie była jej potrzebna. Dlatego tym razem odpuściła mu rozmowę na
temat jego nowych przyjaciół, którzy, według niej, mieli na niego zły wpływ.
Drgnęła, kiedy położył jej dłoń na ramieniu.
- Chodź na spacer. A przy okazji wytłumaczysz mi, co on ci znowu zrobił
– zaproponował.
- Sev…
Otworzyła
szeroko oczy, starając się opanować oddech. Opuszkami palców zaczęła
rozmasowywać skronie, aby choć trochę uśmierzyć ból. Przypomniała sobie. Już wiedziała,
co wydarzyło się w lipcu 1974 roku.
__________
Mam wrażenie, że ten rozdział to taki trochę zapychacz, ale jednak musiał się pojawić, bo bez niego ani rusz. Szczególnie ważna scena była z Regulusem... Swoją drogą, mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko niemu? Ostatnio odkryłam, że ciągnie mnie do postaci, które Rowling dość mało opisywała, a jednak miały one wpływ na historię :).
Zaczęła się szkoła, więc mam nadzieję, że nie zabijecie mnie za to, że jeszcze niektórych blogów nie skomentowałam, ale obiecuję, że postaram się wreszcie znaleźć czas. A, no i rozdział na moim drugim blogu także pojawi się z małym opóźnieniem...
Miałaś rację,że będzie teraz dużo Regulusa:D Jaki on jest...cudowny.
OdpowiedzUsuńRozdział zapowiada się ciekawie:D Co sobie Lily takiego przypomniała?? W jaki sposób Peter zdobył ten list? Mam nadzieję,że w jedenastym rozdziale wszystko się wyjaśni:D
Pozdrawiam
Enim
Witaj!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jakie to miłe uczucie, gdy wchodząc na bloggera widzę nowy rozdział u Luie! A może wiesz, w każdym razie... Dzięki za osłodę po pierwszym tygodniu szkoły :D
Poza tym Regulus u mnie punktuje. Znaczy się, już od chwili przeczytania o nim w Harrym Potterze go polubiłam, aczkolwiek... Cóż, Ty sprawiłaś, że polubiłam go jeszcze bardziej - i mam nadzieję, że będę go lubić do samiuteńkiego końca ;p
Ale za jedną rzecz muszę Cię ochrzanić: koniec rozdziału tak szybko? Raaany, no i ten lipiec. Lipiec 1974! Tak się nie mogę doczekać następnego rozdziału, że sama nie wiem, jak ja przeżyję do nn.
Coś miałam jeszcze pisać... Wybacz, o połowie pewnie zapomnę - trochę jest mi śpiąco, bo wczoraj poszłam późno spać - wiadomo, Paranormal Activity w telewizji (aczkolwiek nie cały, ale nie żałuję - już raz oglądałam :D ) a dziś rano miałam bardzo głośną pobudkę. A jeśli dodać to tego cały tydzień także wczesnego wstawania, to po prostu siłą rzeczy jestem śpiąca. Ale czytanie rozdziału (takiego rozdziału!) jest o wiele lepsze od spania.
Tak w ogóle, to kiedyś tu zaglądnęłam (całkiem niedawno - chyba w tym tygodniu) i zobaczyłam nowy szablon. Całkiem inny od poprzedniego - ale rysuneczki są urocze, o rany :3 W takim wydaniu chyba najbardziej lubię Huncwotów i resztę.
Coś tu jeszcze... AHA! Peter, Peter, Peter. Zdrajca Peter. No cóż - mam wspólną cechę z Twoim Regulusem - także nienawidzę zdrajców. I w tamtej chwili także miałam ochotę zabić Pettigrew'a.
Hm, włączając po raz kolejny piosenkę, zapomniałam, co jeszcze miałam napisać. Może faktycznie powinnam już iść spać? :D A swoją drogą, piosenka Jasona jest cudowna. Słuchałam dobre kilka razy :D
Rany, naprawdę jestem zapominalska - może mi się jeszcze później coś przypomni (aha! Między innymi ten rozdział wcale nie jest 'zapychaczem' - jest świetny) - a tymczasem życzę weny i czasu - dużo przyjemnego czasu, bo w końcu jest wrzesień, i ta szkoła ;<
Pozdrawiam cieplutko, trzymaj się!
Piękny rozdział, naprawdę śliczny :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Lily odzyska wreszcie pamięć, bo strasznie żal mi Jamesa ;c
Pozdrawiam i niech wena trzyma cię mocno!
Lilka.
Nigdy nie patrzyłam na Regulusa z takiej strony. Zawsze wydawało mi się, że jest ZLY!
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział! Nie mogę doczekać się następnego!
No, ten fragment z Regulusem mi się chyba najbardziej spodobał. Może to dlatego, że bardziej niż o przygodach Huncwotów lubię czytać o tej "ciemnej stronie mocy"? xD Ten fragment był najmniej sielankowy, przez co najbardziej przypadł mi do gustu i mam wrażenie, że będzie istotny. No i podoba mi się, jak ukazujesz Regulusa. Nie jako kogoś złego i zaślepionego, a jako kogoś, kto gra, kto udaje takiego, ale w głębi duszy podziwia Syriusza i jego zbuntowany charakter umożliwiający postawienie się rodzinie. Tak, taka niejednoznaczność postaci mi się podoba, dobrze to oddałaś. No i jego niechęć do Petera... Cóż, Peter był obrzydliwym tchórzem i zdrajcą. Też go nigdy nie lubiłam.
OdpowiedzUsuńOgólnie jednak rozdział był całkiem przyjemny. Fajna była też ta scena z artykułem z gazety, pokazująca, że jednak w tym twoim świecie nie ma takiej zupełnej sielanki. Że mimo, że bohaterowie wiodą zwyczajne, przyjemne życie w murach szkoły, poza nimi nie jest tak kolorowo i że mroczne czasy trwają. Lubię ten mrok, dlatego zawsze się frustruję, jak czytam opowiadanie o Huncwotach, a tam sama sielanka i zero wojny czarodziejów. A ja głównie dlatego lubię czytać o tych czasach, właśnie przez wzgląd na intensywną działalność Volda.
Dobrze, że Syriusz przyznał się do tego, że ta jego uwaga o Puchonce to tylko głupi żart. Bo tamto było naprawdę chamskie z jego strony, i tylko niepotrzebnie skłócił Lily i Jamesa. A przecież dziewczyna ma wystarczająco trudno, bo utraciła wspomnienia i dopiero musi sobie jakoś przypomnieć swoje życie.
ps. Poprzedni szablon był dużo lepszy. Ten jest taki jakiś... Niedopracowany.
Bardzo przyjemny rozdział :) Kilka błędów się wdarło, ale kim jestem by ci je wypominać, zwłaszcza, że reszta jest świetna :) Uwielbiam moment, w którym piszesz o uczuciach Regulusa <3
OdpowiedzUsuńHm.. Na Początku stwierdziłam, że spieprzyłaś sprawę zmieniając tamten piękny szablon, na ten.. jednak po czasie mogę powiedzieć, że te rysynki są urocze :) Szczególnie dwa pierwsze na dole <3
Pozdrawiam i życzę weny :) ~accio
och, muszę zacząć jeść więcej orzechów, bo mam problemy z pamięcią. Wybacz mi, proszę. Przeczytałam kilka dni temu, ale oczywiście, poszłam sobie i zapomniałam zostawić komentarz.
OdpowiedzUsuńRegulus Black - będzie dla mnie na zawsze jedną, wielką tajemnicą, co lubię i liczę, że pomimo wszystko tą aurę tajemniczości mu pozostawisz.
Severus ♥ o tak, wiesz co misie lubią najbardziej. ;) Nie ukrywam, że ten fragment podbił moje serce. Jest taki... słodki? Szkoda, że niektóre rzeczy potoczyły się tak, jak się potoczyły, ale może i dobrze? I podoba mi się sposób, w jaki wprowadzasz "w życie" wspomnienia Lily. Ten ból głowy i te sprawy... no fajnie Ci to wychodzi.
Lupin jest w końcu (nareszcie!) szczęśliwy, tak jak i Powell. Och i tak bardzo lubię jej niechęć do Syriusza. :) To takie fajne, że ktoś go nie lubi. ^.^
Pozdrawiam,
Eileen
Jedno słowo:
OdpowiedzUsuńWow!:P
Kiedy będzie kolejny rozdział?:*
OdpowiedzUsuńJestem, czytam, ale nie mam czasu, ani siły komentować. :( Kocham go opowiadanie i mam nadzieję, że niedługo się coś pojawi! :*
OdpowiedzUsuńOmójmatko! Szejm on mi! Nie skomentowałam jeszcze?! Oddam się na zagryzienie mojemu krwiożerczemu psu!
OdpowiedzUsuńAle może dlatego nie skomentowałam, że rozdział tak bardzo mi się spodobał. ;) Uwielbiam tę scenę z Regulusem. Kurczę, wszystkie Twoje postaci mają taką głębię psychologiczną i są niesamowicie prawdopodobne. Mają swoje motywy, odmienne charaktery. Tzn. w oryginale też naturalnie je mieli ;), ale Ty to jeszcze pogłębiasz. Z mojej strony ukłony!
Wspomnienia wracają, hm? No, ciekawie się robi, nie powiem. Niby coś tam nam mówisz, a tak naprawdę grasz na nosie i się śmiejesz. ;) Ja przynajmniej nie czuję się specjalnie mądrzejsza w kwestii owego feralnego lata. A obiecałaś, że się wyjaśni w tym rozdziale! Takie wredoty jak ja nie zapominają! 3:)
No i jeszcze tylko dodam, że scena, w której James i Lily się godzą jest taka urocza, że prawie rzygam tęczą, ale tylko prawie, bo na całe szczęście udało Ci się uniknąć wpadania w nadmierny sentymantalizm i tkliwość. Kolejne brawa! ^^
No i cóż? Pozdrawiam, raz jeszcze się kajam i życzę natchnienia.
Off
P.S. Jestem fanką tego nowego szablonu. Dużo bardziej mi się podoba niż poprzedni. ^^
Cieszę się, że tak je odbieracie, bo nie raz miałam wrażenie, że może zbyt płyyko je opisuje, czy coś. Ale skoro tak mówisz, to już chyba nie muszę się o to martwić :).
UsuńNo może trochę gram na nosie, ale na pewno się nie śmieję! Ja po prostu lubię tkaie zawiłe sytuacje, bo nie lubie, kiedy w opowiadaniu nic się nie dzieje ;p. A co do tej sytuajci z lata, to miała się wyjaśnić w tym rozdziale, ale coś poszło nie tak... W każdym razie, nie długo Lily w końcu o tym wspomni ;p.
To bardzo się cieszę, bo mi on właśnie też się cholernie podoba ^.^
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz! :)
Lily straciła pamięć? Och, tak dopiero co tu zaglądnęłam i tak przy okazji to dziękuję, za komentarz u mnie, ale ta świadomiość mną wstrząsnęła. Bardzo fajnie piszesz i jestem tak cieka tego co działo się wcześniej, że lecę czytać poprzednie rozdziały :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Dziewczyno, jesteś świetna!
OdpowiedzUsuń~ liluse
Hah, Elizabeth niekiedy też fajnymi tekstami rzuca i ciekawie się zachowuje ;D Lily dalej sobie coś przypomina, fajnie, fajnie, na dodatek jestem ciekawa co się stało tamtego lata xd A co do Regulusa, to nieźle, nieźle, interesujący wątek może z tego powstać, więc podoba mi się to, jak go przedstawiasz! na dodatek ten list, sprytne :) Tym razem piszę jeszcze mniej, przepraszam, ale wiedz, że przeczytałam i jak zawsze zrobiłam to z wielką przyjemnością i uśmiechem wymalowanym na twarzy xd
OdpowiedzUsuńHuhuhu, lipiec 1974 roku brzmi mrocznie i złowrogo. Tak się zastanawiam dlaczego Potter nazwał Lily hipokrytką. Ma to coś wspólnego z Syriuszem, bo raczej nie z tym, że wybierali się do Hagrida? A może z nowymi przyjaciółmi Severusa? Też opcja, i chyba najbardziej prawdopodobna.
OdpowiedzUsuńWidzę, że Liz wraz z Lupinem nie próżnują. Tak samo jak Peter donosiciel. Regulus uwielbia swego brata? Regulus zdradza swych przyjaciół? Ciekawiejsze, coraz ciekawiejsze...